16. Ognisko.

428 41 26
                                    

- Naprawdę nic mi nie jest, Kuruno - zapewniłam po raz setny, pozwalając chłopakowi sprawdzić, czy mam jakieś obrażenia.

- Co tam się stało, do cholery? - spytała Haruka, mierząc czujnym wzrokiem okolicę.

Westchnęłam i oparłam się o ścianę stajni, w której się zatrzymaliśmy. Nie chciałam ich obarczać tym, co tam się stało, ale prędzej czy później, kapitan by im powiedział. Im wszystkim.

- Gdy obserwowaliśmy wóz, zostaliśmy zaskoczeni przez Pierwszą Kompanię. Tylko ja i kapitan przeżyliśmy. Udało nam się uciec do stojącej niedaleko karczmy... - tu celowo ominęłam rozmowę kapitana  z Kennym Rozpruwaczem - a potem podstępem wydostaliśmy się i musieliśmy walczyć. Ja... zabiłam dziś naprawdę wielu ludzi.

Żołądek związał mi się w supeł, łzy napłynęły do oczu. Lyanna trzymała mnie za jedną dłoń, Kuruno za drugą, a Hadrian, jak to Hadrian, rzucił jakimś słabym żartem. Jednak spojrzenia Haruki i Kanahy, dźwięk płaczu i wymiotowania Armina dochodzący z oddali, nie poprawiły mi humoru.

- Wiedzieliśmy, na co się piszemy - oznajmiła Ruru, wzruszając ramionami i podając mi kubek z wodą, z którego łapczywie się napiłam.

- Chyba nie myślisz, że mamy do ciebie pretensje o to?

Spuściłam wzrok, nie mogąc spojrzeć w oczy Kanahy. Mieli pełne prawo czuć do mnie obrzydzenie. Nawet lepiej bym się poczuła, gdyby zaczęli na mnie krzyczeć.

- Głupia - szepnął Kuruno, tuląc się do mojego boku.

Zaszlochałam cicho, kręcąc głową. Oni nie rozumieli.

- Wiedziałam, że kiedyś nadejdzie ten moment. Ale chodzi o to, że... ja... o rany, to okropne, ale gdy kapitan powiedział, że mam się nie powstrzymywać... ucieszyłam się, rozumiecie? - wyszlochałam. - Byłam przez chwilę jakby wystraszona, ale czułam też radość, że wreszcie nikt nie każe mi się ograniczać, że wreszcie mogę zaszaleć. I... w tych ludziach... w ogóle nie widziałam ludzi. Byli przeszkodami. Nawet teraz... nawet teraz nie czuję wyrzutów sumienia.

Zapanowała cisza, przerywana jedynie moim łkaniem, płaczem Armina i przytłumionymi słowami Mikasy, która chyba starała się go pocieszyć. I ja i blondyn przeżywaliśmy zbyt mocno te chwile.

Miałam nadzieję, że moi przyjaciele się odezwą, ale żadne z nich tego nie zrobiło. Czułam się coraz gorzej i od całkowitego załamania powstrzymał mnie tylko głos kapitana, który wzywał mnie do siebie.

Odepchnęłam się od ściany i czym prędzej pognałam do wnętrza stajni. Nie dlatego, że mnie wzywał, a dlatego, żeby chociaż przez chwilę nie przebywać wśród Obdarzonych. Bo czułam, że ich zawiodłam.

- Umiesz zaszywać rany? - spytał Ackermann, umyślnie ignorując łzy na moich policzkach i zaczerwienione oczy.

- Nie - odparłam zachrypniętym od płaczu głosem. Odchrząknęłam.

- Sasha cię nauczy.

Pokiwałam głową i idąc za przykładem dziewczyny, klęknęłam obok skrzyni, na której siedział kapitan. Nad wyraz opanowana Sasha pokazywała mi jak szyć, a ja tylko kiwałam głową, gdy zadawała mi pytania, nawet za bardzo nie skupiając się na jej słowach.

- Ty dokończ, a ja pomogę Conny'emu przy koniach, dobra?

Skinęłam głową, przejęłam od dziewczyny igłę, starając się dokładnie odtworzyć to, co ona robiła. I chyba nie szło mi źle, chociaż do Sashy jeszcze mi brakowało. Ciekawe, ile takich ran musiała już zszywać?

Nagle kapitan drgnął, obrócił głowę w moją stronę, jakby chciał coś powiedzieć. Przerwałam na moment pracę i uniosłam wzrok, czekając na jego słowa. Ale one nie nadeszły. A ja ze zgrozą zdałam sobie sprawę, jak niewielka odległość dzieliła nasze twarze. Chciałam się odsunąć, ale moje ciało całkowicie odmówiło posłuszeństwa. Widziałam jego kobaltowe oczy, wpatrujące się w moje z takim dziwnym, nieodgadnionym wyrazem. Był zdumiony. Oboje byliśmy. I nagle w mojej głowie pojawiła się myśl, że kapitan jest przystojny. Cholernie przystojny. Zrozumiałam, co miał na myśli Kuruno. I dlaczego moje serce biło tak szybko. I czemu gdzieś w kącie mojej głowy pojawiła się myśl, że w tej chwili mi dobrze. Zdałam sobie z tego wszystkiego sprawę i momentalnie zrobiło mi się gorąco w policzki. Znalazłam w sobie pokłady silnej woli i odwróciłam wzrok, zrywając to hipnotyzujące połączenie. I wtedy zobaczyłam, że wszyscy na nas patrzą. Conny, Sasha, Mikasa, nawet Obdarzeni, którzy zdążyli wejść do stajni. Wszyscy w ciszy nas obserwowali. I wszyscy wyglądali na zszokowanych.

Czarownica kontra Tytani || Levi AckermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz