Epilog: Odwet

18 2 0
                                    

Wiatr słabł, choć rozpędzone podmuchy gorącego powietrza, nie powstrzymane niczym, prócz wydm Isztaru, przeganiały piach i pył z miejsca na miejsce, tworząc wały i barykady po to tylko, by zaraz zburzyć je i zrównać z pustynią na nowo. Burza krążyła po niebie, szykując się do decydującego uderzenia.

Mimo to, drogą wzdłuż torów prowadzących ku oazie, kryjącej przejście do innych światów, szedł pieszo samotny podróżnik. Całe niemal ciało skrył pod płaszczem, na głowę naciągnął głęboki kaptur. Nie wyglądał na przypadkowego wędrowca, w jego krokach kryła się głęboko przemyślana celowość.

Zdawać by się mogło, że to oaza jest jego celem, jednak wbrew temu, podróżny odbił ostro w bok, kierując się głębiej w pustynię. Przed nim, skryte tumanami kurzu, coś błyszczało w promieniach zachodzącego słońca.

Cel wędrówki.

Zbliżając się do tajemniczego obiektu, piechur odrzucił kaptur, odsłaniając oblicze. Pociągła, trójkątna twarz i głowa wygolona na łyso nadawały mu wygląd węża.

Veruin.

Każdy krok przybliżał go do celu, każdy oddech tłoczył siły w jego członki. Gdy wreszcie uznał, że dotarł na miejsce, wiatr, jakby nieoczekiwanie idąc mu w sukurs, ustał zupełnie.

Przed Isztarianinem znajdował się stalowy pałasz, wbity głęboko w piach pustyni. Veruin zacisnął palce na rękojeści i uniósł broń nad głowę w geście zwycięstwa i groźby dla całego świata. W jego oczach zapłonęły ogniki żądzy krwi.

- Odnajdę cię! - krzyknął. - Odnajdę i zmuszę, byś wypluł własną duszę wraz z krwią! Jijireiu Yugya!

Mężczyźnie odpowiedział jedynie błysk zielonej błyskawicy i bliski, rozdzierający huk gromu.

Ziarna piasku tańczyły w powietrzu wokół wzniesionego ostrza, przenikając przez nie i jakby z niego się wywodząc.

Wkrótce spadły pierwsze, grube krople deszczu, z sykiem opadające na rozgrzaną gorącem dnia pustynię.

Rozpętała się burza.

Powołanie StrażnikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz