Louis
Następnego dnia obudziłem się otulony w ramionach zielonookiego mężczyzny. Harry spał i wyglądał przy tym tak delikatnie. Odsunąłem się lekko do tyłu, aby móc go przez chwilę poobserwować. Mężczyzna był piękny, dobrze zbudowany i tak, mógłbym się w nim zakochać, a raczej już to zrobiłem, skoro byliśmy parą. Oprócz nieziemskiego wyglądu, miał wspaniały charakter. To jak troszczył się o mnie i dbał, sprawiło, że czułem się przy nim bezpiecznie.
Uniosłem dłoń i odgarnąłem pojedynczą sprężynkę włosów z jego czoła. Nie mogłem się powstrzymać, aby nie pogładzić zarumienionego policzka. Był gładki, bez zarostu. Uśmiechnąłem się do siebie i przez chwilę po prostu patrzyłem.
W końcu powoli i ostrożnie wyplątałem się z jego ramion. Zsunąłem się z łóżka i ruszyłem na boso w stronę drzwi, w których jak dobrze pamiętałem, była łazienka. Skorzystałem z toalety i przemyłem twarz. Spojrzałem na półeczkę i dostrzegłem w kubeczku dwie szczoteczki do zębów, zieloną i niebieską. Czy jedna z nich należała do mnie? Zapamiętałem, aby zapytać się o to Harry'ego.
Gdy opuściłem łazienkę, Harry nadal spał. Nie chciałem go budzić, więc wyszedłem z sypialni. Miałem nadzieję, że mężczyzna nie będzie na mnie zły, gdy trochę rozejrzę się po domu. Postanowiłem zacząć od salonu, więc zszedłem po schodach na dół. Wszędzie panowała cisza. Rozglądałem się wokół, aby upewnić się, że jestem tu sam. Podszedłem do kominka, gdzie stały zdjęcia w ramkach. Wszystkie przedstawiały mnie i Harry'ego. Wziąłem jedno z nich w ręce i uważnie się przyjrzałem. Byliśmy tacy szczęśliwi. Czy jeszcze kiedyś tak będzie?
- Mam cię! - usłyszałem tuż przy swoim uchu, na co drgnąłem wystraszony, a ramka wraz ze zdjęciem spadła na dół.
Zostałem podniesiony przez czyjeś ręce. Wystraszyłem się nie na żarty. Spojrzałem do tyłu i zauważyłem roześmianego Harry'ego. Już chciałem przepraszać za swoje wścibstwo, ale to on zabrał pierwszy głos.
- Znów chodzisz boso - powiedział, kręcąc głową. - Jest zima, przeziębisz się, nie napaliłem jeszcze w kominku.
- J-ja...
- Przepraszam, wystraszyłem cię? - zapytał, odstawiając mnie na swoje stopy, przez co stałem na jego puszystych bamboszach.
- Trochę - przyznałem, spuszczając wzrok. - Przepraszam za zdjęcie, chyba stłukłem szybkę w ramce...
- To moja wina, Lou - zapewnił. - Mogłem się nie zakradać. Później to sprzątnę. Powinieneś ciepło się ubrać, pokazywałem ci gdzie są twoje ubrania, prawda? Nie szkodzi, pójdziemy razem.
- Nie tak szybko. Nie nadążam za tym, co mówisz - zaśmiałem się. - Nie jestem małym dzieckiem, na pewno znajdę. Nie chcę być dla ciebie problemem, niedługo pewnie wszystko sobie przypomnę. Nie musisz mnie niańczyć.
- Uwielbiam się tobą opiekować - zapewnił. - Najpierw dostarczę cię do sypialni, a potem pójdę zrobić nam jakieś śniadanie. Niall zapewne wybrał się do Mc Donalda.
Gdy skończył mówić, ponownie mnie podniósł, a ja oplotłem go w pasie nogami. Nie wiedziałem, czy to odpowiednie, ale w końcu był moim chłopakiem, prawda? Pewnie takie rzeczy były dla nas codziennością.
Zielonooki mówił poważnie i po chwili wspinaczki po schodach, postawił mnie na dywaniku w sypialni. Uśmiechnął się do mnie i przyłożył ciepłą dłoń do policzka, aby delikatnie musnąć skórę kciukiem. Gdy chciał zabrać rękę, przyłożyłem w to samo miejsce tę swoją, nakrywając jego wielką dłoń. Stanąłem na palcach i pocałowałem w policzek.
- Dziękuję - szepnąłem, przeklinając się za czerwone rumieńce.
- Przyjemność po mojej stronie, kochanie - zapewnił. - Ciepłe bluzy czy swetry są w tej szafie - wskazał palcem. - Gdybyś czegoś potrzebował, to pytaj.
Skinąłem głową i zaczekałem, aż wyjdzie. Szybko ruszyłem do szafy, odnajdując dresowe spodnie oraz za dużą bluzę, którą naciągnąłem na biały t-shirt. Poprawiłem w łazience włosy, zaczesując je grzebieniem. Przepłukałem usta wodą, i gdy byłem gotowy, wróciłem na dół. Tym razem na stopach miałem puszyste skarpetki. Miałem nadzieję, że nie wyglądałem jak dzieciak.
- Śniadanie już czeka, kochanie - usłyszałem głos loczka, na co się uśmiechnąłem.
Zauważyłem, że sprzątnął już upuszczoną przeze mnie ramkę ze zdjęciem. W kominku paliło się drewno. Niedługo w domu zrobi się przyjemnie ciepło. Ruszyłem za odgłosami stukania szklanek i w końcu dotarłem do kuchni. Była ona bardzo nowoczesna i jasna. Na stole ustawione były talerze z kanapkami, a obok nich przed chwilą Harry postawił szklanki z sokiem pomarańczowym.
- Wyglądasz świetnie - powiedział.
- Racja, są bardzo... Och - zaciąłem się na gafę, jaka strzeliłem. - Kanapki, miałem na myśli, że wyglądając świetnie i na pewno są pyszne. Lubię sałatę i... pomidor i...
- Już dobrze, piękny - zaśmiał się. - Ale naprawdę wyglądasz wspaniale.
Spuściłem wzrok zawstydzony i usiadłem we wskazanym przez mężczyznę miejscu. Zaczekałem aż on chwyci pierwszą kanapkę, pomimo iż już burczało mi w brzuchu.
- Smacznego - uśmiechnął się do mnie, a ja odpowiedziałem mu tym samym.
Śniadanie przebiegało spokojnie do czasu, aż do kuchni nie wpadł blondyn z papierowymi torbami wypchanymi śmieciowym żarciem.
- Zobaczysz, że za kilka lat się to na tobie zemści - powiedział Harry, wskazując na niego kanapką. - Roztyjesz się i żadna cię nie zechce.
- Pff - skwitował tylko. - Pan od zdrowego żywienia się znalazł. Smacznego, Louis.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się nieśmiało, żując swoją kanapkę.
- A mi tego nie powiesz? - zawołał urażony mężczyzna.
- Udław się, Harold - powiedział, po czym wyszedł z kuchni.
- Uwielbiam tego Irlandczyka - westchnął kręconowłosy, dolewając mi więcej soku do szklanki.
♠♠♠♠♠♠♠♠♠
Witajcie!
Miłej nocy, kochani xx
Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥
CZYTASZ
Enemy ~Larry ✔️
Fanfiction- Udawałeś, prawda?! - zawołał zielonooki , podchodząc do niższego mężczyzny coraz bliżej. - Od kiedy, Louis?! Od kiedy pamiętasz?! - Nie udawałem! - krzyknął, starając się nie pokazywać, jak bardzo się boi. - Podobało ci się, kiedy cię pieprzyłem...