20. Katedra i jaskinia.

418 40 21
                                    

— Wszyscy gotowi?

Nawet nie drgnęłam, stojąc ściśnięta jak sardynka w puszce między Jeanem a Connym. Dopiero, gdy gęsiego zaczęliśmy wchodzić do jaskini pod kaplicą Reissów, odetchnęłam głęboko. Podciągnęłam lekko rękawy swetra, aby mi nie przeszkadzały i chwyciłam za jedną z beczek z pojemnikami z gazem. Uniosłam ją i stęknęłam, gdy ciężar mnie przytłoczył.

— A niech to — syknęłam, poprawiając uścisk na beczce, która nagle wyślizgnęła mi się z rąk.

Pisnęłam cicho, próbując ją złapać, ale byłam za wolna. Jednak beczka nie upadła na ziemię. Westchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam, że ktoś ją złapał. Ale mój humor zdecydowanie się pogorszył, gdy ujrzałam rozdrażnione spojrzenie kapitana.

— Zostaw to, bo narobisz więcej szkód niż pożytku.

Prychnęłam pod nosem i odeszłam szybko, chcąc ukryć, jak jego słowa mnie dotknęły. Bipolarny drań. Jak ktoś może w jednej chwili być uroczy, a w drugiej taki chamski? Chociaż... a niech go, przez tego dupka stałam się miękką kluchą! Tknięta nową energię, wyprostowałam się jak struna i podeszłam szybko do Kieszonkowego Kapitana.

— Chcę iść pierwsza.

Spojrzenie, które mi wysłał, należało do grupy tych przerażających i wyrażających... no wkurwienie, delikatnie rzecz ujmując. Natychmiast przypomniałam sobie jak Kanaha w dzieciństwie miał problemy z opanowaniem gniewu i czasem wpatrywał się we mnie podobnym wzrokiem. Gdy byłam bardzo mała, bałam się Dąbka i starałam się go unikać za wszelką cenę. Dopiero gdy osiągnęłam wiek młodzieńczego buntu, poczułam opory przed żałosną ucieczką. I tak samo czułam się w tej chwili. Nie mogłam odejść z podkulonym ogonem, skamląc żałośnie. Nie ja. Nie po tym wszystkim, co się wydarzyło.

— Kapitanie, możemy zaczynać! — zawołała Sasha, pojawiając się nagle obok nas.

— Świetnie! Kapitan pozwolił mi iść przodem — uśmiechnęłam się słodko do zdumionej dziewczyny i odbiegam w kierunku drzwi prowadzących do podziemi, zanim Ackermann zdołał mnie zatrzymać.

Postawiłam nogę na jednej z beczek i upewniłam się, że wszyscy są przygotowani. Umyślnie ominęłam wzrokiem kapitana i niemal pogratulowałam sobie sprytu. Gdyby teraz Ackermann zabronił mi iść pierwszej, reszta zrozumiałaby, że podczas tak ważnej misji kieruje się własnymi uczuciami, a to pogorszyłoby jego obraz w ich oczach. Dlatego Levi uparcie milczał, chociaż nie odpuścił sobie wbijania we mnie wściekłego wzroku. A niech się denerwuje! Sprawię, że będzie ze mnie dumny. I z tą myślą, gdy tylko Mikasa otworzyła drzwi, kopnęłam beczkę, która zaczęła turlać się po schodach. W ruch za nią poszły kolejne i w ciągu kilku sekund podziemie zaczęło wypełniać się gazem z przymocowanych do beczek pojemników. Obok mnie mignęła Sasha i w chwili, kiedy zestrzeliła płonącą strzałą pierwszą z beczek, ta wybuchła.

— Leć!

Nie wiem, kto do mnie krzyknął. Pamiętam, że poczułam gwałtowny wzrost adrenaliny i nie zastanawiając się, zrobiłam dwa kroki i wzbiłam się w powietrze. Wpadłam w gęsty obłok dymu, zawirowałam wokół czegoś, co przypominało kolumnę i nagle znalazłam się na jakiejś półce. Co więcej, zobaczyłam przed sobą człowieka odwróconego do mnie plecami. Słysząc z boku dźwięk wbijanych kotwiczek ze sprzętu do manewru, wiedziałam, że zaraz może się zrobić nieprzyjemnie.

I nie pomyliłam się. Żandarm również usłyszał ten dźwięk. Szybko skumulowałam w sobie energię i wyciągnęłam dłoń, wciągając głęboko powietrze. Żandarm stanął do mnie bokiem, jednak mnie nie dostrzegł. Dopiero zauważyłam, jak młody był. Młodszy nawet ode mnie. Jednak mimo młodego wieku, jego ręka pewnie mierzyła z broni w przestrzeń, a ciemne oczy bez emocji obserwowały otoczenie. Odetchnęłam głębiej. To wróg, kretynko. To twój cel. Cholera, cholera, cholera...

Czarownica kontra Tytani || Levi AckermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz