Harry
Patrzyłem się w ekran komórki już przez kilka minut. Na wyświetlaczu wciąż była ta krótka wiadomość od Liama.Czy on mówił prawdę? Przecież to niemożliwe, że Louis nic nie znaczył dla Zayna. Malik powinien już dawno znaleźć szatyna. Payne blefuje, na pewno tak.
Ścisnąłem komórkę, w końcu rzucając ją na materac obok. Byłem w sypialni, gdy przyszła wiadomość. Louis przygotowywał kolację wraz z Niallem. Blondyn uparł się, że upieką również babeczki. Ja nie miałem za bardzo pojęcia o wypiekach, więc zająłem się czytaniem książki, która aktualnie leżała na szafeczce nocnej, gdy telefon powiadomił mnie o esemesie.
Liam pewnie już przekazał Zaynowi wiadomość o tym, że Tomlinson przebywa u mnie. Nie może wiecznie tego trzymać dla siebie, prawda? Prawdopodobnie chcą uśpić moją czujność, aby odebrać chłopaka. Myślą, że nie będę w stanie go zabić? Ja? Ich najgorszy wróg?
Z drugiej strony Payne nie zareagował przesadnie na widok mój i szatyna w tamtym lokalu. Miał wystarczająco czasu, aby zadzwonić po ludzi Malika i uratować szatyna, lecz tego nie zrobił. Nie rozumiałem tego.
Jutro był dwudziesty czwarty grudnia, święta szybko nadeszły. Nie miałem ochoty ciągnąć tego całego udawania nie wiadomo ile. To i tak przeciągnęło się za bardzo. Sam ustaliłem sobie granicę, że nie potrwa to dłużej niż do końca roku. Teraz ten esemes zmienił wszystko. Skoro nikomu nie zależało na szatynie, jaki sens jest go tu trzymać?
Wstałem z łóżka i wyszedłem z sypialni, wcześniej ubierając się w ciuchy, które nosiłem przez dzień. Zbiegłem po schodach na dół i zajrzałem do kuchni. Louis wraz z Niallem obrzucali się mąką, zachowując jak dzieci. Kto by pomyślał, że ta dwójka aż tak się zaprzyjaźni? Zacisnąłem zęby i zszedłem jeszcze niżej, do piwnicy. Przy jednym stoliku siedziało trzech mężczyzn, którzy zajęci byli odmierzaniem działek towaru. Na mój widok podnieśli swoje spojrzenia znad białego proszku.
- Szefie?
- Mam dla was robotę, chłopaki - powiedziałem.
- Gdzie? - zapytał czarnowłosy i brodaty mężczyzna.
- Na miejscu - uśmiechnąłem się i wskazałem na drzwi, którymi tędy przyszedłem.
Szybko wyjaśniłem im na czym dokładnie ma to polegać. Byli zdziwieni, że planowałem pozbyć się szatyna, ponieważ ,,to przecież twój chłopak, szefie!". Otóż nie, to była tylko gra. Chłopcy mieli przyjść na górę w ciągu pięciu minut. Sam poszedłem pierwszy, siadając w kuchni przy stole.
- Nawet się nie przypaliły! - zwołał szatyn, niosąc blachę z wypiekami. - Zobacz, Hazz!
Wymusiłem na sobie lekki uśmiech i pokiwałem głową. Chłopak odłożył przedmiot na szafkę i zajrzał do piekarnika, gdzie piekły się następne babeczki. W jego karmelowych włosach była mąka, podobnie jak na ubraniu.
- Niall? - zawołałem, odrywając chłopaka od sprzątania blatu.
- Hm? - mruknął, nawet się nie odwracając.
- Chciałbym pogadać - powiedziałem, akcentując ostatni wyraz.
- Śmiało, Harold - zaśmiał się. - Przecież cię słucham.
Przekląłem go w myślach za to, jaki czasami głupi był. To oczywiste, że chciałem to zrobić na osobności, ale tego się nie domyślił. Westchnąłem i podniosłem się z miejsca.
- Chodzi o prezenty - skłamałem.
- Trzeba było tak od razu - zawołał. - Poradzisz sobie Lou z tymi ostatnimi babeczkami?
- Jasne - zapewnił i uśmiechnął się do nas. - Ale nie obiecuję, że wam cokolwiek zostawię.
- Ej! - mruknął blondyn, robiąc obrażoną minę. - Przygotowywałem je z tobą! Za chwilę wracam!
