20. Nie jesteś już sam

8.4K 756 555
                                    


Harry

Wpatrywałem się w twarz szatyna. Jego policzki były czerwone od mrozu, a na nich widać  zaschnięte łzy. Naprawdę żal mi było tego chłopaka.

- Nie kpij ze mnie - powiedział cicho. - Chociaż ty...

- Mówię prawdę, nie możesz tutaj dłużej siedzieć - odezwałem się.

- Ty mnie przecież nienawidzisz, bawiłeś się mną - odparł, odwracając swoją twarz w drugą stronę.

- Nie ciebie, Louis - westchnąłem. - Zayna, owszem, ale do ciebie nic nie mam. Byłeś po prostu chłopakiem mojego wroga, ale teraz...

- Już nie chcesz mnie zabić? - zapytał, zaciskając pięści na łańcuchu od huśtawki. - To nie ma sensu - pokręcił głową.

Przeszedłem z drugiej strony, by usiąść na wolnej huśtawce, dzięki czemu znów mogłem widzieć jego twarz. Sięgnąłem do spodni i wyciągnąłem paczkę chusteczek. Podałem ją chłopakowi, który wziął ją ode mnie niepewnie. Wydmuchał nos, ale to w niczym nie pomogło, gdyż dorobił się okropnego kataru, więc ściskał chusteczki w dłoni.

- To twoje ulubione miejsce, prawda? - zagadnąłem, by przerwać nieznośną ciszę.

- Nie, przyszedłem tu przypadkiem - wzruszył ramionami i spuścił spojrzenie na swoje kolana.

- Często cię tutaj widzę - kontynuowałem, lekko się uśmiechając. - Siedzisz po kilkadziesiąt minut i po prostu... siedzisz. Nie robisz nic. Czekasz, aż dzieci opuszczą plac zabaw. Nie  zawsze przychodzisz tutaj sam, czasem jest z tobą Zayn i wtedy  muszę interweniować.

- Skąd to wiesz? - zapytał obojętnie, nawet nie siląc się na żadne emocje.

- Moja siostra mieszka dokładnie w tym bloku - wskazałem palcem na najbliższy budynek. - Obserwowałem ciebie wiele razy z tamtego okna.

- I nic z tym nie zrobiłeś? Przecież to twój teren, czemu mnie nie przegoniłeś?

- Po co miałbym? - uśmiechnąłem się lekko. - Wyglądałeś na smutnego, to nie tak, że Gem ma lornetkę... Jej chłopak ma świra na punkcie ptaków, wiesz, takich normalnych, żeby nie było... Ornitolog i te sprawy...

Dostrzegłem cień uśmiechu na jego ustach. To było zawsze coś. Po tym jak Louis uciekł, miałem długą rozmowę z Niallem. I musiałem przyznać, że szatyn nie był mi obojętny. Dobrze nam się mieszkało razem. Granica między udawaniem a rzeczywistością była bardzo cienka. A może całe to udawanie dawno się skończyło, tylko  tego nie dostrzegłem? Tak, to całkiem możliwe.

- Ja już niczego nie rozumiem - odezwał się cicho Louis. - Całe moje dotychczasowe życie tak nagle runęło, już go nie ma i ja... nie umiem sobie z tym poradzić.

- Coś temu zaradzimy - zapewniłem, podnosząc się z miejsca.

Zaczynało być mi zimno, pomimo iż miałem grubą bluzę. Nie wiem jak Louis wytrzymał tyle czasu na mrozie.

- Wróć ze mną do domu, proszę cię - powiedziałem. - Możemy spokojnie porozmawiać, ale w ciepłym i suchym miejscu, dobrze?

- Ja nie wracam - pokręcił głową uparcie.

- Louis... - westchnąłem. - Przepraszam, w porządku? Wiem, że zachowałem się podle, ale nie miałem wyjścia. Chciałem odegrać się na Maliku. To drań i kiedyś omal przez niego nie zginął Niall, od tamtej pory go nienawidzę. Przepraszam, że ty musiałeś za to cierpieć.

- W porządku - odezwał się.

Uśmiechnąłem się i wystawiłem do niego swoją dłoń. Nie przyjął jej. Nawet się nie ruszył. Zmarszczyłem brwi i przyglądałem mu się uważnie.

- Lou...

- Powiedziałem tylko, że cię rozumiem - odparł. - Powinieneś już iść.

- Ale...

- Mam już dość tego wszystkiego, zawsze byłem tym kimś mniej ważnym, najsłabszym. W domu dziecka znęcali się nade mną, potem Zayn  mnie wykorzystywał, jak się okazało, podobnie jak ty.

- To nie była już tylko gra, Louis - powiedziałem poważnie. - To było prawdziwe.

- Nawet nie wiem kiedy kłamiesz, a kiedy mówisz prawdę - westchnął. - Odejdź stąd, proszę.

- Nie mogę. Zachowujesz się bardzo niedojrzale, Louis - skarciłem go.  - Jak nic od antybiotyków się nie obejdzie. Ale Niall będzie narzekał i powie, że to moja wina i w sumie będzie miał rację.

Podszedłem bliżej i złapałem szatyna za rękę. Pociągnąłem go mocno, aż wstał z huśtawki. Oczywiście stawiał opór, ale byłem tym silniejszym. W końcu się uspokoił i patrzył na mnie nienawistnie.

- Krótki rękawek, buty całe przemoczone i bez czapki - kręciłem głową. - Ty naprawdę prosisz się o zapalenie płuc.

- To nie twoja sprawa - syknął i próbował strzepać moją rękę. - Zostaw mnie w spokoju, powiedziałem ci to już.

- Nie zamierzam - odparłem spokojnie, obserwując rosnącą złość chłopaka.

- Nienawidzę ciebie oraz Zayna. Wszystkich was nienawidzę. Traktujecie mnie jak zabawkę, którą można się chwilę pobawić i odstawić w kąt. Gdy  już się mną znudzicie, pozbywacie się. To cholernie niesprawiedliwe i okrutne!

- Bardzo cię lubię Lou - wyznałem. - Nawet bardziej niż lubię.

- Jesteś pieprzonym egoistą! Chciałbym, abyś zniknął, nie chcę cię nigdy oglądać. Jesteś też tchórzem, gdyż nie potrafisz zabić takiej ofiary losu, jak ja. Przecież ci nie uciekam, chcę, żebyś mnie w końcu zabił, nie jesteś kryminalistą? Nie raz zapewne pozbywałeś się ludzi, dlaczego się powstrzymujesz? A może chcesz mnie torturować i zabawić się dłużej? - kontynuował, a po policzkach spływały mu nowe łzy. - Podobało ci się, jak byłem twoją dziwką, jak pieprzyłeś mnie z myślą tylko o zemście? Jesteś skończonym chujem, podłym draniem! Chociaż raz zachowaj się odpowiednio i mnie zastrzel, na pewno masz broń, Styles.

Zanim zdążyłem zrobić cokolwiek, niebieskooki szybko dał krok naprzód i sięgnął po pistolet, który miałem schowany za pasek z tyłu spodni. Wyjął go i spojrzał na niego tęsknie. Napiąłem mięśnie, gotowy by zabrać mu przedmiot. Mógł zrobić coś głupiego. Całkowicie rozsypał się psychicznie. Wpadł w trans, skupiając się na swoim bólu.

- Dlaczego, Harry? - spojrzał teraz na mnie, wciskając mi w dłoń zimny przedmiot. - Żałujesz na mnie nawet jeden nabój...

Schowałem pośpiesznie pistolet i pokonałem dzielącą nas odległość. Mocno objąłem go w pasie, aby nie zdołał mi się wyśliznąć i uciec. Czułem, jak uderzał moje plecy pięściami i wyklinał mnie. Żadne jego słowa mnie nie zabolały, rozumiałem, że musi wyrzucić z siebie cały ból i żal. Zbyt długo to wszystko w sobie trzymał. To nie było dobre.

- Od dziś ja i Niall jesteśmy twoją rodziną - szepnąłem. - Nie jesteś już sam, wracamy do domu. Naszego domu.


♠♠♠♠♠♠♠♠

Witajcie!

Rozdział trochę późno, ale nie miałam wcześniej czasu ^.^

Miłej nocy!

Dziękuje za gwiazdki i komentarze ♥

Enemy ~Larry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz