Harry
- Tu jest nasz pokój, Lou - powiedziałem, przepuszczając w drzwiach szatyna do mojej sypialni.
- Nasz? - zdziwił się i spojrzał na mnie nie rozumiejąc.
- Nie chciałem cię przestraszyć kochanie, bo byłeś w zbyt dużym szoku, ale tak, to nasza sypialnia. Jesteś moim chłopakiem, skarbie. Bardzo cię kocham i nawet nie wyobrażasz sobie, jak się o ciebie bałem, gdy nie odbierałeś telefonu - kłamanie szło mi naprawdę nieźle.
-Ja... - zaczął, ale mu przerwałem.
- Rozumiem, że to dla ciebie niekomfortowe, dlatego nie każę ci, abyś dzielił ze mną łóżku. Do czasu aż sobie nie przypomnisz, będę spał w salonie, to nie problem. Dla mnie liczy się tylko twoje zdrowie, Lou - oznajmiłem z uśmiechem.
Szatyn pokiwał delikatnie głową i zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. Obserwowałem go uważnie. Wciąż nie miałem pewności, że z nami nie pogrywał. Ale z drugiej strony nie pchałby się świadomie w nasze ręce, swojego najgorszego wroga.
- Poproszę mojego znajomego, który jest lekarzem, aby cię obejrzał - powiedziałem po chwili. - Ktoś bardzo mocno uderzył cię w głowę, pewnie przez to niczego nie pamiętasz kochanie, ale nie denerwuj się, wszystko przyjdzie z czasem - uśmiechnąłem się do niego.
- Naprawdę jesteś...
- Twoim chłopakiem? - dokończyłem, a gdy przytaknął, kontynuowałem. - Tak, kochanie. Mam nadzieję, że przez to uderzenie nie zacząłeś interesować się kobietami - zażartowałem.
- Nie wydaje mi się - odparł, rumieniąc się przy tym okropnie. - Poza tym... nie wiem jak masz na imię.
- Och, zapomniałem o tym - podrapałem się po głowie w zamyśleniu. - Mam na imię Harry. Usiądź sobie teraz i odpocznij, ja zaraz wrócę. Gdy Lucas opatrzy tę paskudną ranę, przygotuję ci kąpiel, w porządku?
Pokiwał głową i spełnił moje polecenie. Sam wyszedłem z sypialni i zbiegłem na dół, do dużego salonu. Na kanapach siedziało kilku ludzi. Zleciłem Niallowi, aby zwołał tych najbardziej zaufanych członków gangu.
- Co się dzieje? - zapytał Ty.
- Potrzebuję, abyście załatwili mi zdjęcia Louisa Tomlinsona, niech graficy je przerobią, byśmy wyglądali na szczęśliwą parę - powiedziałem. - Chris? Załatwiłeś jakieś mniejsze ubrania?
- Jasna sprawa, choć było ciężko ogarnąć to w kilka minut. Podkradłem trochę własnemu bratu - zaśmiał się. - Był zdziwiony, że wróciłem do domu tylko po to, aby ukraść mu kilka dresów i bluzek. Nie myślisz, że lepiej byłoby kupić?
- Poznałby, że są nowe - powiedziałem. - To i tak sukces, że połknął haczyk i z nami poszedł.
- Co się tu w ogóle dzieje? - zapytał chłopak w zielonych włosach. - Kim jest ten Tomlinson i o co z nim chodzi?
- Później wszystkich wtajemniczę - obiecałem. - A teraz poślijcie kogoś po Lucasa, musi zająć się raną Louisa. I wynoście się z domu. Nikt nie powinien tu przebywać i się plątać.
- Ale ja tu mieszkam! - zawołał oburzony Horan. - Poza tym to ja znalazłem kochasia Malika!
- Ciszej, farbowany Irlandczyku, Tomlinson siedzi w moim pokoju i w każdej chwili może wyjść, by powęszyć. Muszę stwarzać pozory opiekuńczego chłopaka, nie zepsujcie mi tego.
