▶25◀

13 3 0
                                    

Nazywam się Jane Dallas.

Poczułam się dziwnie, słysząc swoje prawdziwe imię padające z moich ust po takim czasie. Miałam wrażenie, że Alicja Nowak przywarła do mnie na stałe.

– Gdy byłam bardzo małym dzieckiem, rodzice prowadzili dom mody. Mama w przeszłości pracowała u jakiegoś projektanta, uwielbiała to robić. Tam poznała tatę, który przyszedł wtedy po nowy garnitur. Kilka lat później, jako małżeństwo, otworzyli własny dom, zatrudnili wielu młodych projektantów, modelów i modelki... Biznes kwitł, wypuścili kilka kolekcji, zarobili dużo pieniędzy. Mając pięć lat zostałam twarzą ich pierwszej dziecięcej linii produktów. Wystąpiłam w reklamie w stroju księżniczki i na swój sposób prezentowałam inne stroje. Kolekcja okazała się hitem sprzedaży, co trzecie dziecko nosiło ubrania od moich rodziców, a mnie zaczęto nazywać Nowojorską Księżniczką. Przezwisko przylgnęło do mnie na dobre. Nawet dziś, gdybym pojawiła się na ulicach Nowego Jorku, wiele osób by mnie rozpoznało. – Westchnęłam, wspominając ostatnie radosne popołudnie z Willem, kiedy razem szukaliśmy prezentu dla jego siostry. Tęskniłam za nim niewyobrażalnie bardzo. – Pomimo sukcesu kolekcji, wkrótce potem ogłoszono sensacyjną wiadomość o zamknięciu domu mody. Oficjalną przyczyną było nagłe i absolutne zainteresowanie taty elektroniką, a szczególnie aparatami cyfrowymi, który postanowił zainwestować pieniądze zarobione przy sprzedaży ciuchów w fabryki produkujące części do aparatów. Dzięki Jamesowi, mojemu wujkowi z San Francisco, który prowadził podobny biznes w Dolinie Krzemowej, ruszyła spółka, która w kilka miesięcy zdołała wybić się na rynku. Nieoficjalnie powodem zamknięcia był rzekomy romans ojca z jedną z modelek, która miała zostać twarzą jakiejś kampanii i reklamować kolekcję jesienno-zimową. Mama nigdy nie rozmawiała ze mną na ten temat. Odkąd dom mody przestał istnieć, stała się drażliwa, skupiała się tylko na nowej firmie, przestała się mną interesować. Jej jedyna, kochana córeczka, dla której projektowała najwspanialsze stroje, zeszła na drugi plan. Można by rzec, że zostałam sierotą mając niespełna sześć lat, choć w rzeczywistości straciłam rodziców dwanaście lat później. Niewiele czasu spędzaliśmy razem. Raz do roku wyjeżdżaliśmy na zagraniczne wakacje, ale nawet na urlopie tata kilka razy dziennie dzwonił do firmy, załatwiał jakieś interesy. W końcu miliony na koncie same się nie pojawią – prychnęłam.

Zerknęłam na Kamila. Siedział na kanapie naprzeciwko mnie i patrzył na mnie ze stoickim spokojem. Nie umiałam odczytać żadnych emocji z jego twarzy, a zagadkowe milczenie stresowało mnie jeszcze bardziej. O czym myślał?

Drżącą ręką sięgnęłam po kieliszek i wypiłam resztę wina. Wydawało mi się dziwnie kwaśne, ledwie je przełknęłam, ale musiałam jakoś pozbyć się suchości w gardle.

– Nauczyłam się żyć bez ich wsparcia. Nie zwracali na mnie uwagi, a w zamian oczekiwali wielu rzeczy. Dobrego zachowania, dobrych wyników w szkole, znajomości języka polskiego na wysokim poziomie... Dopiero niedawno dowiedziałam się, że ten dziwny kaprys był spowodowany planami rozbudowy firmy i otworzeniem pierwszej filii w Europie, konkretnie w Warszawie, a ja miałam być jej ambasadorką. Wiedziałam, że to mogło przynieść duże zyski, ale nigdy nie interesowałam się biznesem. Jestem artystką, wolną duszą, dla której zarządzanie firmą to co najmniej abstrakcja. Nie wyobrażałam sobie siebie za biurkiem albo na oficjalnych wystąpieniach przed tysiącami pracowników. Nie moja bajka...

Głos uwiązł mi w gardle na myśl, że dotarłam do najtrudniejszego momentu. Minęło kilka miesięcy, a ja wciąż nie umiałam przyjąć tego do wiadomości. Na domiar złego, Kamil dalej milczał.

– W połowie sierpnia, niecałe dwa tygodnie po moich osiemnastych urodzinach, zdarzył się okropny wypadek. Rano moi rodzice i wujkowie wyjechali do Bostonu na cały dzień, żeby załatwić sprawy niecierpiące zwłoki. To był dzień urodzin mojej kuzynki. Clara przyjechała z drugiego końca kraju, by zorganizować przyjęcie na Wschodnim Wybrzeżu, a jej rodzice nie mogli być obecni. Ostatecznie przyjechali, ale moi rodzice już nie. Na skrzyżowaniu ich limuzyna nagle zjechała na równoległy pas i zderzyła się czołowo z drugim samochodem. Potem auto obróciło się i w bok wjechała ciężarówka, która skręcała w prawo. Nikt nie przeżył.

LostOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz