-0-

15.3K 805 1.4K
                                    


- Lubię to miejsce - powiedziałem, odpychając się nogami od ziemi.

- Wiem, Louis - odparł, spoglądając na mnie i posyłając lekki uśmiech.

- Cieszę się, że możemy tu przychodzić - dodałem.

Byliśmy na placu zabaw, który znajdował się przy jednej ze szkolnych placówek. Był późny wieczór i robiło się coraz  ciemniej. Wiał mocny wiatr, który rozwiewał moje włosy. Nikogo oprócz nas tu nie było. Byliśmy sami, tylko we dwóch. Wzrok wbiłem w swoje buty, które były zabrudzone błotem. Jesień nie należała do przyjemnych  pór roku. Ciągle tylko padało i było szaro. Przez taką pogodę chodziłem chory i zasmarkany. Nienawidziłem tego.

- Nadchodzą - odezwał się mój towarzysz.

Uniosłem szybko głowę i podążyłem wzrokiem w stronę, w którą wpatrywał się mulat. Ścieżką podążało wprost na nas trzech mężczyzn. Po  ubiorze rozpoznałem tylko jednego z nich. Miał długi, beżowy płaszcz oraz eleganckie botki. Nie nosił dresów, tak jak ktoś mógłby sobie wyobrażać  ludzi spod czarnej gwiazdy. Styles, dwudziestosześcioletni mężczyzna, postrach tego miasta, a przynajmniej jego części. To my rządziliśmy drugą połową, istniały dwa gangi - Malika i Stylesa. Obaj liderzy byli starsi ode mnie o dwa lata, Zayn miał tyle lat co Harry. Podobno kiedyś byli przyjaciółmi, lecz teraz stali się śmiertelnymi wrogami. Robiło się naprawdę nieprzyjemnie, gdy ta dwójka spotykała się w jednym miejscu.

Przełknąłem z trudem ślinę i wstałem z huśtawki, na której siedziałem przez kilka minut. Wolałem już zwiewać, nie marzyło mi się umierać aż tak młodo. Byliśmy na terenie gangu Stylesa, więc wiadomo, że teraz był nieźle wkurzony.

- Chyba pora wiać - powiedział Zayn, ruszając w stronę ogrodzenia.

- Malik! - usłyszałem głośny krzyk oraz odgłos butów uderzających o chodnik.

Biegli, ruszyli za nami. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Nie przepadałem za ucieczkami. Przeskoczyłem z trudności niskie ogrodzenie, które ogradzało plac zabaw. Starałem się nadążać za chłopakiem, ale dystans między nami się zwiększał. Wpadłem w panikę, gdy ktoś złapał mnie za kurtkę. Dziękowałem w myślach, że jej nie zasuwałem, więc teraz bez problemu ją z siebie zsunąłem, kontynuując bieg. Oddychałem coraz ciężej, a do zaparkowanego samochodu mieliśmy spory kawałek.

Wbiegłem w małą uliczkę, a na mojej drodze napotkałem ogrodzenie z siatki. Podskoczyłem, wsadzając stopy między druciane oczka i wczepiłem się w nie rękami. Próbowałem się wspinać, ale szybko zostałem szarpnięty w dół. Przy mnie stało dwóch mężczyzn. Jeden z nich trzymał mnie mocno  za bluzkę.

- Mały kochaś Malika we własnej osobie -  usłyszałem znajomy głos.

- Puszczaj mnie, farbowana blondynko - warknąłem, szamocząc się, próbując uciec.

- Słyszałeś, Ni - do nas dołączył trzeci mężczyzna w płaszczu. - Powinniśmy być bardziej uprzejmi dla naszego gościa.

Blondyn puścił mnie i odsunął na krok. Byłem w potrzasku. Z uliczki nie mogłem wybiec, gdyż przed sobą miałem trzech wrogich mężczyzn, a za mną znajdowało się to cholerne ogrodzenie. Teoretycznie mógłbym ponownie spróbować je przejść, ale zostałbym złapany,  zanim podniósłbym nogę.

- Czemu nie trzymasz się swojego terenu, kochany? - zapytał zielonooki mężczyzna. - Przecież wiesz, że mnie to bardzo złości, gdy plączecie się tam gdzie nie trzeba. Nie przekazałem Malikowi tego wyraźnie ostatnim razem?

Przełknąłem ciężko ślinę na myśl o tych dwóch uciętych palcach Jamesa, które wysłał w małej paczce, obwiązanej czerwoną kokardką. Po tym czynie chłopak odszedł z gangu i wyjechał do innego miasta. Obwiniał o wszystko Zayna, gdyż to  na jego polecenia miał rozprowadzać narkotyki na terenie Stylesa.

- Proszę nie - pokręciłem głową, cofając się pod samą siatkę.

- Ja też prosiłem by nie wchodzić na mój teren, Louis - mruknął, poprawiając sobie swój płaszcz. - Niall, Zack... przytrzymajcie naszego gościa.

Jak na komendę ruszyli w moją stronę.  Unieruchomili moje ręce, nie mogłem się wyrwać. Zacząłem rozglądać się na boki w poszukiwaniu Zayna. Dlaczego mnie zostawił? Przecież byliśmy tu we dwoje, nie zrobiłby mi tego. Powinien mi pomóc!

Poczułem zimne ostrze przy skórze, a następnie ból. Zacząłem głośno krzyczeć, a po moim policzku spływały łzy.

- Zayn! - krzyknąłem głośno, ale on się nie zjawił.

Spomiędzy moich ust wychodziło głośne szlochanie. Przez łzy rozmazywał mi się obraz, cały się trząsłem.

- Z najlepszymi pozdrowieniami od Harry'ego - powiedział zielonooki na koniec, składając pocałunek w kąciku moich ust.


♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠

Witajcie, kadeci!

Przychodzę do was z kolejnym opowiadaniem o Larrym.

Chciałabym poznać wasze zdanie na temat tego wstępu, czy wam się podoba oraz czy będziecie w ogóle czytać ten ff ^.^

Piszcie wszystko w komentarzach, gdy kilka osób się wypowie, dodam następny rozdział :D

Miłego dnia ♥

Enemy ~Larry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz