Wiatr wydymał silnie płótno żaglowe rozciągnięte na jednym maszcie bezimiennego jachtu Jijireia. Sam młodzieniec stał za sterem i delikatnymi ruchami dłoni kierował okrętem. Jego towarzyszka siedziała przy burcie, wyraźnie nad czymś rozmyślając. W pewnym momencie wstała i zaczęła ostrożnie przechadzać się po pokładzie. A wokół nich morze łagodnie falowało...
- Yyy... Ja... - Jijirei usłyszał ostrożny, przyciszony głos dziewczyny. Stała obok niego - nawet nie zauważył kiedy podeszła. Wzrok miała wbity w deski pokładu, a dłonie splecione przed sobą. - Chciałabym ci... podziękować...
- Podziękować? - zdziwił się Jijirei. - Za co?
- Nie pozwoliłeś mnie zabić ludziom, gdy... No wiesz. I ten drugi też... - dziewczyna uśmiechnęła się nerwowo.
- Nie ma za co? - bardziej zapytał, niż stwierdził brunet, bo naprawdę nie wiedział, jak ma się zachować. W jego mniemaniu nie zrobił nic godnego uwagi - po prostu nie dopuścił do bezsensownej rzezi. Ale dziewczyna chyba uważała, że zrobił coś więcej niż myślał, że zrobił. Problem w tym, że Yugya zupełnie nie wiedział, co i jak ma o tym mówić. Na szczęście dla niego, jasnowłosa uznała jego pytanie za odpowiednie zakończenie tematu i spojrzała mu w oczy.
- Chcę, żebyś odstawił mnie na brzeg.
Jijirei zamrugał kilka razy.
- A, przepraszam, widzisz tu gdzieś jakiś? Bo ja raczej nie.
- Jesteś podobno "człowiekiem morza". - odparła hardo blondynka - wszystkie ślady wstydliwości i ostrożności sprzed chwili znikły z niej całkowicie.
- Eh, ten Izaak... - rzekł Jijirei do siebie, zaś do jasnowłosej powiedział. - Słuchaj, mała. Jakimkolwiek żeglarzem bym nie był, nie umiem wyczarować lądu, by cię od ręki na niego wysadzić. Zaś co do... "człowieka morza"... to przez to, że wyłowili mnie ze sztormu...
- A, więc nie umiesz żeglować, tak? - dziewczyna skrzyżowała ręce na piersiach.
- Tego nie powiedziałem.
- A więc pożegluj do jakiegoś portu, człowieku morza.
- Nie nazywaj mnie tak!
- A jak? Może "marynarzu"? Słyszałam, że takim słowem określacie pracowników statków.
Brunet burknął coś pod nosem, odwracając wzrok od zadowolonej buzi jasnowłosej, wyraźnie z siebie dumnej, że wyprowadziła chłopaka z równowagi. Po chwili jednak powiedział, na wszelki wypadek patrząc w inną stronę.
- Nazywam się Jijirei.
- Lhanni. - odpowiedziała blondynka przyglądając się pracy jego dłoni na kole sterowym. Dłużące się chwilę milczenia nie odpowiadały dziewczynie, po chwili więc znowu zagadnęła bruneta.
- Jak to się stało, że znalazłeś się w Argesambii?
- Strażnicy mnie tam przywieźli. - odpowiedział zwięźle. Na jasnowłosej widocznie zrobiło to wrażenie, jednak nie uznała tego za koniec rozmowy.
- Na Isztarze też ich znamy, wiesz? Ale ty nie możesz być jednym z nich. Nie masz pierścienia...
- Bo nim nie jestem, masz rację. Mówiłem już, że wyłowili mnie ze sztormu. A ty? Jak zostałaś niewolnicą?
Lhanni stropiła się widocznie. Dopiero po chwili, unikając wzroku chłopaka, powiedziała.
- Mój ojciec... Sprzedał mnie.
- Jak to?! - krew w młodzieńcu zawrzała nad niesprawiedliwością, jaka ją spotkała. Ale ona nie dała się nad sobą ulitować.
- Tak to! - wybuchła. - A ty co? Pewnie przeżyłeś miłe dzieciństwo na statku, co? Mamusia i tatuś nie szczędzili, tak?! A ten sztorm, o którym mówisz... Czyż nie zatopił łodzi, którą się z pewnością rozbijałeś?! Ja...! Ja...
CZYTASZ
Powołanie Strażnika
FantasyNiezwykła burza, której nie oparły się nawet duże statki bezpiecznie stojące w porcie zaskakuje również zebranych na pracowniczej barce mężczyzn i kobietę. Wśród nich jest młody Jijirei Yugya, który zaciągnął się by odnaleźć swoje życiowe miejsce...