- Dobra, zbieramy się panowie - zdecydował Chris i wręczył mi torbę pełną ubrań.
Gdy wszyscy opuścili salon, wróciłem na górę. Torbę zostawiłem za drzwiami, by nie wzbudzać podejrzeń. Louis wciąż siedział w tym samym miejscu. Przyglądał się ścianom oraz półkom z książkami. Chyba go wystraszyłem, gdyż drgnął na odgłos skrzypiących drzwi.
- Niedługo przyjdzie - powiadomiłem go. - Pójdę teraz napuścić ciepłej wody do wanny. Jak się czujesz?
- Źle - odparł szczerze. - Jestem zdezorientowany i naprawdę nie potrafię sobie przypomnieć ani jednej rzeczy. Nie pamiętam ciebie, Harry, przepraszam.
- Nie martw się, słońce - pocieszyłem go. - Wszystko przyjdzie z czasem, pamiętasz? Nie powinieneś na siłę o tym rozmyślać. Poznamy się ponownie, kochanie. Sprawię, że zakochasz się we mnie na nowo.
Z dumą obserwowałem, jak na jego policzkach powstają krwiste rumieńce. Kto by się spodziewał, że Tomlinson jest aż tak uczuciowy i wrażliwy. Zawsze miałem go za podobnego dupka, co Malik. Potrafił być pyskaty i zadziorny, gdy nieraz się spotykaliśmy.
- Zdejmij przemoczone ubrania, kochanie i owiń się w koc. Lucas zajmie się twoją głową i potem będziesz mógł zażyć kąpieli, w porządku?
Skinął głową i zaczął pozbywać się swojej bluzki. Zatrzymał się dopiero przy bokserkach, patrząc na mnie znacząco. Wywróciłem oczami, ale posłusznie odwróciłem się i zaczekałem, aż się nakryje. Sprzątnąłem mokre ubrania i poszedłem napuszczać wody do wanny. Gdy wróciłem, okazało się, że Lucas był w trakcie zszywania rany.
- Cześć Hazz - przywitał się ze mną, nie odrywając wzroku od głowy szatyna.
- Witaj, Lucas. Jak to wygląda?
- Rana wygląda na poważną, i chyba taka jest. Podobno nasz pacjent nic nie pamięta. Oberwał dość mocno, więc w sumie to nie dziwne, tak mogło się stać. Amnezja nie powinna długo się utrzymywać, kiedyś wrócą mu wspomnienia.
- Kiedy? - zapytaliśmy niemalże równocześnie.
- Niezbyt prędko, ale Louis, nie możesz się przemęczać i na siłę próbować sobie przypominać pewne fakty, bo to tylko pogorszy sprawę. Musisz wypocząć, bez pośpiechu.
- To samo mu mówiłem - dodałem, patrząc się na zawiniętego w koc szatyna. - Dzięki Lucas za to, że wpadłeś.
- Drobiazg - zapewnił. - Dobrze, że się znalazłeś, Louis. Nie zniósłbym kolejnej godziny z tym panikarzem - zaśmiał się wskazując na mnie.
Cieszyłem się, że Niall dopilnował, aby nasze wersje się zgadzały. To tylko pozwoli nabrać Louisowi do mnie zaufania. Jeszcze trochę, a będzie jadł mi z ręki. To tylko kwestia czasu. Muszę być bardzo wiarygodny. Nie mogę pozwolić mu uciec.
♠♠♠♠♠♠♠
Witajcie!
Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥
CZYTASZ
Enemy ~Larry ✔️
Fanfiction- Udawałeś, prawda?! - zawołał zielonooki , podchodząc do niższego mężczyzny coraz bliżej. - Od kiedy, Louis?! Od kiedy pamiętasz?! - Nie udawałem! - krzyknął, starając się nie pokazywać, jak bardzo się boi. - Podobało ci się, kiedy cię pieprzyłem...