Rozdział 2: Wojownik Cz. 1

24 2 0
                                    

Gdy Jijirei ocknął się, odkrył że leży na piasku. Choć leżał w półcieniu słońce grzało go o wiele mocniej niż był przyzwyczajony, a wiatr ledwo tylko muskał jego ciało. Ostrożnie, powoli otworzył oczy, unosząc się na rękach i rozglądając uważnie wokoło. Znajdował się na gigantycznej wręcz pustyni. Co prawda otoczenie nie było całkowicie jałowe - Jijirei leżał tuż przy rozległej oazie - jednak pustka wokół przemawiała silnie do wyobraźni bruneta. Niecały metr od niego leżała Lhanni, kawałek dalej - Kashquan, zaś zaraz obok Jijireia, oparty plecami o drzewo figowe siedział białowłosy mężczyzna, którego trójka podróżników spotkała na Moloku, na wyspie portalu do innych światów zamieszkałej przez starego maga-odźwiernego.

- Ocknąłeś się? Witaj na Isztarze. - zagadnął z uśmiechem jegomość.

- Chyba muszę przywyknąć do tego, że gdy tracę świadomość w niejasnych okolicznościach, gdy się obudzę gdzieś w pobliżu będzie Strażnik. - stwierdził Jijirei, wstając. Na białowłosym to stwierdzenie zrobiło zdaje się wrażenie, bowiem uśmiech spełzł powoli z jego twarzy, dając miejsce wyrazowi niezrozumienia połączonym z troską.

- Więc spotkałeś już moich pobratymców...?

- Tak, załogę okrętu "Prokurator". - uściślił Yugya.

Jego rozmówca wybuchł szczerym śmiechem.

- Rozumiem, rozumiem... Ale wybacz, nie przedstawiłem się - Nagash van Hex.

- Jijirei Yugya. - brunet uścisnął wyciągniętą prawicę Strażnika.

- Miło poznać kogoś, kogo mistrz Józef wyciągnął z tarapatów. Mam nadzieję, że nie proponował ci od razu miejsca na swoim statku...?

- Nie, nie, skąd. - zaprzeczył Jijirei, co spotkało się z wyraźną aprobatą Nagasha. - Czy powiedziałeś wcześniej, że jesteśmy na Isztarze?

- Tak, zdaję się że tak powiedziałem, zważywszy na to, że faktycznie tu jesteśmy. - potwierdził Strażnik. - Ten stary dureń Weles wysłał was tu, co prawda bez ostrzeżenia, jednak jak widać nic strasznego się nie stało, prawda?

Jijirei musiał się z tym zgodzić. Co prawda on i jego towarzysze stracili przytomność na jakiś czas w związku z początkowym nadmiarem światła, a później całkowitym jego brakiem, jednak poza tym wszyscy wydawali się zdrowi... Rzecz jasna poza tym, że nadal byli nieprzytomni. Całe szczęście, że Nagash zadbał, by żadne z nich nie leżało w pełnym słońcu.

Słońce minęło zenit, gdy ocknął się również Kashquan. Jednym rzutem oka obdarzył siedzących w cieniu mężczyzn, raczących się świeżo zaparzoną nad ogniskiem herbatą ziołową, po czym wstał i palcami przeczesał rozwianą grzywę swoich kruczych włosów i wciąż pozostającą w nieładzie brodę.

- Jak rozumiem znaleźliśmy się w towarzystwie osoby godnej zaufania. Przedstawisz mnie, Jijireiu? - genasi z właściwym sobie podejściem do tematu dobrych manier przysiadł się do ogniska.

- To jest Nagash van Hex, a to Kashquan... - rzekł Jijirei, podając towarzyszowi mały blaszany kubek.

- ...znany też właściwiej jako sir Kasha Bron de la Breland et de Vendasque del Mallinelli. - uzupełnił Kashquan, nalewając sobie naparu. - Wnioskuję, że jest pan strażnikiem, panie Hex.

- Tak, jestem. - potwierdził Nagash, upijając łyk płynu ze swojego kubeczka. - A po szyku twojego nazwiska stwierdzam, że prawdopodobnie deklarujesz przynależność do Niebiańskiego Elementu.

Kashquan zrobił zaskoczoną minę, choć w rzeczywistości wcale nie zdziwił go zakres wiedzy Strażnika.

- Istotnie. - skinął głową.

Powołanie StrażnikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz