Rozdział 15

585 73 71
                                    

Siedzę na ławce i nie mam pojęcia, ile czasu upłynęło. Głowę chowam w dłoniach i lekko bujam się w przód i w tył, próbując powstrzymać ciągle powracające fale mdłości. Nagle słyszę znajomy głos. Podnoszę głowę i widzę podchmielonego Olka. Stoi obok mnie i coś gada, ale ja w uszach ciągle mam szum, więc ledwie go słyszę.

– Co? – pytam.

– Może cię odprowadzić do domu? – Siada obok mnie na ławce zdecydowanie zbyt blisko, czuję od niego wódę i papierosy. – Albo moglibyśmy pójść jeszcze gdzieś razem i się zabawić. – Przybliża się do mnie jeszcze i obejmuje ramieniem, a ja cała sztywnieję.

– Spierdalaj, Olek.

– Daj spokój, piękna.

Olek wzmacnia uścisk, więc zrzucam jego rękę z mojego ramienia i w tym momencie jak spod ziemi wyrasta Peter.

– Słyszałeś ją, Olek. Spierdalaj – cedzi przez zęby.

Na jego widok zarówno Olek, jak i ja zrywamy się z ławki. Mną nieco zachwiało, więc Peter mocno ściska mnie za ramię.

– Dobra, dobra. Już spadam, pani nietykalska. – Olek wsadza ręce do kieszeni i się oddala.

Mam ochotę rzucić się Peterowi na szyję i uściskać go, ale widzę jego minę i ochota od razu mi przechodzi. Wygląda na nieźle wkurzonego. Zaciska jeszcze mocniej palce na moim ramieniu.

– Jo, co ty wyprawiasz? – pyta chłodno. – Ktoś ci coś dosypał?

– Nie, nie, zatrułam się chyba.

– Ta, jasne.

– Peter, przepraszam. Dzięki, że po mnie przyjechałeś.

– Przecież miałaś nocować u Marty?

– Ona wolała jechać do Jacka na całonocny seks – mruczę i znów kręci mi się w głowie.

– To jest ta wspaniała domówka? – Peter wskazuje ruchem głowy klub, z którego wyszłam.

– Mała zmiana planów – przedrzeźniam głos Marty.

– Chodź, zawiozę cię do domu. – Peter ciągnie mnie w stronę samochodu. – Masz szczęście, że byłem niedaleko z kumplami i że przyjechałem autem.

– Peter, czekaj, ale ja nie mogę wrócić do domu. Nie w takim stanie. – Wyszarpuję się mu i zatrzymuję.

– Co ty pieprzysz? – Peter jest już wyraźnie poirytowany, ale ja brnę dalej.

– Błagam cię. Mama mnie zabije, jak mnie zobaczy w takim stanie – mówię przez łzy.

– Daj spokój przecież masz już prawie osiemnaście lat.

– Peter...

– To co masz zamiar zrobić?

– Mogłabym przenocować u ciebie. – Spoglądam na niego błagalnym wzrokiem.

– U mnie? – Śmieje się. – Pamiętasz, że mieszkamy naprzeciwko siebie?

– Przemkniemy się jakoś niezauważeni. Rano wymknę się do domu. Proszę, Peter, pomóż mi. – Łapię go za kurtkę i spoglądam w oczy. Kręci tylko głową i bez słowa prowadzi mnie do auta.

– Nie podoba mi się ten plan. – Peter pomaga mi zająć miejsce pasażera, mamrocze przy tym pod nosem. Zapina mi pasy jak małemu dziecku i patrzy mi w oczy. – Mam nadzieję, że nie obrzygasz auta?

– Postaram się – szepczę.

Wtedy bym już na pewno umarła ze wstydu.

Jedziemy w ciszy. Peter nie włączył nawet radia. Opieram czoło o szybę i staram się skupić wzrok na jednym punkcie. Modlę się, żeby mój żołądek wreszcie przestał wariować.

Z tobą zawsze ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz