Harry
Wraz ze zbliżającymi się świętami, Louis stał się jeszcze bardziej nieznośny. Wszędzie go było pełno. Uparł się, że zaplanuje tegoroczne święta, więc godzinami przesiadywał w moim biurze, korzystając z komputera. Szukał przepisów na potrawy, czy oglądał dekoracje. Przez niego nie miałem gdzie uzupełnić dokumenty, gdyż zagracił całe moje biurko zadrukowanymi kartkami ozdób i innych różności.
Niall był również podekscytowany co szatyn. Podchodzili do tego zbyt entuzjastycznie. Jeszcze wczoraj wieczorem słyszałem ich rozmowę, co do kupna najpiękniejszej choinki. Jeszcze czego! Po co mi jakieś drzewo w domu? I to żywe na dodatek, więc wszędzie będą te cholerne igły! Przez lata unikałem wyprawiania tego święta. Wraz z Horanem szliśmy do jakiegoś baru czy restauracji na obiad, to wszystko. Po co tyle zachodu? Ważne, że blondyn się najadł, a wszystko inne było nieważne.
Rozsiadłem się teraz w salonie, przy małym stoliczku, co było bardzo niewygodne, ale gdzieś musiałem rozłożyć papiery. Stół w jadalni był zagracony, a w kuchni pełno było mąki i różnych składników. Do świąt było jeszcze trochę czasu, może niecały tydzień.
Gdy kończyłem część roboty papierkowej, usłyszałem śmiechy dochodzące ze schodów. Po chwili pojawili się chłopcy. Szatyn z uśmiechem wdrapał się na moje kolana, przez co oddzielił mnie od dokumentów. Teraz musiałem objąć go w pasie i pocałować, na to w końcu liczył.
- Chcielibyśmy z Niallem pojechać po choinkę - powiedział szatyn. - Chciałbyś się z nami wybrać?
- Mam jeszcze sporo pracy, muszę załatwić parę spraw na mieście - westchnąłem, udając zwiedzionego. - Gdyby nie to, chętnie bym się wybrał...
- W porządku - odezwał się Horan. - Więc pojedziemy sami, żaden problem. Daj nam tylko pełny portfel, a wrócimy tu z najpiękniejszym świątecznym drzewkiem i masą prezentów!
Spojrzałem karcąco na blondyna. Czy on do reszty zgłupiał? Tomlinson w ogóle nie powinien pokazywać się na mieście. Przecież ludzie Malika mogli go szukać. Wystarczyło, że Liam nas widział. Do dzisiaj zastanawiam się, dlaczego nie rzucił się na pomoc szatynowi. Dziwiło mnie jego opanowanie. Stwierdził również, że to nie jego sprawa, że nie obchodzi go Louis.
- Lou? - zwróciłem na siebie jego uwagę. - Pójdź do naszej sypialni i weź portfel, tam są karty kredytowe. Tylko nie wydajcie za dużo.
- Wiedziałem, że nie będziesz miał nic przeciwko! - zawołał i pocałował mnie, zeskakując z moich kolan.
Po chwili słyszałem kroki na schodach. Wiedziałem, że chciał się również przebrać w normalny strój, gdyż od rana był zbyt zajęty, aby przebrać się ze stroju, w którym śpi.
- Możesz mi powiedzieć co właściwie wymyśliłeś? - zapytałem, starając trzymać nerwy na wodzy.
- No co? - blondyn wzruszył ramionami i usiadł na stoliku, wcześniej przesuwając dokumenty.
Mierzyliśmy się chwilę spojrzeniem, aż w końcu Horan wbił wzrok w podłogę.
- Myślisz, że to zły pomysł? - westchnął, bawiąc się palcami.
- Beznadziejny pomysł - odparłem.
- Ale Louis... On tak się cieszył, gdy opowiadał o ubieraniu choinki, o wieszaniu kolorowych zawieszek, wspólnym gotowaniu i... sam byś mu uległ, Harry - spojrzał na mnie przez chwilę. - Wiesz, jaki on potrafi być, kiedy mu na czymś zależy.
- Tak, ale... - przerwałem na chwilę, by zarazkontynuować. - W porządku... ale uważaj na niego, dobrze? Pilnuj go i nie zgub. Idziecie tylko po to cholerne drzewo i wracacie, dobrze?
CZYTASZ
Enemy ~Larry ✔️
Fanfiction- Udawałeś, prawda?! - zawołał zielonooki , podchodząc do niższego mężczyzny coraz bliżej. - Od kiedy, Louis?! Od kiedy pamiętasz?! - Nie udawałem! - krzyknął, starając się nie pokazywać, jak bardzo się boi. - Podobało ci się, kiedy cię pieprzyłem...