Wpadłam do szpitala i pobiegłam do recepcji.
- Gdzie znajdę Jungkooka?! - zapytałam.
- A kim pani jest?
- Jego narzeczoną... Proszę mi powiedzieć gdzie on jest.
- Chwila... Jest na sali operacyjnej. Proszę poczekać przed salą, na końcu korytarza.
Nic nie odpowiedziałam tylko ruszyłam biegiem w stronę która mi wskazała... Nie wiedziałam co mu się stało... Dlaczego jest operowany, wiem tylko tyle, że ktoś go postrzelił dwa razy. Ale dlaczego, nie miałam pojęcia.
Usiadłam przed salą i zaczęłam płakać, nie mogłam go stracić... Tak bardzo go kochałam, teraz żałuję tego jak skończyła się nasza ostatnia rozmowa. Mogłam zatrzymać go w domu na siłę, ale ja wolałam się obrazić... Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do mamy Jungkooka, powinna wiedzieć co się stało. Była zdruzgotana, ale powiedziala, że jak najszybciej postara się przyjechać.
Czas ciągnął mi się cholernie mocno, byłam sama... Miałam źle przeczucie. Przecież strzał w klatkę piersiową może być... Groźny. Nienienie on nie może mnie zostawić.Nawet nie wiem ile siedziałam w poczekalni, ale nikt nie wyszedł. Nie wiedziałam jak się trzyma.
- Co z nim? - usłyszałam głos mamy Jungkooka. Spojrzałam na nią i zobaczyłam jej zapłakaną twarz. Wstałam i przytuliłam ją.
- Nie wiem, operują go - powiedziałam dalej ją przytulając - Przepraszam, że nie dopilnowałam, żeby był bezpieczny.
- Rany, dziecko nie obwiniaj się. To nie Twoja wina - odpowiedziała - Pójdę się czegoś dowiedzieć, nie możemy tu tak siedzieć nic nie wiedząc - powiedziała i odeszła. Miałam nadzieję, że czegoś się dowie...2 dni później
Jungkook przeżył, ale był w śpiączce. Lekarze mówią, że obudzi się za kilka dni. Czekałam na to, bolał mnie widok śpiącego Jungkooka, nie uśmiechał się, tylko leżał. Byłam przy nim cały czas, bałam się go zostawić samego.
- Jungkook kochanie obudź się już... Tęsknię wiesz? - powiedziałam do nieprzytomnego chłopaka - Żeby mnie wpuścili musiałam trochę okalamać lekarzy... Tak więc jesteś moim udawanym narzeczonym - powiedziałam i pogładziłem go po policzku.
Tak bardzo go kocham, dopiero w takiej sytuacji uświadomiłam sobie, że gdyby... nie przeżył umarłabym z tęsknoty. Był moja nadzieją, moim słoneczkiem, a teraz? Mój świat był szary. Nagle ktoś wszedł do sali, odwróciłam się i zobaczyłam JiYonga.
- Czego chcesz? - odpowiedziałam chamsko, nie miałam ochoty na rozmowy z nim.
- Muszę Ci coś powiedzieć, wysłuchaj mnie.
- Mów ale szybko.
- Ten wypadek... To moja wina, tak naprawdę to Jungkook dalej mi pomagał, nie powiedział Ci tego ale... Nie wiń go. Nie zabijał, tylko zlecałem mu pobicia itd. W tą noc kazałem mu pobić tego kolesia, ale nie powiedziałem mu najważniejszego. Tego, że ten koleś zawsze ma przy sobie broń, jest nieufny. Gdybym mu powiedział, nie doszło by do tego... Przepraszam - powiedział i spuscil wzrok. Przetwarzałam jego słowa, nie wierzyłam... Dlaczego wcześniej się nie domyśliłam?! Gdybym wcześniej zareagowała, nic by się nie wydarzyło. Byłam wściekła na JiYonga, gdyby mu powiedział... Byłam pewna, że zrobił to specjalnie.
- Wyjdź! - powiedziałam doniosłym głosem - To twoja wina! Przez Ciebie mogłam stracić miłość mojego życia - syknęłam.
- Przepraszam... - powiedział i wyszedł.Spojrzałam na nieprzytomnego chłopaka, nie miałam do niego żalu... Ale napewno jak się obudzi karze mu z tym skończyć. Nie pozwolę, żeby narażał swoje życie.
