Rozdział jest niekoniecznie sprawdzony, spóźnione wesołych świąt!
#eklery <--- twitter
- To jest historyczny dzień, powinienem go zapisać w kalendarzu! - Dumny z siebie i rozbawiony sytuacją, szedłem przy Meg przez zdecydowanie przeludnione lotnisko Newark w stanie New Jersey, trzymając Nate'a za rękę.
Właściwie dopiero wtedy uświadomiłem sobie, co zamierzamy zrobić. Byliśmy spakowani, gotowi do lotu i całkowicie na styk. Nie planowaliśmy podróży służbowej. Skąd. Całkowicie prywatnie wybieraliśmy się do domu rodzinnego mojej szefowej, tylko po to, by spędzić święta w miłej, rodzinnej atmosferze.
Brzmi stosunkowo dziwnie, zwłaszcza że Margaret naprawdę zależało na tym, byśmy utrzymywali zawodowe relacje, ale cóż. Do czasu. Nie chciało mi się wierzyć, iż kiedykolwiek jeszcze wrócimy na ten grunt. Zwłaszcza po jej bitwie na czekoladowe eklerki w szkole z moją prawie-byłą żoną.
Ale okazało się, że trwamy w zbyt wielkim zaaferowaniu, by się nad tym zastanawiać, bo jak już zdążyłem wspomnieć, ledwo zdążyliśmy na miejsce.
Gdy wreszcie wsiedliśmy do samolotu, oddając uprzednio swoje bagaże, które swoją drogą niosłem, zanim chwyciłem Nate'a za dłoń, by się nie zgubił w tym zamieszaniu, dopiero tam odsapnęliśmy z ulgą. Odbyliśmy niczego sobie wyścig z czasem, godny bardzo Luke'a Hemmingsa, w ogóle Margaret Langford.
- Nigdy więcej nie piję wina z Cassie przed jakąkolwiek podróżą. - Kobieta odetchnęła ciężko i poprawiła swój kremowy golf, niemal zaciągając go na nos.
Meg była niewyspana, niewymalowana i wyglądała jakby chciała wyskoczyć przez okno, gdy wzbijemy się w powietrze, ale próbowała w żadnym stopniu tego nie okazać. Przecierając twarz dłońmi, przeniosła na nas wzrok.
Nate wyciągnął już słuchawki i jakąś gierkę, a ja podałem mu jeszcze poduszkę, żeby jakby co mógł się trochę przespać. Nie fatygowaliśmy się, żeby wyglądać chociaż dobrze. Planowaliśmy i tak przebrać się w coś mniej menelskiego na miejscu, bo wstanie o czwartej, żeby zdążyć na lotnisko na szóstą, wcześniej jeszcze próbując dobudzić Maggie, wyprało i mnie, i mojego syna z wszelkich chęci do wyglądania normalnie.
Więc chłopiec miał na sobie dresy i bluzę z Batmanem, a ja jakieś stare jeansy i bluzę z Iron Manem, bo szanujmy się, Marvel, a DC. Koniec końców gdyby Margaret zakryła sińce pod oczami, mogłaby śmiało pójść do pracy i robić wrażenie w swoim sweterku, bo wyglądała dobrze, nawet niewyspana i wciąż z samym kremem na zaróżowionych od zimna oraz wysiłku policzkach. Chociaż sama zainteresowana, stawiała się wówczas obok bezdomnych, zwłaszcza że uczesała się dopiero w fotelu.
- To trochę podnosi na duchu, wiesz? - Kiedy spojrzałem na nią, dotarło do mnie, że wciąż patrzyła jak poprawiałem Nate'owi kaptur i na wszelki wypadek sprawdziłem temperaturę jego czoła, bo wydawał mi się dziwnie ciepławy.
- Niby czemu? - Wywróciła oczami teatralnie, szukając książki w bagażu podręcznym.
- No wiesz, fakt, że nawet ty się spóźniasz.
- Wal się, Luke.
Pokazałem jej język, na co oberwałem kuksańca w bok, a później rzeczywiście dostaliśmy komunikaty świadczące o tym, że czas przygotować się do lotu.
~*~
Nowy Jork i Londyn dzielą w zaokrągleniu 5554 kilometry, co równa się z prawie siedem i pół godzinnym lotem, dlatego jeśli ktoś jest szczęściarzem i potrafi spać w podróży, powinien po prostu zamknąć oczy i obudzić się jak po całej nocy snu.
CZYTASZ
chocolate eclairs {hemmings} ✓
Fanfiction- Jesteś słodki, Luke. - Słyszałem żałosny, beznadziejny, irytujący, prawa ręka diabła... Ale słodki? Uderzyłaś się w tę piękną główkę? - Nie. Skąd. Jesteś słodki jak Eklerka. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że Margaret Langford niena...