#eklery <--- tt
Małe dziewczynki często bawią się w śluby. Ubierają się w sukienki z firany, rzucają welonem z chusteczek do nosa, słuchają Bryana Adamsa tańcząc z mopem i wiedzą niemalże wszystko na temat tego, jak "najważniejszy dzień ich życia" przebiegnie. Właściwie mają już całość. Całość prócz pieniędzy i... Kandydata na męża.
Kiedy byłam dzieckiem, często siedziałam z Cassie w naszym ogrodzie w Chelford i wybierałyśmy sobie która z nas będzie miała sesję zdjęciową, w którym dokładnie miejscu tego ogrodu. Siostra czesała mi koki, wplatając w nie kwiaty, o których zerwanie zawsze dostawałyśmy ochrzan od mamy. Przęglądałyśmy album ślubny rodziców. I marzyłyśmy o tym, jakby co najmniej od dnia wesela zależało całe nasze przyszłe życie.
Gdy Cassandra poznała Ashtona, wróciła do domu i powiedziała: "Poznałam swojego przyszłego męża", oczywiście prześmiewczo, nie mając pojęcia, że ten chłopak nie tyle się z nią ożeni, co porwie ją do Nowego Jorku i spłodzą razem trójkę dzieci.
Podczas kiedy zaczął się mój związek z Rickiem... Zamiast marzyć o ewentualnym zamążpójściu, byłam po prostu przekonana, że rodzina wreszcie się ode mnie odczepi i będę mogła ze spokojem zostać babą u boku nudnego jak flaki z olejem prawnika.
Przynajmniej jakaś stabilizacja majątkowa.
I szczerze? Kiedy byłam dzieckiem miałam wobec własnego wesela więcej oczekiwań, niż w chwili, gdy rzeczywiście zaręczyłam się po raz pierwszy.
Po raz drugi natomiast... Cóż. Nie wróciła mi dziecięca fantazja, czego chyba oczekiwała podjarana tym ślubem Cassie. Była zachwycona podwójnie, bo przecież jej siostra i jej kumpel... Razem. O Boże!
Tsa.
Ja tym czasem chyba straciłam zmysł romantyczki, bo przyjęłam temat bardzo zadaniowo. Właściwie nasze życie toczyło się dalej, doszło do niego dodatkowo więcej obowiązków, bo musieliśmy od czasu do czasu zjawić się gdzieś, dokonać jakiegoś wyboru i... Wydać pieniądze.
Nie decydowałabym się na taki krok w tym momencie swojego życia i na takim etapie znajomości, ale z drugiej strony potrzebowaliśmy udogodnień finansowych, a skoro nie był to ślub z konieczności tylko biznesowych, ale także... Z trochę szaleńczej miłości, czemu miałam ku temu protestować?
I się zaczęło.
Wszedł Hetman Ciemności.
Uznałam, że zajmę się wszystkim sama, oczywiście z eskortą matki trójki dzieci i ciężarnej. Dlatego we trzy chodziłyśmy mierzyć sukienki, co właściwie wyglądało jeszcze gorzej niż przymiarki Jackie, bo tym razem to ja, nie Luke, nawaliłam się szampanem.
- Wyglądam jak wielki, obrzydliwy bakłażan w siódmym miesiącu ciąży. Bez urazy do małego Hooda, czy coś. - Palnęłam, przeglądając się w lustrze. Bufki nie były tym, co dodałoby mi jakiegokolwiek uroku.
- Jak ty wymyślasz. - Cassie jęknęła i spojrzała przepraszająco na panią, która przynosiła nam sukienki.
- Ja tak nie wymyślałam.
- Ty nie, twój upośledzony brat tak - odpowiedziałam robiąc znaczącą minę w jej stronę.
- Wychodzisz za mąż za mojego upośledzonego brata.
Wzruszyłam ramionami i okręciłam się znów.
- Miłość jest ślepa, głucha, kulawa i w ogóle ma alzheimera.
CZYTASZ
chocolate eclairs {hemmings} ✓
Fanfiction- Jesteś słodki, Luke. - Słyszałem żałosny, beznadziejny, irytujący, prawa ręka diabła... Ale słodki? Uderzyłaś się w tę piękną główkę? - Nie. Skąd. Jesteś słodki jak Eklerka. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że Margaret Langford niena...