▶3◀

56 11 7
                                    

Inaczej niż zazwyczaj w San Francisco, Will bardzo szybko zdecydował się na prezent dla siostry. Gdy tylko zaparkowałam swoje Porsche na sąsiedniej ulicy, kuzyn dostrzegł swój cel - punkt sprzedaży biletów.

- Jestem pewien, że Clara ma dosyć bibelotów, więc kupię jej coś, co ją ucieszy - stwierdził.

- Złoty zegarek za dwa tysiące dolarów to twoim zdaniem bibelot? - zapytałam, unosząc ze zdziwienia okulary przeciwsłoneczne. Mówiłam też nieco głośniej.

To był błąd.

Ogromny błąd, ponieważ chłopak idący naprzeciwko mnie zatrzymał się gwałtownie jakieś dwa metry przede mną i wydukał:

- Jane Dallas? Czy to ty?

Szybko zsunęłam okulary z powrotem na nos i zmierzyłam go wzrokiem. Miał może piętnaście lat, był niski i szczupły. Szara koszulka wisiała na nim jak na wieszaku. Sądząc po okularach i plecaku z logo Gwiezdnych Wojen, miałam do czynienia z typowym nerdem.

Spojrzałam na Willa, który ledwie powstrzymywał śmiech. Próbowała wyglądać na zaskoczoną, ale w głębi ducha bałam się, ponieważ ktoś mnie rozpoznał pomimo nowego image'u.

- Przykro mi, młodzieniaszku, ale nie jestem Nowojorską Księżniczką. Pudło, niestety - rzuciłam. Próbowałam modulować głos, aby brzmieć przekonująco i zupełnie inaczej niż ja.

- Ale... wyglądasz dokładnie jak ona! - upierał się.

Wybuchłam śmiechem, chcąc sprawić wrażenie beztroskiej.

- Może jeszcze Melania Trump, co? Spadaj, koleś. - Ruszyłam dalej, zgrabnie wymijając chłopaka, który zastygnął z otwartymi ustami. Will dogonił mnie po chwili. Gdy znaleźliśmy się w odpowiedniej odległości, zapytałam go: - Naprawdę jestem aż taka podobna do siebie?

- Jeśli zdejmiesz okulary, jak najbardziej.

Wydałam z siebie przeciągły jęk niezadowolenia.

- Po prostu nie zdejmuj okularów. I musisz starać się mówić nie tak, jak zwykle. Możesz wtrącać polskie słówka...

- Muszę zmienić imię.

William spojrzał na mnie z góry.

- Bez przesady, Jane.

- Mówię poważnie. Tylko na czas spaceru po Nowym Jorku.

Weszliśmy do saloniku z biletami. Sklep był niewielki i pełen ludzi. Zaproponowałam Willowi, żeby najpierw pójść do Starbucksa, ale uparł się, że poczeka i zajął miejsce w kolejce. Stanęłam za nim i wspólnie przeglądaliśmy katalog.

- Co powiesz na Avril? W końcu ją przypominasz.

- Nie, odpada. Jeszcze ktoś pomyśli, że ja jestem tą prawdziwą. A nowe imię musi być pospolite.

- Jessica?

- Moim zdaniem zbyt flirciarskie, a za mało zadziorne.

- Spróbuj poderwać jakiegoś chłopaka, a potem daj mu kosza. Będzie i flirciarsko, i zadziornie.

- Przestań żartować, Will. Zwykłe imię. Może Suzan? Albo Mary?

- Te są już zbyt zwyczajne - uznał. - Co powiesz na Bella?

Wywróciłam oczami.

- Jasne. A ty się przemianuj na Edward i udawajmy parę.

- Fuj! Ja miałbym grać twojego chłopaka? Przestań żartować, Rose.

- Rose? - powtórzyłam. - Wiesz, że nie przepadam za tą ckliwą historią z "Titanica".

- Poddaję się.

LostOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz