#eklery <--- tt
Ostatni czas był stosunkowo dziwnym, szalonym czasem. Właściwie nie pamiętam wszystkiego co się działo, bo byłam tak zakręcona, że śpiąc po cztery godziny na dobę, padałam jak ostatnie zwłoki gdzieś przed piątą nad ranem w pościel.
Choć gwoli ścisłości to wcale nie była moja pościel i moje łóżko. A może jednak właśnie tak? Może od tego momentu to łóżko, ta pościel i facet w tym łóżku... To miało należeć już tylko do mnie?
Nie mam pojęcia co mnie uderzyło, ale odniosłam wrażenie, iż choruję na bardzo ciężką przypadłość, zwaną... Jak to określił Nate - szałem macicy. No cóż, trochę mi odbijało, koniec końców wreszcie miałam zabrać się za swoje życie znów, bez dokładnego planu oraz przygotowania. Chciałam zacząć podejmować własne decyzje, ale to mnie przerażało i ładowało w tym samym czasie.
Od rana do nocy załatwiałam co tylko się dało, chodziłam na spotkania przed pracą, po pracy, nocami czytałam warunki umów, w przerwie na lunch się przeprowadzałam, a biorąc prysznic przy okazji... No cóż, te emocje musiały znaleźć gdzieś ujście, zatem uprawiałam seks, nie wińcie mnie, to samo jakoś tak wyszło, bo Luke miał świetną argumentację zdrowotną dla tej czynności.
Poza tym hej... Dopięliśmy swego.
Siedząc na zboczu góry Lee w Los Angeles dokonałam jakiegoś wyboru życiowego, chociaż z logicznego punktu widzenia on nie miał prawa bytu. Staliśmy właściwie na niczym - na jakiś półsłówkach i kiełkującym pomyśle, dlatego zamiast stwierdzić "jakoś to będzie", uznałam że pora przetrenować tego dwumetrowego barana w moim stylu.
Luke Hemmings nigdy nie zrobił niczego w stu procentach sam, mając na myśli ścieżkę zawodową. Ja dochodziłam do celu po trupach, ciężką pracą, a skoro się zarzekał, iż da radę, musiał mi udowodnić, że robienie z nim interesów to coś wartego zachodu.
Rodzina to jedno, biznes to drugie, chcąc nie chcąc gdy dochodzi co do czego, ostatecznie na stół wyciąga się papiery, nie jakieś słowne dogadanki, zatem mieliśmy mnóstwo roboty, by zająć się wszystkim zgodnie z prawem, z przytupem i wyciągnąć jak najwięcej profitu. Stratna być nie zamierzałam, ale zysk realny też miał utrzymywać jakiś poziom.
Chciałabym się czasem wedrzeć w szczegóły, naprawdę, ale tym samym ta opowieść byłaby dwa razy tak długa, z resztą Luke się upiera, że nikt nie chce słuchać o finansach, was bardziej interesujemy my, z czym mogłabym się pewnie kłócić, ale tym razem ustąpię. Jak wpadniecie innym razem chętnie opowiem wam tę historię z perspektywy strukturalistycznej, prawnej, zarządczej, wykonawczej, logistycznej i właściwie odkryję samo meritum - czym my się tak naprawdę zajmujemy, ale może poczekam z tym rzeczywiście do następnego razu.
Póki co - szczerze? Dałam z siebie dwieście procent przez ostatnie trzy miesiące. Luke dał drugie dwieście, jeśli nawet nie trzysta, bo odwalił kawał tak świetnej roboty, że chyba nawet na rozprawie sądowej z Barb mi tak nie zaimponował.
No właśnie, to pewnie też was interesuje.
Cóż, chodziłam jak kłębek nerwów po budynku przed rozprawą. Luke sam wydawał się zbyt poważny jak na siebie, a Nate nawet nie chciał spojrzeć w oczy Barbie, której chyba wydawało się, że ma temat w garści.
- Pożegnajcie się, przecież to wiadome, że dziecko zazwyczaj idzie z matką. - Harpia podeszła do nas, na co Liz wywróciła oczami teatralnie.
Oczywiście, że wcale nie cieszyła się z mojej obecności tam, nawet jej nie powiedzieliśmy co mamy w planach, ale ja dzielnie udawałam, że ona wcale mnie nie nie lubi.
CZYTASZ
chocolate eclairs {hemmings} ✓
Fanfic- Jesteś słodki, Luke. - Słyszałem żałosny, beznadziejny, irytujący, prawa ręka diabła... Ale słodki? Uderzyłaś się w tę piękną główkę? - Nie. Skąd. Jesteś słodki jak Eklerka. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że Margaret Langford niena...