18. Kontrola i jej brak

478 46 50
                                    

Siedziałam na trawie przy drodze do kwatery Pierwszej Kompanii, obserwując budynek z uwagą. Widziałam błyski światła, słyszałam krzyki i nawoływania, więc Zwiadowcy, Haruka i Kanaha musieli się tam nieźle bawić. Hadrian przysiadł obok mnie, mamrocząc o nieprzydatności jego mocy.

- Levi ufa twojej mocy, Hadrian - powiedziałam cicho. - Chciał dać się wykazać Jeanowi po tej jego ostatniej chwili słabości.

Chłopak nie wydawał się przekonany, ale już nie drążył tematu. Wspólnie czuwaliśmy nad śpiącym Kuruno i wypatrywaliśmy powrotu przyjaciół. Spod kwatery nie dobiegały nas już żadne dźwięki, więc pewnie akcja już się zakończyła.

I jakby na potwierdzenie tych myśli, z wysokich zarośli wyszedł kapitan, ciągnąc za sobą jakiegoś sponiewieranego Żandarma, a za nimi podążała reszta. Z bocznej dróżki wyjechał też Armin na wozie, na którym dostrzegłam rozchichotaną Lyannę.

Poczułam na sobie dziwne spojrzenie złapanego mężczyzny. Wyglądał obleśnie i groźnie, a jego spojrzenie wywoływało nieprzyjemne dreszcze na moich plecach. Wiedziałam, że nic nie może mi zrobić, ale i tak czułam się zagrożona. Nagle nasz kontakt wzrokowy został przerwany, gdy kapitan kopnął Żandarma, a ten sturlał się ze wzniesienia, na którym siedziałam i uderzył plecami o drzewo.

- Fajnego masz wąsa, koleś - powiedział kapitan, kucając przy mężczyźnie. - A teraz mów, gdzie Christa i Eren.

- Co zrobiliście z moimi podwładnymi? Zabiliście ich?! - warknął mężczyzna, wlepiając w kapitana nienawistne spojrzenie.

- Nie przyjdą ci z pomocą, jeśli o to co chodzi - odpadł spokojnie Ackermann, ale w jego głosie czaiło się lekkie zniecierpliwienie. - Zabijanie ich byłoby cokolwiek kłopotliwe, ale zadbaliśmy o to, żeby przez jakiś czas byli unieruchomieni. Wygląda na to, że w najbliższej przyszłości z Pierwszej Kompanii nie będzie zbyt dużego pożytku.

Żandarm zaśmiał się ponuro i spojrzał na każdego z nas z wściekłością. Splunął w trawę i znowu się roześmiał niczym szaleniec.

- Cóż za niespotykany akt odwagi. Napaść z zaskoczenia na niespodziewający się niczego oddział Żandarmów. Pogratulować bohaterstwa!

Objęłam się ramionami, co nie umknęło uwadze żołnierza. Na dłuższy moment wlepił we mnie spojrzenie swoich małych, ciemnych oczu, co z trudem wytrzymałam, nie chcąc okazywać najmniejszej słabości. Nasz kontakt wzrokowy został przerwany przez kapitana, który jakby nieumyślnie przesunął się płynnie o krok w bok.

- Na marginesie dodam - zaczął ponownie Żandarm - że w tej rezydencji było wielu zwykłych, niewtajemniczonych w całą intrygę służących. I z całą pewnością znaleźli się oni wśród waszych ofiar.

- Naprawdę? Cóż, bardzo mi przykro.

Zadrżałam na suchość w głosie kapitana. Czy atak był naprawdę dobrym pomysłem? Ten gość nawet nie sprawiał wrażenia, jakby wiedział, gdzie przetrzymywani są Eren i Historia. A skoro ucierpieli niewinni...

- Żeby nie było, naprawdę mi ich żal. Podobnie jak twojej parszywej mordy. - I nim zorientowałam się, co się dzieje, Levi kopnął mężczyznę prosto w zęby.

Nikt nie zareagował. Miałam nikłą nadzieję, że jednak ktoś coś powie, ktoś spróbuje powstrzymać kapitana, który zaczął się coraz bardziej pogrążać w brutalności i agresji. Lecz dopiero po chwili zrozumiałam, że to ja byłam tą osobą. Dlatego ignorując strach ściskający serce, złapałam Ackermanna za przedramię i pociągnęłam w swoją stronę.

Gdy tylko znalazł się u mojego boku, prawą dłonią splotłam nasze palce, a lewą dalej ściskałam jego przedramię, modląc się w duchu, by to, co mówił o uspokajaniu, okazało się prawdą.

Czarownica kontra Tytani || Levi AckermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz