▶22◀

23 3 0
                                    

Dudniąca muzyka wypływała z głośników, wypełniając spowite w półmroku pomieszczenie pełne ludzi. Kolorowe światełka, które mrugały nad głowami bawiących się i sprawiały, że ich twarze i ubrania mieniły się różem, fioletem, zielenią i błękitem, na chwilę zgasły z powodu małego problemu technicznego. Mimo to nikt nie przestał się bawić, nikt nie zatrzymał się nawet na chwilę, by spojrzeć w górę.

Odniosłam wrażenie, że byłam jedyną osobą, która zwróciła uwagę na tę awarię. Powoli zaczynałam żałować, że w ogóle pozwoliłam Kamilowi wyciągnąć się z domu. Sylwestrowy szał trwał w najlepsze. Im bliżej północy, tym wszystko wydawało mi się coraz bardziej chaotyczne i coraz bardziej mnie drażniło.

Zresztą, w ciągu ostatniego tygodnia chodziłam stale poddenerwowana. Odkąd dostałam bilety do Nowego Jorku w prezencie gwiazdkowym, czułam się tak, jakbym nieustannie była obserwowana, jakby ktoś chodził za mną jak cień i tylko czyhał, aż zrobię coś, co zdradziłoby, że coś ukrywam. Miałam się na baczności nawet wtedy, gdy Kamila nie było w pobliżu. Kiedy się spotykaliśmy, wręcz zagryzałam policzki, byle tylko uważnie dobierać słowa. Zupełnie tak, jakbym była saperem, a jeden zły ruch przy rozbrajaniu bomby miał zniszczyć mnie i najbliższą okolicę.

Nie rozmawialiśmy o biletach, i całe szczęście – kompletnie nie byłabym na to przygotowana. Wydawało mi się dziwne, że chłopak ani słowem nie odezwał się na ten temat. Może liczył, że ja zacznę? Może zwyczajnie zapomniał? Miałam taką głęboką nadzieję.

A jednak z każdym mijającym dniem było coraz gorzej. Wiedziałam, że nie mogę przekładać w nieskończoność tego, co obiecałam sobie powiedzieć już w październiku. W końcu uznałam, że ostatni dzień roku to idealna ku temu okazja – po co zaczynać nowy rok z takim brzemieniem w postaci niewyjaśnionych spraw?

Poranny SMS od Kamila nieco zniweczył moje plany.

Zabieram cię na imprezę. Bądź gotowa o 19 – napisał. Klapnęłam na łóżko i wpatrywałam się w ekran telefonu jeszcze przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, jakim cudem on zawsze miał tyle pomysłów, dokąd moglibyśmy pójść razem. Gdyby planowanie zależało ode mnie, pewnie w większości siedzielibyśmy w moim salonie, oglądając nudne filmy, a może od czasu do czasu wyskoczylibyśmy na kawę.

Niespiesznie zjadłam śniadanie i ubrałam się w wysłużony dres. Nie wiedziałam, co zrobić ze sobą do wieczora, więc zajęłam się malowaniem. Straciłam trochę czasu przy biurku, ale gdy zepsułam piąty z kolei szkic postaci, której twarz skrywał kaptur, zmięłam kartkę i cisnęłam nią za siebie. Przypadkiem trafiłam kota, który właśnie wychodził z kuwety. Tommy nastroszył się i uciekł w kilku susach do kuchni.

Resztę dnia spędziłam, przeglądając Internet. Chciałam znaleźć przepis na szybką zapiekankę – zapodziałam gdzieś kartkę, na której Krysia zapisała mi swój – a skończyłam, oglądając zabawne filmiki z kotami. Tym nie mniej się zdziwiłam, gdy zerknąwszy na zegarek zobaczyłam, że zostało mi zaledwie pół godziny do przyjścia Kamila.

Niewiele myśląc przebrałam się w getry i połyskujący cekinowy top. Wyprostowałam włosy i użyłam trochę lakieru, żeby wyglądały na błyszczące. Nie mogłam znaleźć szpilek, więc ostatecznie wcisnęłam się w botki na niewysokim słupku. Na makijaż nie poświęciłam wiele czasu – nie chciałam, żeby Kamil długo na mnie czekał.

Przyszedł w chwili, gdy kończyłam pakować torebkę. Nie wyglądał szczególnie strojnie – w przetarte dżinsy wpuścił jasnoniebieską koszulę, na którą zarzucił skórę podszytą czymś miękkim – zimowa wersja jego ukochanej kurtki. Nastroszone ciemne włosy sprawiały, że wyglądał bardziej jakby właśnie zsiadł z motocykla. Zlustrował mnie wzrokiem od stóp do głów. W jego piwnych oczach dostrzegłam błysk zadowolenia.

LostOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz