Harry
Wpatrywałem się w twarz szatyna. Jego policzki były czerwone od mrozu, a na nich widać zaschnięte łzy. Naprawdę żal mi było tego chłopaka.
- Nie kpij ze mnie - powiedział cicho. - Chociaż ty...
- Mówię prawdę, nie możesz tutaj dłużej siedzieć - odezwałem się.
- Ty mnie przecież nienawidzisz, bawiłeś się mną - odparł, odwracając swoją twarz w drugą stronę.
- Nie ciebie, Louis - westchnąłem. - Zayna, owszem, ale do ciebie nic nie mam. Byłeś po prostu chłopakiem mojego wroga, ale teraz...
- Już nie chcesz mnie zabić? - zapytał, zaciskając pięści na łańcuchu od huśtawki. - To nie ma sensu - pokręcił głową.
Przeszedłem z drugiej strony, by usiąść na wolnej huśtawce, dzięki czemu znów mogłem widzieć jego twarz. Sięgnąłem do spodni i wyciągnąłem paczkę chusteczek. Podałem ją chłopakowi, który wziął ją ode mnie niepewnie. Wydmuchał nos, ale to w niczym nie pomogło, gdyż dorobił się okropnego kataru, więc ściskał chusteczki w dłoni.
- To twoje ulubione miejsce, prawda? - zagadnąłem, by przerwać nieznośną ciszę.
- Nie, przyszedłem tu przypadkiem - wzruszył ramionami i spuścił spojrzenie na swoje kolana.
- Często cię tutaj widzę - kontynuowałem, lekko się uśmiechając. - Siedzisz po kilkadziesiąt minut i po prostu... siedzisz. Nie robisz nic. Czekasz, aż dzieci opuszczą plac zabaw. Nie zawsze przychodzisz tutaj sam, czasem jest z tobą Zayn i wtedy muszę interweniować.
- Skąd to wiesz? - zapytał obojętnie, nawet nie siląc się na żadne emocje.
- Moja siostra mieszka dokładnie w tym bloku - wskazałem palcem na najbliższy budynek. - Obserwowałem ciebie wiele razy z tamtego okna.
- I nic z tym nie zrobiłeś? Przecież to twój teren, czemu mnie nie przegoniłeś?
- Po co miałbym? - uśmiechnąłem się lekko. - Wyglądałeś na smutnego, to nie tak, że Gem ma lornetkę... Jej chłopak ma świra na punkcie ptaków, wiesz, takich normalnych, żeby nie było... Ornitolog i te sprawy...
Dostrzegłem cień uśmiechu na jego ustach. To było zawsze coś. Po tym jak Louis uciekł, miałem długą rozmowę z Niallem. I musiałem przyznać, że szatyn nie był mi obojętny. Dobrze nam się mieszkało razem. Granica między udawaniem a rzeczywistością była bardzo cienka. A może całe to udawanie dawno się skończyło, tylko tego nie dostrzegłem? Tak, to całkiem możliwe.
- Ja już niczego nie rozumiem - odezwał się cicho Louis. - Całe moje dotychczasowe życie tak nagle runęło, już go nie ma i ja... nie umiem sobie z tym poradzić.
- Coś temu zaradzimy - zapewniłem, podnosząc się z miejsca.
Zaczynało być mi zimno, pomimo iż miałem grubą bluzę. Nie wiem jak Louis wytrzymał tyle czasu na mrozie.
- Wróć ze mną do domu, proszę cię - powiedziałem. - Możemy spokojnie porozmawiać, ale w ciepłym i suchym miejscu, dobrze?
- Ja nie wracam - pokręcił głową uparcie.
- Louis... - westchnąłem. - Przepraszam, w porządku? Wiem, że zachowałem się podle, ale nie miałem wyjścia. Chciałem odegrać się na Maliku. To drań i kiedyś omal przez niego nie zginął Niall, od tamtej pory go nienawidzę. Przepraszam, że ty musiałeś za to cierpieć.
- W porządku - odezwał się.
Uśmiechnąłem się i wystawiłem do niego swoją dłoń. Nie przyjął jej. Nawet się nie ruszył. Zmarszczyłem brwi i przyglądałem mu się uważnie.
- Lou...
- Powiedziałem tylko, że cię rozumiem - odparł. - Powinieneś już iść.
- Ale...
