Dopiero gdy znalazłam się w hali przylotów odkryłam, że świat jest większy niż dotychczas mi się wydawało, chociaż zwiedziłam już wiele miejsc, także w Europie. Ludzie w pośpiechu odbierali swoje bagaże, przekrzykiwali coś do siebie w wielu językach. Jak na złość, nikt nie znał angielskiego na tyle dobrze, by pomóc mi znaleźć wyjście. Nawet obsługa lotniska traktowała mnie jak kosmitkę, gdy podeszłam do informacji, która znajdowała się nieopodal celników i oparłszy się o kontuar, powiedziałam:
– Przepraszam! – Młody mężczyzna siedzący po drugiej stronie niechętnie podniósł głowę. – Gdzie znajduje się wyjście i postój taksówek?
Gapił się na mnie przez jakiś czas, a potem obrócił się na fotelu i wymamrotał coś do swojego kolegi, który nawet nie zauważał mojej obecności. Nie rozumiałam niemieckiego, ale wyłapałam kilka słówek, które chyba świadczyły o tym, że chcieliby mi pomóc, lecz ich miny sugerowały, że nie wiedzą jak. Po dwóch minutach drugi mężczyzna wyszedł zza kontuaru, kazał pójść za nim i łamaną angielszczyzną wytłumaczył, że idziemy do czyjegoś biura.
Prowadził mnie krętymi korytarzami. Jak się okazało, byłam jedyną turystką w tamtej części lotniska – nikt inny nie prowadził wielkiej walizki i nie taszczył dwóch toreb – dlatego osoby, które mijaliśmy, patrzyły na mnie zdumione. Chciałam zapytać, czemu wprowadził mnie tam, gdzie podróżujący zwykle nie mają wstępu, ale stwierdziłam, że ten facet był zbyt zestresowany, aby jeszcze bardziej go dołować. Dlatego też nie powiedziałam nic, lecz w mojej głowie kłębiły się nieprzyjemne myśli. Chyba nie podejrzewają mnie o coś złego?
Na końcu korytarza znajdowały się czarne drzwi, na których umieszczono tabliczkę z napisem Heinrich Kopf. Nie zdążyłam przeczytać, kim był pan Kopf i jaką rolę pełni na lotnisku (choć pewnie i tak bym nie zrozumiała), gdyż drzwi otworzyły się, zanim człowiek z informacji zdążył zapukać.
Mężczyzna, który stał w progu, był niski i miał wyraźnie zarysowany brzuch piwny, do tego śmierdziało od niego papierosami. Mamrotał coś pod nosem, a jego gęste wąsy unosiły się do niesymetrycznie za każdym razem, gdy otworzył usta. Łypnął na zestresowanego faceta, potem na mnie i zapytał go o coś – najpewniej o to, czemu przeszkadza. Ten, który ze mną przyszedł, wytłumaczył się w dwóch zdaniach, a potem oddalił się pospiesznie, zostawiając mnie samą ze spasionym palaczem.
Nagle mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie i podał mi rękę. Odrobinę zdezorientowana, uścisnęłam ją niepewnie.
– Heinrich Kopf, do usług. Niech pani wejdzie – zaproponował. Mówił niemal nienaganną angielszczyzną, co było miłą odmianą. Niemiecki akcent był niemal niezauważalny.
Przystałam na jego propozycję, a kiedy tylko znalazłam się w środku, zamknął drzwi i przysiadł na brzegu skórzanej kanapy stojącej pod ścianą, naprzeciwko biurka. Wskazał na miejsce obok siebie, ale tylko pokręciłam głową. Zamiast tego delikatnie oparłam się udami o blat biurka.
– Te tłumoki są nie do wytrzymania – powiedział. – Niby takie wykształcone, psia kość, a nie umieją odpowiedzieć na proste pytanie.
– Dlatego skierowali mnie do pana, panie Kopf? Bo nie rozumieją angielskiego? – spytałam zaskoczona.
– W ten sposób przynoszą tylko hańbę naszemu lotnisku – mówił, jakby nie usłyszał moich pytań. – Powinienem natychmiast ich zwolnić, nie sądzisz? – Spojrzał na mnie znacząco. Obojętnie wzruszyłam ramionami. – Ci dwaj z informacji nieraz przechodzą samych siebie. Słyszałaś może, co powiedział Josef, kiedy cię do mnie przyprowadził?
– Przykro mi, nie rozumiem niemieckiego.
Pan Kopf niespodziewanie wybuchł śmiechem – to znaczy, to chyba był śmiech, bo bardziej przypominał kwilenie prosiaka.

CZYTASZ
Lost
Teen FictionJane Dallas nazywano Nowojorską Księżniczką. Sława zdobyta w dzieciństwie sprawiła, że nawet lata później ludzie traktowali ją jak gwiazdę wielkiego formatu. Wiodła idealne, luksusowe życie. Przynajmniej do czasu... Gdy jej rodzice giną w wypadku, J...