Rozdział 3: Strażnik Cz. 3

16 0 0
                                    

Tymczasem w innym miejscu miasta Nagash van Hex prowadził własne śledztwo. Nie dotyczyło ono jednak Lhanni, a nieżyjącego spaczonego obnoszącego się z pieczęcią Satanaela po Isztarze. Strażnik, oraz wszyscy jego uczniowie przybyli na pokładzie dowodzonego przezeń okrętu pozostali w mieście, by dokładnie je przeszukać, podczas gdy okręt Robintona podniósł kotwicę i wyruszył na południowy-zachód, w kierunku Sayos – innego wielkiego isztariańskiego miasta. Nagash nie wątpił, że w innych osiedlach, a nawet w innych światach mogą mieć miejsce podobne wypadki, ale mimo swojej przenikliwości nie potrafił stwierdzić jednoznacznie, jakie zadanie zlecono agentowi demonicznego księcia i dlaczego nie dał niczego poznać po sobie wobec dwóch Strażników, uciekł zaś na widok dwójki przypadkowych podróżnych.

Białowłosy mistrz wrócił na swój okręt wczesnym popołudniem. Wspaniały, trzymasztowy galeon na którego burtach wymalowano imię „Odkupiciel", podobnie jak wcześniej „Despota" Robintona, także rzucił kotwicę na najniższym poziomie miasta. Nagash chwycił zwieszającą się z burty drabinkę sznurową i wspiął się po niej na pokład. Tam powitali go jego uczniowie – opisani już wysoki, ciemnowłosy miecznik, zwany Białym Lwem, oraz blady blondyn – Lancin Task. Poza nimi na pokładzie przebywały także dwie młode kobiety – ruda, opalona na przepyszny brąz Marta Ragos, oraz jasnowłosa, o dość krągłych kształtach Emilia Sindibaldi.

- Po słońcem i niebem. - powitał ich Nagash, unosząc prawą dłoń. Słońce popołudnia błysnęło na niebieskim kamieniu jego pierścienia. Uczniowie i uczennice również unieśli dłonie. Wszystkie były zdobne w zielone klejnoty.

Nagash przeszedł do środkowego masztu i odwrócił się do niego plecami, krzyżując ręce na piersiach i przyjmując marsową minę.

- Jak wygląda sytuacja na pokładzie, Lancin? - rzucił pytanie, oczekując raportu.

- Morale jest dość wysokie, ale niektórym zdecydowanie nie odpowiada tutejszy klimat, mistrzu.

- Tak, domyślam się, że nie... - skinął głową Nagash. - Jednak mimo wszystko w tym klimacie przyjdzie nam przepracować kilka dziesiątków dni, dopóki nie uporamy się z nałożonymi na nas obowiązkami. Zbierzcie wszystkich w mesie, zaraz do was dołączę.

Uczniowie rozeszli się, znikając pod pokładem. Nagash zaś skierował się do swojej kajuty, umieszczonej na dziobie. Był to niewielki pokój, mniejszy od gabinetu Józefa na „Prokuratorze" prawie o połowę. Całe umeblowanie stanowiła wąska prycza, regał na książki zarzucony bezładnie kilkoma woluminami, stojak na broń służący do przechowywania złotego rapiera, rzuconego nań jakby od niechcenia i niewielki stołek, mogący służyć zarówno do siedzenia, jak i jako stolik do pisania dla kogoś siedzącego na łóżku. Światła w pozbawionej okien kajucie dostarczały wąskie świece z jasnego wosku. Mimo wszystkich tych spartańskich warunków pokój nie był bezduszny, ani pozbawiony ozdobników. Łóżko był niezasłane, zdradzając wielkie roztargnienie mieszkańca kajuty, obok drzwi zaś powieszono niewielki portret w prostej ramie z drewna gruszy. Przedstawiono na nim wyjątkowo urodziwą kobietę. Nosiła ciemnozieloną szatę, kontrastującą bardzo z jej szkarłatnymi, splątanymi włosami sięgającymi nieco za ramiona, na alabastrowej cerze odcinał się zaś wyraźnie lekki makijaż, którym pozująca podkreśliła sobie oczy i wargi.

Nagash wchodząc nie zerknął nawet na portret, zwrócił za to oczy na łóżko. Westchnął zrezygnowany i pościelił je szybko, by w razie potrzeby usiąść wygodniej. Sięgnął następnie po broń ze stojaka i przypasał ją zaraz obok noża o niebieskawej rękojeści, z którym nie rozstawał się nigdy. Po krótkim namyśle zmienił również koszulę z rdzawej na błękitną. Dopiero po tych przygotowaniach opuścił swoją kajutę i przechodząc przez półokrągły hol, bardzo podobny do tego pod pokładem „Prokuratora", wszedł do okrętowej mesy.

Powołanie StrażnikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz