Harry
Louis był uparty. Nie chciał nigdzie ze mną wracać. Niestety na jego niekorzyść, wszystkie siły jakie miał się wyczerpały. Nie protestował, gdy podniosłem go i powoli zmierzałem do wyjścia z placu zabaw. Tak strasznie było mi go żal. Zanim dotarliśmy do samochodu, chyba usnął. Ostrożnie posadziłem go na miejscu pasażera i zapiąłem pasy. Sięgnąłem po koc z bagażnika, który woziłem od czasu wypadu z Gem do parku na piknik. Wtedy też Carl, ukochany mojej siostry obserwował ptaki, był ornitologiem.
Przykryłem zmarźnięte ciałko i obszedłem samochód, by zająć swoje miejsce. Ruszyłem i po chwili włączyłem ogrzewanie. Droga do domu upłynęła szybko. Większość ludzi spędzało ten wieczór w gronie rodzinnym lub przyjaciółmi. W końcu były święta. I urodziny Louisa. Zostaną zapamiętane jako jedne z najgorszych, gdyż sporo dziś przeszedł i na pewno o tym nie zapomni. Mógł nawet umrzeć, chociaż zaczynałem wątpić, że byłbym w stanie wycelować w niego i pociągnąć za spust.
Po dotarciu do domu, przeniosłem szatyna do naszej sypialni. Położyłem go na łóżko i zacząłem rozbierać jego przemoczone od topniejącego śniegu ubrania. Niall, który na nas już czekał, gdyż zadzwoniłem do niego podczas jazdy, naszykował gorącą kąpiel. Gdy chciałem przenieść Tomlinsona do łazienki, otworzył oczy.
- Gdzie mnie zabrałeś? - wymamrotał, krzywiąc się na zbyt jasne światło w pokoju.
Zmrużył oczy i próbował sam się podnieść. Pomogłem mu w tym, podając rękę. Usiadł na krawędzi łóżka i rozejrzał się po otoczeniu.
- Nasza sypialnia - odparłem. - Jak się czujesz?
- Pytasz, jakby cię to obchodziło - mruknął.
Dopiero teraz dostrzegł, że jest nagi. Rozebrałem go całego, nie zostawiając nawet bokserek. Próbował się zakryć pościelą, ale zabrałem mu materiał z rąk.
- Musisz wziąć ciepłą kąpiel, a potem przebrać się w suche ubrania - zdecydowałem. - Całe szczęście, że nie odmroziłeś sobie stóp czy rąk.
- Jeszcze za mało się mną pobawiłeś? - zapytał.
- Nawet nie zaczynaj - uciąłem tę rozmowę. - Poważnie porozmawiamy, jak trochę odpoczniesz i nabierzesz sił.
Szatyn tylko prychnął i poprawił swoją grzywkę wpadającą mu do oczu. Podniósł się z łóżka zbyt szybko, przez co zakręciło mu się w głowie. Na szczęście ciągle przy nim byłem. Złapałem go i podtrzymałem w pionie.
- Na obrażanie się również przyjdzie czas, a teraz pomogę dotrzeć ci do łazienki.
Z moją pomocą tam dotarł. Bezpiecznie usiadł w wannie, lecz nie obyło się bez głupich uwag typu ,,nie jestem dzieckiem''. Jeszcze więcej marudzenia było, gdy myłem go gąbką i wycierałem ręcznikiem. Ubrał się sam, a przynajmniej założył bokserki. Z resztą miał lekki problem, gdyż siłował się w bluzką.
Odetchnąłem, gdy już ubrany i szczelnie przykryty leżał w łóżku. Jego policzki były w dalszym ciągu czerwone od rumieńców. Ciężko mu się też oddychało, przez uciążliwy katar.
- Przyniosłem herbatę - powiedział Niall, wchodząc przez drzwi. - Jak się czujesz, Lou?
- Okropnie, jeśli mam być szczery - odparł, przyjmując od blondyna kubek z parującym napojem.
Napił się nieco i cicho podziękował. Odstawiłem naczynie na szafkę, by się nie poparzył czy nie rozlał. Podsunąłem pudełko chusteczek.
- I tak wyglądasz - zażartował Irlandczyk. - Cieszę się, że wróciłeś i wysłuchałeś Harry'ego, on naprawdę...
- Nie wróciłem - uciął szatyn od razu, patrząc na mnie gniewnie. - I nie zamierzam słuchać więcej kłamstw.
- Ale...
- Daj spokój, Niall - westchnąłem. - Nie chcę się z nim kłócić, porozmawiam z nim, jak tylko dojdzie do siebie.
Wycofałem się z sypialni i poszedłem szukać termometru. Jak się później okazało, po zmierzeniu temperatury szatyn miał wysoką gorączkę. Obawiałem się, że przez noc może ona wzrosnąć. Wezwałem Lucasa, lecz mógł on dotrzeć do nas najwcześniej jutro rano. Nie było go w mieście. Przez te święta było trochę zamieszania.
- Przygotuję ci coś lekkiego do zjedzenia - powiedziałem, gdy zapadła między nami niezręczna cisza.
Szatyn nie chciał mnie słuchać i ze mną rozmawiać, więc dałem sobie spokój i odpuściłem . Rozumiałem, że był zły, zdezorientowany i wszystko na raz. Wcale mu się nie dziwiłem. Wyszedłem z sypialni, zostawiając chłopaków samych. Wcześniej blondyn zajął się grą na telefonie i jedynie dotrzymywał nam towarzystwa. Oparłem się plecami o pokrywę drewnianych drzwi, a moje usta opuściło ciche westchnienie.
- On naprawdę żałuje - usłyszałem głos swojego przyjaciela. - Mógłbyś dać mu drugą szansę, na pewno jej nie zmarnuje. To niemożliwe, że już nic do niego nie czujesz, nie możesz wyprzeć się tego, co podpowiada ci serce.
- Wiesz jak to jest być dla kogoś tylko zabawką? - odezwał się drugi głos. - Czułem się tak przez lata, a gdy uwierzyłem, że się to zmieni, spotkałem się z ogromnym rozczarowaniem. Nie chcę po raz kolejny cierpieć. Nie przez Harry'ego, przez nikogo więcej. I jeśli nie pozwolicie mi odejść, to po prostu mnie zabijcie.
♠♠♠♠♠♠
Witajcie!
Jak mija wam niedziela? ^.^
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
CZYTASZ
Enemy ~Larry ✔️
Fanfiction- Udawałeś, prawda?! - zawołał zielonooki , podchodząc do niższego mężczyzny coraz bliżej. - Od kiedy, Louis?! Od kiedy pamiętasz?! - Nie udawałem! - krzyknął, starając się nie pokazywać, jak bardzo się boi. - Podobało ci się, kiedy cię pieprzyłem...