gorzka czekolada.
Co myślisz słysząc imię Margaret? Nie Meg albo Maggie. Po prostu Margaret. Od kiedy pamiętam nienawidziłam tego imienia całą sobą. Sześcioletnia Margaret. Szesnastoletnia Margaret... Im dłużej czytasz to imię, tym mniej sensu ma ono nawet w brzmieniu. Moją pierwszą wizją zawsze była jakaś starsza pani, której ulubionym zajęciem jest opieka nad krzewem róż, albo starym, grubym kotem, poruszającym się na deskorolce. Cóż za głupota, myśl niegodna "Margaret". Powtarzając owe słowo coraz bardziej się do niego przyzwyczajam, prawdę mówiąc. Jakie są Margaret? Margarety? Nie wiadomo dlaczego od razu płynnie przechodzę na myśl o Ameretto, a od Amaretto jeden krok do alkoholizmu. Margaret nie powinna pić. Powinna być elegancka, wyważona, może odrobinę sympatyczna w tej swojej zimnej goryczy? Nie oszukujmy się, sztandarowa koncepcja w głowie to obraz najbardziej znanych Margaret w historii: Margaret Thatcher i Margaret Astor.
Kiedy miałam piętnaście lat, usłyszałam od nauczycielki ekonomii, że dziewczynie o tak dumnym imieniu nie wolno się buntować. Dlatego przefarbowałam włosy na fioletowo i przekułam brew.
Kiedy miałam szesnaście lat, historyk zaczął nazywać mnie żelazną damą i wcale nie miał na myśli żelaznej dziewicy. Sprawdziłam temat właściwie z ciekawości, oczywiście z rytmem fear of the dark w tle. Wtedy po raz pierwszy wyłączyłam się na dźwięki ciężkiej muzyki. Byłam w szoku. Poczułam się zainspirowana, bo nigdy wcześniej nie interpretowałam imienia Margaret przez pryzmat potęgi, władzy, jakiś wpływów;
Nie pochodziłam z bogatej rodziny, nie miałam praktycznie żadnych planów, prócz wyrwania się z zabitego deskami, zaściankowego miasteczka Chelford w hrabstwie Cheshire. Właściwie... Skoro mojej siostrze Cassie się udało, dlaczego ja miałabym polec? I to był ten przełomowy moment w moim życiu, gdy zamiast wyobrażać sobie sześćdziesięcioletnią Margaret wyprowadzającą tłustego kota na smyczy, dostrzegłam lepszą nadzieję dla dziewczyny z takim imieniem.
Margaret. Żelazna Dama. Taa, tyle że musiałam znaleźć sobie jeszcze sposób na opanowanie świata trochę z innej perspektywy. Co lubiłam? Prócz klasycznego rocka, starych samochodów, komedii romantycznych i pióra Kinga? Prócz upijania się w angielskich barach z najlepszymi przyjaciółmi, tańczenia do rana, ucieczek z domu nad jezioro i koncertów? Cóż... Literaturę, kreatywne pisanie, grafikę komputerową... Dobrze, idziemy w coraz lepszym kierunku...
Inaczej.
Co umiałam?
Umiałam matmę.
Byłam tym szczęśliwym dzieckiem, które dostawało dobre oceny w szkole z minimalnym wkładem wysiłku, chyba że chodziło o przedmioty przyrodnicze inne niż geografia. Może nie znałam się na fizyce oraz chemii, ale na dobrą sprawę... Dotarło do mnie też, że jeśli chcę zawładnąć światem, niekoniecznie muszę zabierać się za to zdobywając wyniki w nauce stricte szkolnej.
Co rządzi światem?
Pamiętam, że uśmiechnęłam się wtedy tak złowieszczo i wymownie. Stukałam paznokciami o plastik pudełka płyty Iron Maiden, namiętnie wpatrując się w grafikę na nim.
Z grającego, niszczejącego powoli telewizora dochodził ten przesadnie przesłodzony ton jakiegoś aktora reklamującego tabletki na wzdęcia. To wszystko było zrobione, dosłownie, od dupy strony. W mojej głowie rozrysowała się wizja, o wiele bardziej subtelnej, trochę zabawnej kampanii... Mogłabym sprzedać te tabletki komuś, kto nigdy nawet nie czuł się wzdęty. Mogłabym sprzedać hip-hopowcom płytę Iron Maiden. Mogłabym... Sprzedać siebie. Sprzedać duszę diabłu.
CZYTASZ
chocolate eclairs {hemmings} ✓
Fanfiction- Jesteś słodki, Luke. - Słyszałem żałosny, beznadziejny, irytujący, prawa ręka diabła... Ale słodki? Uderzyłaś się w tę piękną główkę? - Nie. Skąd. Jesteś słodki jak Eklerka. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że Margaret Langford niena...