Na śniadanie przychodzę, kiedy stołówka jeszcze świeci pustkami. O ile nie mam punktualności we krwi, dzisiaj staram się wszystko przyspieszać. Siedzę sama, żeby nikomu się nie wygadać. Jem jak robot, by się nie zamyślić. Mam jeszcze kilka godzin do spotkania z Raishem, ale w mojej głowie liczą się one jak minuty.
Decyzja sama się podjęła.
Lastro zrozumie, myślę. Wszyscy zrozumieją i wzruszą na to ramionami. Życie Droya posiada większą wartość od mojego, wymiana doskonałego zwiadowcy o potężnej mocy na zagubione dziecko brzmi naprawdę korzystnie dla Pałacu, a wyjątkowo niekorzystnie dla Granitowej Fortecy.
Czego oni ode mnie chcą?
Cóż, jeśli wszystko pójdzie sprawnie, dowiem się jeszcze dzisiaj.
Drzwi trzaskają, słyszę kroki i nagle pada na mnie kobiecy cień. Podnoszę głowę, nie dowierzając własnym oczom. Fioletowe kosmyki łaskoczą mnie w nos jak promienie słońca. Zrywam się z krzesła.
— Syrna!
Moja współlokatorka wybucha swoim dźwięcznym, uroczym śmiechem, który przywodzi na myśl dzwoneczki.
— Uspokój się, Tee — mówi łagodnie. — Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha albo trupa, powolutku.
Również zaczynam się śmiać.
— Biorąc po uwagę to, co powiedział mi Lastro, powinnam sprawdzić, czy jesteś materialna. — Po tych słowach poklepuję ją po ramieniu. — Cóż, wydajesz się całkiem trwała, ektoplazma ma chyba inną strukturę.
Dziewczyna marszczy brwi.
— Co właściwie powiedział ci Lastro?
— Gdzie i po co cię wysłał — odpowiadam. — Cholera, ten typ jest strasznie nieodpowiedzialny, mogłaś już nie wrócić.
Syrna przytakuje, a jej twarz przybiera trudny do rozszyfrowania wyraz. Stuka paznokciami w oparcie krzesła, żeby po chwili na nim usiąść. Naśladuję ją w tym.
— Lastro... — Odchrząkuje. — On po prostu wie, co robi,
Kręcę głową, aż trudno mi uwierzyć, że moja współlokatorka przykłada do swojego życia tak niewielką wagę. Została wysłana na samobójczą misję i nawet nie próbuje kwestionować decyzji tego, kto jej to zlecił. Powinnam ją obudzić, nie chciałabym stracić kolejnej osoby.
Aethay. Droy. Raish. Chyba dopiszę do tej listy również siebie.
— A może jest egoistą? — Unoszę głos, chociaż staram się nie zachowywać zbyt głośno. — Tchórzem? Może każe innym podejmować ryzyko, a sam patrzy, jak się zabijają.
Dziewczyna wzdycha.
— Cokolwiek, najwidoczniej mało skutecznie, ci powiedział, odebrałaś go źle — zapewnia uparcie. — Szklany Pałac to wspólnota, wszyscy na nią pracujemy, czasem musimy się poświęcić. — Układa dłonie w piramidkę i pochyla się nad stolikiem. — To nie domek dla lalek, w którym wszyscy żyją długo i szczęśliwie. To chatka położona na skraju bagna, w które od czasu do czasu ktoś musi wpaść.
Biorę głęboki wdech. Jakoś nie potrafię tego zaakceptować, ale wątpię, żebym mogła ją przegadać. Syrna jest odważna, poza tym zapatrzona w Lastro i jego ideę. Pozostaje mi trzymać za nią kciuki — chociaż w zaistniałej sytuacji brzmi to strasznie płytko.
Zresztą, sama mam zamiar skoczyć w to śmiercionośne błoto.
— Wiesz, Caleen mówił, że to sadzawka. — Wciągam na twarz gorzki uśmiech, wstaję od stołu.
CZYTASZ
Chwile Chłodu /zakończone/
Science FictionZa kolejnym blokiem, zakrętem, za kolejną uliczką czekają ludzie o beznamiętnych twarzach. Wyprani z emocji, zupełnie zdrowi na umyśle Zimni. Czasem trafisz na Ciepłego. Rozpoznasz go po tym, że nagle wyprostuje brwi i uda obojętność, zgasi iskierki...