Rozdział 1: Niewolnica Cz. 1

84 2 0
                                    

Ostre, letnie słońce wzeszło nad molokański ocean. Wszystko wskazywało na to, że temperatura tylko wzrośnie w ciągu dnia, bezchmurne niebo nie zwiastowało również opadów. Fauna morska budziła się już o tej porze do życia. Ponad fale okresowo wyskakiwały stada białych delfinów, pod powierzchnią śmiały ławice różnokolorowych ryb. Od czasu do czasu, w głębinach dało się zobaczyć ciemny, wrzecionowaty kształt jakiegoś większego, morskiego drapieżnika, czatującego na swoją ofiarę. Jednak szum fal, plusk wody i świst wiatru nie były jedynymi dźwiękami rozchodzącymi się w powietrzu ponad Molokiem.

- Doskonale, teraz ciągnąć! - polecił jakiś zachrypnięty głos, a echo poniosło jego słowa daleko w przestrzeń. - Tylko nie uszkodźcie sieci! Delikatnością dorównujecie pijanemu szkutnikowi! A niech was...!

Krzyki te miały swoje źródło na kołyszącej się na falach niewielkiej barce, na burcie której pyszniło się wymalowane dużymi, bordowymi literami dumne imię: „Korona Przedświtu". Jej konstrukcja, a także brak masztu jednoznacznie wskazywał, że jest to krótko-zasięgowa jednostka, przeznaczona do pracy dla wszystkich, którzy owej pracy chcieli się podjąć. Dowodził nią kapitan Jon, starszy mężczyzna, wciąż jednak rześki, zawzięty i pracowity. Wiek pozbawił go już niektórych zębów, a także obdarzył grubym bielmem pokrywającym jedno oko, jednak cechy te nie ujęły niczego z wigoru kapitana. To do niego należał ów wydający rozkazy głos.

Poza nim, na łodzi znajdowała się piątka jego załogantów - czwórka mężczyzn i jedna kobieta. Wysoki i dobrze zbudowany Daruk wyróżniał się na tle swoich kolegów nie tylko posturą, ale również ciemną jak heban skórą. Nie licząc kapitana, był najstarszą osobą w załodze. Z kolei najmłodszym jej członkiem, był niespełna dziewiętnastoletni młodzieniec - Jijirei. Opuścił swój dom rodzinny, oraz owdowiałą matkę, by samodzielnie odnaleźć swoje miejsce w życiu.

Pozostali załoganci kapitana Jona nie należeli do rasy ludzkiej. Sulfelg - pokładowy czarodziej - był elfem. Swoimi zaklęciami nieraz ratował sytuację, gdy w czas najgorszego sztormu gwoździe wyłaziły masowo z trzeszczących klepek statku, a liny przerywały się w najbardziej nieoczekiwanych miejscach. Jasil i Alla - bliźnięta genasi, z rodzaju tych, którym najlepiej po pas w wodzie - dopełniały całości pasażerów. Reszta załogi traktowała tę dwójkę z ostrożnym, pełnym chłodu dystansem, nie do końca wiedząc, czego mogą spodziewać się po nich, oraz po słynnej, nie zupełnie zrównoważonej psychice ich gatunku. Jednak nawet z natury zgryźliwy Sulfelg musiał przyznać, że dobrze było mieć bliźnięta na pokładzie, kiedy ukryte rafy przebijały poszycie kadłuba i do jego naprawy potrzebny był ktoś, kto w wodzie czuje się jak ryba i nie przejmuje się brakiem powietrza do oddychania.

Na statku znajdował się także Borzork - ceramiczny golem napędzany wewnętrznym mechanizmem zegarowym, którego zadaniem było poruszanie wiosłami.

- No dobra, bando! - krzyknął Jon. - Co mamy tym razem?

- Trochę śledzi, kapitanie. - odkrzyknął Daruk. - Dość, byśmy przez dwa dni mogli jeść na kolację pieczone kury wodne. I... Chyba jeszcze... A niech mnie, palownik! Mamy palownika!

Palownik, czyli ryba-jednorożec, był zawsze poszukiwany przez wszystkich kupców w dowolnym porcie. Ta duża, drapieżna ryba, o białym mięsie, zdobiła po odpowiednim przygotowaniu stoły tych przedstawicieli społeczeństwa, którzy mogli pozwolić sobie na kupno jej tuszy i zatrudnienie kompetentnego kucharza. Dzięki temu pracownicy barek roboczych, takich jak ta dowodzona przez Jona, mogli przeżyć kolejne kilka dni na umiarkowanie wysokiej stopie życiowej.

Rzecz jasna rybołówstwo nie było jedynym zajęciem, wykonywanym przez załogi barek. Wszyscy ci, którym nie brak było odwagi, by mierzyć się z morzem, wydobywali kruszce ze złóż na jego dnie, przewozili korespondencję, czy polowali na ptaki wodne i walenie.

Powołanie StrażnikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz