yirmi yedi

64 8 9
                                    

- Dziś ostatnia rozprawa. - powiedziała Deniz poprawiając mój krawat. - Jak się czujesz?

- Dziwnie. Mam złe przeczucia. Sam nie wiem dlaczego... İlayda taka jest. Lubi sprawiać, żeby człowiek źle się czuł. - mruknąłem.

- Wszystko będzie dobrze. Będę tam razem z tobą. - uśmiechnęła się.

- Zawsze jesteś razem ze mną. Dziękuję ci za to. - przytuliłem ją. - Kocham cię, Deniz Kaya.

- Ja ciebie też, Ali Murat Yanan. - powiedziała. - Może to nie odpowiednia chwila, ale... Skoro ty mi dałeś nowe serce, ja chcę ci dać malutki prezent.

Podeszła do stolika nocnego i ze szufladki wyciągnęła niewielkie pudełeczko od kremu. Skądś znam to pudełeczko...

- Ali Murat, przestań! - pisnęła wyrywając swoją nogę.

- Przestań, Deniz, bo wda się zakażenie! Po tym będzie ci lepiej! - powiedziałem szarpiąc się z nią. - Co mam zrobić, żebyś grzecznie siedziała?

- Ali, to boli... Nie chcę... - skrzywiła się i wytarła swoje łzy z policzków.

- Ten krem ci pomoże. Zrobię to bardzo delikatnie, w porządku? A jeśli zrobię ci krzywdę, do pozwolę ci mnie pobić. - na moje słowa dziewczynka się zaśmiała i przytaknęła.

Ze swojej kieszeni wyciągnąłem niewielkie pudełeczko z kremem, dzięki któremu rany szybciej się goiły. Śmierdział niemiłosiernie, ale był niezwykle skuteczny. Deniz ciągle robiła sobie krzywdę, co chwilę zdobywała nowe siniaki i obtarcia, więc ten krem był koniecznością. Nałożyłem trochę mazi na swój palec, a później na jej ranę. Od razu po wsmarowaniu go w jej kolano, zacząłem dmuchać, by nie szczypało.

- I co? Było tak tragicznie? - prychnąłem.

- Głupi jesteś i tyle. I tak mnie bolało. - fuknęła.

Spojrzałem na Deniz z uśmiechem, szczególnie, gdy usłyszałem, że pudełko zagrzechotało.

- Co tam jest? - spytałem zaciekawiony.

- Otwórz i się przekonaj. - przysiadła na łóżku.

No i otworzyłem. Ciekawość była silna.

- Kupiłaś pierścionki zaręczynowe? Kiedy? Co i kiedy przeoczyłem? - spojrzałem na nią z jeszcze większym uśmiechem.

- Znacznie wcześniej niż ci się wydaje. Kupiłam je mając 13 lat. Trzymałam je pod poduszką. Przecież obiecaliśmy sobie małżeństwo, gdy byliśmy dziećmi. - spuściła głowę. - Załamałam się, kiedy rodzice chcieli wydać mnie za mąż. Cudem udało mi się zniechęcić mojego kandydata.

- Złamałaś mu nos? -zaśmiałem się.

- I nos i rękę i dwa żebra... - skrzywiła się. - Naprawdę nie lubię, kiedy ktoś jest natarczywy...

- Skoro jesteśmy już przy prezentach w nieodpowiednim momencie... - mruknąłem i sięgnąłem po kartkę z wewnętrznej kieszeni mojej marynarki. - Proszę.

- Wyznaczyłeś datę ślubu... - powiedziała zdziwiona. - Na za tydzień?!

- Gdybyś mi dwa razy nie umierała, to byłoby wcześniej. - fuknąłem. - Trzy razy przekładałem, trzy! Kobieta na mnie patrzała, jak na wariata...

- Bo nim jesteś. - zaśmiała się Deniz. - Ale tylko moim. Jak dobrze, że jesteśmy już razem...

- Już do samego końca będziemy... - pocałowałem ją w czoło.

trzea im tam troche poslodzic a co xd niech majo xd

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

trzea im tam troche poslodzic a co xd niech majo xd

w końcu już niedługo rozprawa dotycząca opieki nad Zeyno...

w końcu już niedługo rozprawa dotycząca opieki nad Zeyno

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
when the rain begins to fallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz