Harry
Louis spał przez cały następny dzień. Próbowałem go obudzić, lecz nic to nie dawało. Mamrotał coś pod nosem i dalej odlatywał. Lucas uspokajał mnie mówiąc, że szatyn potrzebuje porządnego wypoczynku. Po tym co przeszedł, należy mu się. Ja się z tym zgadzałem, ale chciałem koniecznie porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Zależało mi na tym chłopaku. I to cholernie mocno.
Zamiast wesołego świętowania i śpiewania piosenek o mikołaju, tak jak to zaplanował Lou, siedziałem obok niego na fotelu, czuwając przy łóżku. Godzinę temu bardzo mnie nastraszył. Zaczął się wiercić i mamrotać pod nosem. Najgorsze było, gdy chlipał i płakał przez sen. Śniło mu się coś niedobrego, a przecież sen miał pomóc mu nabrać sił. Jedyne co zrozumiałem z pojedynczych słów to to, że we śnie widział Zayna. Zastanawiałem się, czy ten drań nie skrzywdził Louisa bardziej, niż tylko zdradą. Jeśli tak, odpłacę mu za to.
Złapałem teraz za mniejszą dłoń od tej mojej i delikatnie gładziłem jej wierzch swoim kciukiem. Przyglądałem się spokojnej twarzy i temu, jak szatyn oddycha. Wydawał się taki drobny i kruchy, chociaż w duchu był wojownikiem, i to niezwykle silnym.
- Nabawisz się bólu kręgosłupa - powiedział blondyn, wchodząc bez pukania do sypialni. - Śpiąca królewna jeszcze się nie obudziła?
- Jak możesz żartować sobie z czegoś takiego, Niall? - spojrzałem na niego rozeźlony.
- Bawi mnie trochę to twoje zachowanie - odparł. - Lucas odjechał niecałe cztery godziny temu, a ty nie opuszczasz tego dzieciaka na krok. Jak się wyśpi, to wstanie.
- I ja wtedy będę przy jego łóżku - odparłem. - Przecież nie każę tobie tu przesiadywać, możesz iść rozerwać się gdzieś z chłopakami.
- Za bardzo napaliłem się na wspólne święta z wami i teraz jest mi żal... - wyznał. - Z Louisem mieliśmy przygotować wspaniałe potrawy, planowaliśmy śpiewać kolędy, gapiąc się w kolorową choinkę i grać w kalambury, popijając przy tym ajerkoniak. To byłyby niezapomniane święta od czasu, gdy przestaliśmy spędzać je z rodziną.
- My teraz jesteśmy rodziną, Niall - zapewniłem. - Jesteś jak mój brat.
- Myślałem, że powiesz jak syn, ale brat też brzmi dobrze - zaśmiał się, a ja wraz z nim.
Śmialiśmy się przez chwilę, po chwili się uspokajając. Pocałowałem szatyna w policzek, jak to miałem w zwyczaju, zanim od niego odchodziłem, po czym podniosłem się i ruszyłem do drzwi, gdzie stał blondyn.
- Myślisz, że z nami zostanie? - zapytałem. - Nie odejdzie od nas?
- Myślę, że nie przestał się w tobie podkochiwać, przystojniaku - pofalował brwiami. - Kiedyś mi mówił, że jesteś bardzo przystojny i troskliwy, po prostu idealny. Próbował wydobyć ze mnie informacje o tym, jak się poznaliście. Nie chciałem nic mówić, aby nie było, że opowiemy mu dwie inne wersje.
- Nigdy mnie o to nie spytał - odparłem.
- Stwierdził, że sam musi do tego dojść - dodał. - Za wszelką cenę chciał przywrócić swoją pamięć.
- Wiesz jak to wyglądało? - zapytałem, przypominając sobie tamten dzień.
- Co wyglądało? - zapytał blondyn, marszcząc brwi.
- Pierwszy raz, kiedy go zobaczyłem - uśmiechnąłem się. - Wtedy padało. Była niezła ulewa, a on próbował chronić się przed deszczem pod jednym z drzew. Od razu wziąłem go za chłopaka Malika, gdy tylko mulat podjechał tam samochodem i się zatrzymał. Wysiadł jedynie na chwilę, by powiedzieć coś Louisowi i dać mu paczkę. Gdy chciał już wsiadać do samochodu, szatyn złapał go za bluzę i chciał pocałować, lecz Malik odwrócił twarz i dostał buziaka w policzek. Nawet nie wiesz, jak zawiedziony był Louis. Potem Malik odjechał, a on został sam. Zapadło mi to w pamięć, gdyż Lou miał zabawne, czerwone spodnie, dzięki czemu się wyróżniał.
- Miłość od pierwszego wejrzenia? - zaśmiał się blondyn.
- Chyba nienawiść - odparłem. - Dalsza część historii jest taka, że wysłałem swoich ludzi by zabrali mu paczkę od Malika, co było dziecinnie łatwe. Ja się tylko przyglądałem.
- A co było jeszcze dalej? - zapytał.
- Potem wracałem do Zayna na drugi koniec miasta cały przemoczony i poobijany, gdyż nie chciał po mnie przyjechać, gdy dowiedział się, że nawaliłem - usłyszałem cichy i zachrypnięty głos za nami. - Był wściekły i od tamtej pory nie powierzał mi praktycznie nic - zakończył Louis. - Tamtego dnia również cię widziałem, Harry. Miałeś na sobie garnitur w kwiatki i nikt by nie podejrzewał, że mogłeś być gangsterem.
- Nie noszę już takich garniturów - zapewniłem. - Wyglądałem w nich...
- Pięknie - zakończył za mnie. - Chyba musimy porozmawiać, Harry.
♠♠♠♠♠♠♠♠
Witajcie!
Mam pomysł już na nowy ff z Larrym. Zaplanowałam już prawie całą książkę, więc tylko zakończę Enemy i biorę się za pisanie. ^.^
Na JOS straciłam zapał i wenę, więc chwilowo jest zawieszone.
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
CZYTASZ
Enemy ~Larry ✔️
Fanfic- Udawałeś, prawda?! - zawołał zielonooki , podchodząc do niższego mężczyzny coraz bliżej. - Od kiedy, Louis?! Od kiedy pamiętasz?! - Nie udawałem! - krzyknął, starając się nie pokazywać, jak bardzo się boi. - Podobało ci się, kiedy cię pieprzyłem...