Foen przedzierał się przez porastające wyspę kolczaste krzewy, gąszcze wysmukłych, wiotkich drzew owocowych i wysokie na ponad metr paprocie. Z jednej strony czuł dziwne wyrzuty sumienia, spowodowane tym, że odwrócił się i uciekł, chociaż był już tak blisko Jijireia, z drugiej jednak czuł, że może zaufać Spitzbaumowi i szanse na uwolnienie z wyspy wzrosną wielokrotnie. Mimo to, wciąż pozostawała jedna sprawa, której nie można było w żaden sposób obejść – Foen musiał przekonać swoich pobratymców, by powrócili z nim do obozu o zachodzie słońca i raz jeszcze wzięli udział w walce.
Co tu dużo mówić, spośród ocalałych z nocnego buntu jedynie garstka pozostała na wolności. Pośród nich prym wiódł niewątpliwie Jan, który jako jeden z niewielu w momencie wydania rozkazu o ucieczce zachował zimną krew i do samego końca osłaniał odwrót kilkunastu swoich kamratów. Niestety, pośród nich nie znalazło się miejsce ani dla Nizzera, ani dla Paxa – obaj ciężko ranni zostali ponownie skrępowani linami i pozostali w obozie jako więźniowie. Dużo gorszy los spotkał ojca Bin-Gona. Staruszek podczas panicznej ucieczki upadł tak niefortunnie, że niemal natychmiast został stratowany przez nacierających na plecy genasi piratów. Śmierć jego, oraz wielu innych znacznie podkopała morale ukrywającej się w lesie grupy. I chociaż niemal wszyscy ocaleni zachowali zdobyty w nocy oręż, Foen musiał postarać się i wymyślić naprawdę sensowne argumenty, by przekonać ich do użycia jej ponownie.
Obóz genasi nie wyglądał najlepiej. Stanowił go duży prowizoryczny szałas, będący w istocie kilkoma kawałkami drewna i narzuconymi na nie gałęziami, oraz małe ognisko, podtrzymywane ostrożnie i z lękiem, że piraci dojrzą ponad wyspą dym. Foen wyszedł spomiędzy paproci i usiadł na ziemi pośród swoich braci.
- Hej, patrzcie kto wrócił. - rzucił jeden z nich z ironicznym uśmieszkiem.
- Mówiłem, że mu się nie uda. - odrzekł inny, by zaraz dodać. - Weź sobie coś do jedzenia, Foen. Nazbieraliśmy owoców.
- Zjem za chwilę, najpierw muszę wam powiedzieć co zdziałałem. - zadeklarował młodzieniec.
- Przecież niczego nie udało ci się zrobić, jeśli ten Yugya nie chowa się właśnie w naszych krzakach. - zauważyła jedna z kobiet.
- Nie. Nie ukrywa się, ale...
- Zatem sprawa wydaje się zamknięta. Jedzmy.
Foen wzruszył ramionami i pokręcił głową. Wyciągnął rękę po różowawy owoc, kształtem przypominający wydłużoną gruszkę i wbił zęby w miękką skórkę, aż słodki, gęsty sok pociekł mu po brodzie. W myślach zaś układał już kilka potencjalnych argumentów, którymi mógłby posłużyć się w czekającej go rozmowie z pozostałymi.
Genasi tradycyjnie wielką wagę przywiązują do swojej wspólnoty. Gdy tylko mogą, wszędzie gdzie są, starają się bardzo mocno socjalizować, na przykład podczas wspólnych posiłków, czy zabaw. Nadrzędnymi wartościami są rodzina i Element, chociaż koncentrowanie się na własnym rozwoju i zachowania, które wielu ludzi uznało by za przejawy egocentryzmu i egoizmu w czystej formie, nie są potępiane. W tym przypadku też, chociaż śmierć wielu istnień powinna wywoływać raczej nastrój grobowego przygnębienia, genasi jedli szybko, rozmawiając ze sobą na różne, nieabsorbujące, acz ciekawe tematy. Nawet po skończonym posiłku, w którym rzecz jasna wzięli udział wszyscy uciekinierzy, rozmowy nie przebrzmiewały.
- Przyjaciele... - zaczął cicho Foen, jednak nie zwrócono na niego większej uwagi, dopóki nie podniósł głosu. - Posłuchajcie mnie! - dwanaście par męskich i kobiecych oczu zwróciło się na niego z zaintrygowaniem i powagą, nie licującą z prowadzonymi jeszcze chwilę temu dialogami. Foen tymczasem nabrał nerwowo powietrza i postarał się dobyć głosu tak, by brzmiał pewnie.
CZYTASZ
Powołanie Strażnika
FantasíaNiezwykła burza, której nie oparły się nawet duże statki bezpiecznie stojące w porcie zaskakuje również zebranych na pracowniczej barce mężczyzn i kobietę. Wśród nich jest młody Jijirei Yugya, który zaciągnął się by odnaleźć swoje życiowe miejsce...