Kolejne dni mijały tak samo... Siedziałam całymi dniami w szpitalu, czekając aż Jungkook się obudzi. Mama Kookiego musiała chodzić do pracy, ale byłyśmy w stałym kontakcie. Odwiedził go Hobi, Suga a nawet Namjoon. Jego stan ani się nie poprawiał, ani nie pogarszał. Nie wiedziałam już co mam o tym myśleć... Lekarze tylko kazali czekać, a ja już miałam dość tej ciszy... Chciałam, żeby już się obudzi, żeby coś powiedział.
- Yeonrin... Idź do domu, przebierz się, wykąp, wyśpij porządnie i wróć tutaj - powiedziała mama Jungkooka, siadając obok mnie.
- Nie chce, a co jeżeli się obudzi a mnie tu nie będzie? - zapytałam i poglaskałam Jungkooka po ręce.
- To wtedy odrazu tu przyjedziesz. On nie zniknie, będzie tu na Ciebie czekał. A gdy zobaczy Cię w takim stanie, będzie zmartwiony. Ja go tutaj przypilnuje - powiedziała i objęła mnie - I zacznij chodzić na zajęcia, nie zawalaj roku. Jungkook napewno by tego nie chciał.
- Nie chce żeby leżał tutaj sam...
- Nie jest sam, zawsze ktoś go odwiedza, a gdy będzie gotowy to się obudzi. A teraz marsz do domu - powiedział i poklepała mnie po ramieniu. Może miała rację, moze powinnam zacząć normalnie funkcjonować.
- Dobrze, ale gdyby coś... - zaczęłam, ale mama Jungkooka mi przerwała.
- Tak wiem, będę dzwoniła - odpowiedziała.Wstałam i pożegnałam się, dałam buziaka Jungkookowi.
- Za niedługo wrócę - powiedziałam - Dobranoc.
- Dobranoc Yeonrin - odpowiedziała jego mama.Weszłam do domu i zobaczyłam, że świeci się lampka w naszej sypialni. Napewno jej nie zapalałam, powoli weszłam i zobaczyłam JiYonga. Tego już było za wiele.
- Serio włamałeś się do mojego mieszkania?! - krzyknęłam a on podniósł głowę i wstał z łóżka.
- To nie tak, chciałem z tobą porozmawiać. Myślałem, że już nie wrócisz.
- Ale o czym ty chcesz rozmawiac? O tym jakim jesteś kłamcą?! Jestem pewna, że przez to, że Cię odrzuciłam ty postanowiłeś nie poinformował Kooka o tym, że ten koleś nosi broń.
- Nie to nie prawda! - krzyknął JiYong i podszedł do mnie bliżej - Jestem o Ciebie zazdrosny ale... Wiem, że wolisz go. Jest mi bardzo przykro za ten pocałunek i za tą sytuację z Jungkookiem. Wybacz mi i dam Ci spokój.
Spojrzałam na niego i zauważyłam, że naprawdę był smutny... Może faktycznie nie miało to nic ze sobą wspólnego.
- Wybaczam, a teraz idź już - powiedziałam i wskazałam na drzwi.
- Dziękuje, to wiele dla mnie znaczy - powiedział i skierował się do wyjścia.
Zamknęłam za nim drzwi i oparłam się o ścianę. To mieszkanie było takie puste, zimne i ponure gdy byłam tu sama. Wykąpałam się, zjadłam coś i położyłam się do łóżka. Jutro rano mam zajęcia, a później odrazu pójdę do Kookiego. Położyłam się na jego poduszce i wdychałem jego zapach, nawet nie wiem kiedy zasnęłam...***
Po zajęciach odrazu pobiegłam do szpitala, przez całe zajęcia myślałam tylko o Jungkooku i o niczym innym nie marzyłam jak o tym,że wejdę do sali i zobaczę że on się obudził.
Wpadłam do sali, złożyłam pocałunek na jego ustach i usiadłam.
- Przepraszam, że nie było mnie dziś w nocy, ale pewnie słyszałeś co mówiła twoja mama. Byłam w naszym mieszkaniu i wiesz? Nie lubię go gdy nie ma Cię w nim. Więc wracaj już do mnie, proszę Cię. Tak bardzo tęsknię - powiedziałam i przyciągnęłam jego rękę do swojej twarzy i złożyłam na jego dłoni pocałunek - Kocham Cię.
Wtedy sprzęt do którego był podpięty zaczął piszczeć, nie wiedziałam co się dzieje. Nagle do pokoju wpadli lekarze i pielęgniarki. Wygonili mnie za drzwi, jedyne co usłyszałam to "jego serce się zatrzymało, musimy go ratować".