- Mam już dość tego wszystkiego, zawsze byłem tym kimś mniej ważnym, najsłabszym. W domu dziecka znęcali się nade mną, potem Zayn mnie wykorzystywał, jak się okazało, podobnie jak ty.
- To nie była już tylko gra, Louis - powiedziałem poważnie. - To było prawdziwe.
- Nawet nie wiem kiedy kłamiesz, a kiedy mówisz prawdę - westchnął. - Odejdź stąd, proszę.
- Nie mogę. Zachowujesz się bardzo niedojrzale, Louis - skarciłem go. - Jak nic od antybiotyków się nie obejdzie. Ale Niall będzie narzekał i powie, że to moja wina i w sumie będzie miał rację.
Podszedłem bliżej i złapałem szatyna za rękę. Pociągnąłem go mocno, aż wstał z huśtawki. Oczywiście stawiał opór, ale byłem tym silniejszym. W końcu się uspokoił i patrzył na mnie nienawistnie.
- Krótki rękawek, buty całe przemoczone i bez czapki - kręciłem głową. - Ty naprawdę prosisz się o zapalenie płuc.
- To nie twoja sprawa - syknął i próbował strzepać moją rękę. - Zostaw mnie w spokoju, powiedziałem ci to już.
- Nie zamierzam - odparłem spokojnie, obserwując rosnącą złość chłopaka.
- Nienawidzę ciebie oraz Zayna. Wszystkich was nienawidzę. Traktujecie mnie jak zabawkę, którą można się chwilę pobawić i odstawić w kąt. Gdy już się mną znudzicie, pozbywacie się. To cholernie niesprawiedliwe i okrutne!
- Bardzo cię lubię Lou - wyznałem. - Nawet bardziej niż lubię.
- Jesteś pieprzonym egoistą! Chciałbym, abyś zniknął, nie chcę cię nigdy oglądać. Jesteś też tchórzem, gdyż nie potrafisz zabić takiej ofiary losu, jak ja. Przecież ci nie uciekam, chcę, żebyś mnie w końcu zabił, nie jesteś kryminalistą? Nie raz zapewne pozbywałeś się ludzi, dlaczego się powstrzymujesz? A może chcesz mnie torturować i zabawić się dłużej? - kontynuował, a po policzkach spływały mu nowe łzy. - Podobało ci się, jak byłem twoją dziwką, jak pieprzyłeś mnie z myślą tylko o zemście? Jesteś skończonym chujem, podłym draniem! Chociaż raz zachowaj się odpowiednio i mnie zastrzel, na pewno masz broń, Styles.
Zanim zdążyłem zrobić cokolwiek, niebieskooki szybko dał krok naprzód i sięgnął po pistolet, który miałem schowany za pasek z tyłu spodni. Wyjął go i spojrzał na niego tęsknie. Napiąłem mięśnie, gotowy by zabrać mu przedmiot. Mógł zrobić coś głupiego. Całkowicie rozsypał się psychicznie. Wpadł w trans, skupiając się na swoim bólu.
- Dlaczego, Harry? - spojrzał teraz na mnie, wciskając mi w dłoń zimny przedmiot. - Żałujesz na mnie nawet jeden nabój...
Schowałem pośpiesznie pistolet i pokonałem dzielącą nas odległość. Mocno objąłem go w pasie, aby nie zdołał mi się wyśliznąć i uciec. Czułem, jak uderzał moje plecy pięściami i wyklinał mnie. Żadne jego słowa mnie nie zabolały, rozumiałem, że musi wyrzucić z siebie cały ból i żal. Zbyt długo to wszystko w sobie trzymał. To nie było dobre.
- Od dziś ja i Niall jesteśmy twoją rodziną - szepnąłem. - Nie jesteś już sam, wracamy do domu. Naszego domu.
♠♠♠♠♠♠♠♠
Witajcie!
Rozdział trochę późno, ale nie miałam wcześniej czasu ^.^
Miłej nocy!
Dziękuje za gwiazdki i komentarze ♥
CZYTASZ
Enemy ~Larry ✔️
Fanfiction- Udawałeś, prawda?! - zawołał zielonooki , podchodząc do niższego mężczyzny coraz bliżej. - Od kiedy, Louis?! Od kiedy pamiętasz?! - Nie udawałem! - krzyknął, starając się nie pokazywać, jak bardzo się boi. - Podobało ci się, kiedy cię pieprzyłem...