Wyszliśmy z kuchni i przeszliśmy do salonu. Usiadłem na kanapie i spojrzałem na blondyna. Patrzył na mnie wyczekująco.
- O co chodzi? - zapytał. - Tylko się pośpiesz, bo Lou zje całe babeczki.
- Koniec z udawaniem, Niall - powiedziałem. - Malika już nie obchodzi Tomlinson, więc nam tylko zawadza. Chłopcy zrobią swoje.
- Co?! - zawołał zdziwiony. - Chyba nie chcesz...
W tej samej chwili usłyszeliśmy w kuchni huk. Coś spadło na podłogę. Słyszałem śmiechy i przeraźliwe wołanie szatyna. Wołał moje imię. Zabawne, bo to wszystko dzieje się na mój rozkaz.
- Musimy tam iść! - zawołał. - Nie możesz go zabić...
- Mogę - wzruszyłem ramionami.
- Idziemy - zarządził i pociągnął mnie za bluzkę w górę.
- Nie masz prawa interweniować, Horan - upomniałem go. - Jeszcze go nie zabiją, Zayn będzie miał jeden dzień na ostateczną decyzję.
- Louis cię woła, nie słyszysz?! - warknął.
- Nie chcę tego widzieć - mruknąłem, strzepując jego rękę.
- Ale będziesz - uparł się i pociągnął mnie do kuchni.
Nie odzywaliśmy się. Jedynie staliśmy w pewnej odległości i tylko patrzyliśmy. Horan walczył z tym, aby nie rzucić się szatynowi na pomoc, ale chyba rozumiał. Sam spojrzałem niechętnie na siedzącego na podłodze Tomlinsona. Miał założoną opaskę na oczy, jak prosiłem. Pomimo tego widać było jego spływające łzy, które moczyły materiał. Przy nogach chłopaka leżała blacha, z której rozsypały się po podłodze babeczki. Musiał je niedawno wyciągnąć z piekarnika, kiedy to się stało. Przy chłopaku stali mężczyźni. Jeden nagrywał go kamerą, bym mógł wysłać nagranie Malikowi. Może to poruszy jego serce, gdyż mnie moje ściskało z żalu, choć nigdy bym się do tego nie przyznał. Bolał mnie ten widok, dlatego wolałem zostać w salonie.
- H-harry... - powtarzał w kółko, a za każdym razem głos mu się załamywał i stawał się coraz cichszy, aż z jego ust wychodził tylko szept.
- Zamknij się! - warknął brunet, kopiąc go w brzuch.
Louis skulił się, prawie padając twarzą na podłogę. Wciąż się jakoś trzymał. Zacisnąłem dłonie w pięści. Niall posłał mi spojrzenie pełne wyrzutów i winy, po czym pośpiesznie odszedł. Ruszył do wyjścia i po chwili opuścił dom. Ja zostałem. Obserwowałem jak mężczyźni jeszcze nieco dręczą szatyna, po czym podnoszą go i schodzą z nim do piwnicy. To wszystko była część planu. Malik musi zmięknąć, nie ma mowy, że pozwoli na krzywdę mojego... swojego chłopaka.
Louis cały się trząsł i nie przestawał płakać ani wołać. Nawet jak go zamknęli w małym pomieszczeniu, słychać było go przez drzwi. Ręce miał związane z tyłu, a po tym, jak dotarliśmy do tego miejsca, powalili go na ziemię i dokładnie związali nogi.
- Zrobione, szefie - odezwał się niski mężczyzna. - Nagranie zostało wysłane do Malika, jak chciałeś.
- Dobrze się spisaliście, chłopcy... - powiedziałem, wciąż wpatrując się w zamknięte drzwi, gdzie po drugiej stronie cicho płakał szatyn.
To wszystko była gra, nic więcej. My tylko udawaliśmy.
♠♠♠♠♠♠♠♠
Witajcie!
W końcu coś się dzieje ^.^
Co myślicie o zachowaniu Harry'ego?
Ponad 150 komentarzy pod ostatnim rozdziałem, bardzo dziękuję! ♥♥♥
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
CZYTASZ
Enemy ~Larry ✔️
Fanfiction- Udawałeś, prawda?! - zawołał zielonooki , podchodząc do niższego mężczyzny coraz bliżej. - Od kiedy, Louis?! Od kiedy pamiętasz?! - Nie udawałem! - krzyknął, starając się nie pokazywać, jak bardzo się boi. - Podobało ci się, kiedy cię pieprzyłem...