23. na ładne szpilki i obrzyganego żula w metrze

7.1K 635 290
                                    

     #eklery <-- tt, rozdział jest nieprawdzony

Odnajdowanie się w nowych miejscach nigdy nie było dla mnie wyjątkowo problematyczne. Właściwie lubiłem zmiany i ten fakt, że właśnie rozmawiam z ludźmi, którzy dopiero mnie poznają, dzięki czemu mogę zaprezentować się im ze swojej najlepszej strony, tym samym zdobywając nowych „sprzymierzeńców". Przynajmniej tak było w pracy, bo im więcej moich zwolenników, tym lepsze wyniki, im lepsze wyniki, tym wyższe zarobki.

Rodzina Meg jednak nie była moimi klientami. Jasne, jawili się jako swego rodzaju odbiorcy mojej osoby, więc im też mogłem się „sprzedać". Sęk w tym, że nie wiedziałem w jaki sposób zabrać się do bajerowania ich, skoro od początku przyjęli mnie ciepło i serdecznie, choćby z samego faktu, iż Margaret zabrała mnie ze sobą.

Przed Barb miałem różne dziewczyny. Nie było ich szczególnie wiele, ale były i raczej nigdy nie czułem takiej potrzeby, by ich rodzice mnie lubili. Przecież to tylko rodzice... W wypadku Meg było zupełnie inaczej, choć sam nie do końca byłem pewny... Dlaczego?

Siedząc w salonie kolejnego już dnia naszego pobytu w Anglii, próbowałem poznać wzrokiem to pomieszczenie pozbawione już wystawnej otoczki złączonych stołów i rzucających się w oczy skrawków po papierze prezentowym. Teraz było tam zwyczajnie, przytulnie, zwłaszcza przy kominku, z ciepłą, parującą herbatą na stole. Goście państwa Langford rozjechali się do siebie w przeddzień, więc teraz byliśmy tam tylko ja, Nate, Maggie oraz jej rodzice, a ten spokój, który mieliśmy, zdawał mi się trochę stresujący, bo wreszcie ci ostatni mieli czas, by poświęcić mnie sto procent uwagi.

Czułem się trochę pod ostrzałem, ale kobieta też, zwłaszcza w chwili, gdy ze swoim kubkiem herbaty wróciła z kuchni, siadając na kanapie tuż obok Nate'a, który opierał się o moje ramię, czytając komiks.

- Spróbuj, powinna ci smakować. – Niby ignorując swoich rodziców, którzy oglądali jakiś film w telewizji na drugiej kanapie, Meg podała mi napój. Niepewnie zaciągnąłem się jego zapachem. – Z goździkiem, miodem i cytryną.

- Dzięki – mruknąłem w odpowiedzi, biorąc łyk.

- Miód jest okropny – powiedział zmęczony chyba wrażeniami Nate.

- Ale zdrowy – odpowiedziała mu Meg, kładąc dłoń na czole chłopca, później na swoim, ostatecznie też na moim. – Zaraz zmierzę mu gorączkę.

- Rano nie miał. – Spojrzeliśmy po sobie oboje najwidoczniej trochę zmartwieni. Im bardziej Meg angażowała się w wychowanie mojego dziecka, tym bardziej czułem takie pozytywne coś w sobie, jakby przeświadczenie o fakcie, że naprawdę nie jestem w tym sam, a nikt inny na świecie nie zajmie się chłopcem lepiej niż my dwoje.

Taa, ja wiem jak to brzmi...

- Zmiana czasu, klimatu, powietrza, na wsiach inaczej się oddycha niż w takim Nowym Jorku, to na pewno, dodatkowo mnóstwo wrażeń, jest pewnie przemęczony – odpowiedział nagle tata Meg, przenosząc na nas spojrzenie, a jej mama uśmiechnęła się pod nosem.

- Maggie może nie, ale Cassie zawsze chorowała nam po długich podróżach, na każdych wakacjach.

- To fakt, Cassie była ciągle chora, aż się dziwię, że Tiana, Andy i James są wiecznie zdrowi – Meg przytaknęła Beatrice znacząco.

- Taa, Cassie dostawała gorączkę, a Meg zawsze się czymś struła...

Nate parsknął głupim śmiechem, ona spłonęła rumieńcem, a ja tylko pocieszająco, z rozbawieniem w oczach pogłaskałem ją po głowie, za co oberwałem po łapach od oburzonej tym wyznaniem kobiety.

chocolate eclairs {hemmings} ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz