2. Uciec czy pomóc - oto jest pytanie.

1K 57 36
                                    

— Długo jeszcze? — wyjęczała ze zmęczeniem moja droga podopieczna.

Wzruszyłam jedynie ramionami, bo, cholera, sama się nad tym zastanawiałam. Już cztery godziny chodziłyśmy po tym durnym lesie z łowcami, kręcąc się jak we mgle. Niby złapali kilka zajączków i niewinnego liska, ale nie natrafiliśmy na żadną większą zwierzynę. W ogóle wszystko było tu jakieś dziwne. Zwierzęta płochliwe, bardziej, niż zwykle, powietrze gęste, bardziej, niż zwykle, wiatr silny, bardziej, niż zwykle... no naprawdę,  wszystko było jakieś bardziej, niż zwykle. Aż mnie dreszcze przechodziły.

— Panie łowco, minęło już śniadanko, chyba powinniśmy wracać — szepnęłam cicho do naszego przewodnika, mając wielką nadzieję, że może wreszcie skinie głową i potruchta wesoło do Kanyss... ale nie, bo po co?

— Jeszcze chwila. Musimy sprawdzić, co te zwierzęta tak wystraszyło.

— Skoro polowanie się zakończyło, powinniśmy wracać. To wbrew zasadom, przebywać poza barierą dłużej, niż to konieczne.

— Polowanie skończy się w chwili, gdy jak tak powiem, panienko. Tu coś się dzieje i czuję grubszą zwierzynę. — Jego oczy lśniły z  ekscytacji, jakby był ośmioletnim chłopcem, któremu dano podwójną porcję jabłecznika.

— Gorzej, jak to będzie tytan — mruknęłam cicho, nie chcąc straszyć Lyanny. Już i tak wyglądała, jakby miała zemdleć i rozpłakać się jednocześnie. Zdecydowanie, długie piesze wędrówki jej nie służyły.

Starając się nie marudzić, dalej przedzierałam się przez leśne zarośla, co chwilę wpadając w lepką pajęczynę, czy zajęczą norę. Nie wspominając o moich przepoconych ubraniach, brudnych dłoniach, potarganych włosach i pustym żołądku. Wspaniały dzień, doprawdy. Marzyłam o takim.

Prychnęłam pod nosem, zdając sobie sprawę, że pewnie właśnie w tej chwili Hadrian biega beztrosko po całej wiosce, goniony przez wściekłą Harukę, a Kuruno leży na hamaku, karmiony winogronem przez jakiegoś przypadkowego chłopaka. A my tu musimy się męczyć i szukać wyimaginowanych zwierząt, albo co gorsza, tytanów.

Nie mogłam otwarcie się sprzeciwić, bo na wyprawie rządził Główny Łowca, no chyba, że było bardzo duże prawdopodobieństwo obecności tytanów, a w chwili obecnej, ani ja, ani Lyanna nie czułyśmy ich. Tak więc musiałyśmy schować dumę i zmęczenie do kieszeni i podążać za tymi wybitnymi myśliwymi, po cichu licząc, że szybko się znudzą tym polowaniem. Miałam też nadzieję, że po powrocie nie zabije mnie Haruka, żądna mięsa. Już chyba wolałabym walczyć z tytanami!

— Zbliżamy się do krańca lasu. Zachowajcie czujność.

Super, jeszcze to. Las rosnący tuż przy Kanyss może i był normalnej wielkości, ale właśnie dzięki temu byliśmy bardziej bezpieczni – najwięksi tytani nie mogli przecisnąć się między drzewami, a z kolei wyrywanie roślinności było czasochłonne. Dlatego rzadko wypuszczaliśmy się na opuszczone łąki i pastwiska, czy w pobliże rzek większych od naszej skromniutkiej. Opuszczenie teraz tej bezpiecznej przystani było błędem. I czułam, że wkrótce przyjdzie nam za niego zapłacić.

Po kilku minutach drzewa się przerzedziły, a my wyszliśmy na otwartą przestrzeń. Lyanna od razu odzyskała energię – od powstania bariery to był chyba drugi raz, gdy tak bardzo się oddaliła. Ja jednak zauważyłam coś, co zmroziło mi krew w żyłach. Czułam, jak przerażenie ogarnia każdą komórkę mojego ciała, jak przejmuje nade mną kontrolę. Nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku, nie mówiąc o poruszeniu się. Krew zaszumiała mi w uszach, zakręciło mi się w głowie i jakby z oddali słyszałam spanikowane głosy łowców. Ktoś ciągnął mnie za rękę w kierunku lasu, najpewniej Lyanna. Ale ja skupiłam wzrok tylko na tym makabrycznym obrazku.

Czarownica kontra Tytani || Levi AckermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz