Podczas, gdy mistrz Strażników zmierzał w sobie tylko znanym celu i kierunku, Jijirei i Kashquan zbliżali się już do stacji kolejowej, chcąc powstrzymać wyruszenie transportu towarów przeznaczonych na handel z Molokanami, którego częścią była Lhanni.
- Nadal uważam, że nie powinieneś tak traktować tej niewinnej kobiety.
- Może i była niewinna, ale to proste zaklęcie sprawiło tylko, że na chwilę straciła oddech. - odparł Kashquan. - Jednocześnie nas o nic nie oskarżono, powinieneś się cieszyć.
Jijirei prychnął tylko, nie chcąc przyznawać towarzyszowi racji. W istocie jednak obezwładnienie Pedrajemmy przez Kashquana przyniosło więcej pożytku niż szkody. Widok upadającej matki tak wstrząsnął młodym Sandrenem, że nie tylko opowiedział człowiekowi i genasi wszystko, co chcieli wiedzieć, ale jeszcze zadeklarował się im pomóc, gdy tylko Pedrajemma dojdzie do siebie.
Jijirei i Kashquan musieli się jednak spieszyć, chcąc przeszkodzić obsłudze stacji w wysłaniu pociągu. Z ogrodzonego terenu dworca dochodziły już okrzyki i nawoływania robotników prowadzących załadunek, nad budynkami wznosił się również splątany słup pary, wieszczący, że w kotłach lokomotywy wrze już woda.
Wędrowcy wyszli zza rogu i ujrzeli przed sobą ciemny, masywny kształt transportu. Żeliwne wagony towarowe były wypełniane koszami owoców, zwiniętymi dywanami wspaniałych kolorytów, słojami przypraw i najróżniejszych formatów pakunkami. W drewnianych wagonach zabezpieczonych metalowymi klatkami jechali niewolnicy, do wagonów osobowych wsiadali wyruszający w podróż handlarze.
Lhanni pozostawała jeszcze poza wagonem. Ze spuszczoną głową oczekiwała na swoją kolej, kiedy ponury, wiotki rachmistrz zanotuje jej imię i pozwoli jej wsiąść do wagonu-klatki. Przy jej boku stali Veruin i Feber. Najstarszy brat miał posturę potężnego niedźwiedzia, czarne, błyszczące włosy które splatał w dwa, zwieszające się zza uszu warkocze i wąską bródkę, przypominającą wywalony z ust czarny, długi, rozwidlony jęzor. Prezentował się naprawdę imponująco, zwłaszcza, że stojący tuż przy jego ramieniu Veruin był mężczyzną przeciętnego wzrostu i raczej szczupłym. Nie wyglądałby szczególnie groźnie, gdyby nie podkreślone już podobieństwo do jadowitych węży i nóż za pasem.
Jijirei pierwszy ujrzał dziewczynę. Bez słowa wskazał ją Kashquanowi. Ten pokiwał tylko głową, jakby nad czymś się zastanawiał. Nagle uśmiechnął się chytrze, zdradzając mimiką, że do głowy przyszedł mu właśnie jakiś niecny pomysł. Przyłożył dłonie do ust i zawołał donośnym głosem.
- Hej, dziewczyno! Wracasz po zupę rybną dla mnie?!
Lhanni, posłyszawszy te słowa, odwróciła się w kierunku, skąd napłynęły. O mało nie podskoczyła z radości, kiedy dostrzegła Jijireia i Kashquana. Veruin i Feber również ich zobaczyli. Młodszy z braci pochylił się ku jasnowłosej.
- Kimkolwiek są, ci twoi znajomi, nie uda się im odebrać nam ciebie. - syknął. - Ojciec chciał, żebyś pozostała tam, gdzie cię sprzedał, więc nie spieraj się z jego wolą. Feber, zajmij się nimi!
- Wiem co robić, głupcze! - odburknął starszy z braci. Uniósł do ust przypiętą do pasa długim, srebrnym łańcuszkiem kościaną świstawkę i dobył z niej przeciągłego, wysokiego tonu.
Jijirei i Kashquan rozejrzeli się. Z przyległych do głównego budynku dworca domków strażniczych wypadło kilku gwardzistów, którzy zaalarmowani świstem swojego oficera pospieszyli sprawdzić, jakie czekają na nich rozkazy. Feber zwiniętą w pięść dłonią wskazał podróżników. Przekaz był jasny: „unieszkodliwić".
- Zdaje się, że mamy kłopoty... - ocenił Kashquan z półuśmiechem, chwytając swoją laskę tak jak podczas starcia z Jijireiem i wojowniczo wznosząc ją nad głowę. Żołnierze ruszyli do ataku. Za ich plecami Feber i Veruin pospiesznie wprowadzali Lhanni do pociągu.
![](https://img.wattpad.com/cover/147593151-288-k660281.jpg)
CZYTASZ
Powołanie Strażnika
FantasíaNiezwykła burza, której nie oparły się nawet duże statki bezpiecznie stojące w porcie zaskakuje również zebranych na pracowniczej barce mężczyzn i kobietę. Wśród nich jest młody Jijirei Yugya, który zaciągnął się by odnaleźć swoje życiowe miejsce...