20. Tratwa

1.4K 137 154
                                    

Idąc pod ramieniem Lastro czuję się, jakby ktoś trzymał mnie na muszce. Niby mogłabym się mu wymknąć i popędzić do drzwi, ale coś mi podpowiada, że zostałabym zatrzymana jeszcze przed kolejnym zakrętem. Poza tym, nie mam pojęcia, czego on ode mnie chce. Może po prostu przypomniał sobie o moim istnieniu, może zamierza podyskutować ze mną o poezji.

Ile bym dała za niezobowiązującą rozmowę o poezji.

Kiedy skręcamy w nieznane mi dotąd rejony Szklanego Pałacu, pojmuję, że liryka nie uratuje mi dzisiaj skóry. Korytarze stają się trochę węższe, drzwi osadzono głęboko w ścianach i pojawiają się one coraz częściej.

W końcu przewodniczący otwiera jedne z nich, delikatnie wpychając mnie do środka. Ląduję w niewielkim, pozbawionym okien pomieszczeniu. Jedyne jego umeblowanie stanowi składane łóżko, na które rzucono kilka książek.

Odwracam się do Lastro.

— Co się dzieje?

Jego twarz nie wyraża nic oprócz stanowczości. Brwi nachylają się w stronę nosa, tęczówki chowają pod rzęsami, a ręce splatają na piersi, ale nie potrafię znaleźć źródła jego postawy. Nawet, jeśli się go domyślam, powinnam zachować pozory zaskoczenia, poudawać głupią, żeby to z niego zrobić idiotę.

— Ja powinienem zadać ci to pytanie — zaznacza twardo, podchodząc do mnie na tyle blisko, że dzieli nas zaledwie kilka centymetrów. — Co się dzieje, Tee? Jest coś, o czym chciałabyś mi powiedzieć?

Wszystko zaczyna się od tych bladoniebieskich oczu, przypominam sobie i koncentruję wzrok na jakimś punkcie między jego dolnymi rzęsami, a szczytami kości policzkowych. Tworzę iluzję wpatrywania się w niego, widząc tylko pokój, który przywodzi na myśl więzienie. Nadzwyczajnie grube ściany i ten jeden mebel. Pułapka.

Próbuję zachować spokój, nie spłoszyć samej siebie, żeby znaleźć jakieś racjonalne wyjście z tej sytuacji. Panika nic mi nie da, rozwaga — w najlepszym wypadku wolność.

— Nie wiem, o czym mówisz — odpowiadam, unosząc brwi.

Lastro wzdycha, a ja potrzebuję teraz szybkich i konkretnych słów, które pozwolą mi jak najszybciej zakończyć tę rozmowę. Umożliwią podjęcie jakiegokolwiek działania, które skutecznie wyprowadzi mnie z Pałacu.

— Syrna powiedziała mi, że rano dziwnie się zachowywałaś — tłumaczy oskarżycielskim tonem. — Wspominałaś coś o pożegnaniu.

Zaciskam palce na przednich kieszeniach spodni, żeby utrzymać się w ryzach.

— Przesadziłam, to fakt — przyznaję nieszczerze. — Ale chciałam tylko sprawdzić jej reakcję. Cóż, widocznie się zmartwiła.

Ciaratorn kręci głową, kąciki jego ust unoszą się w prawie pogardliwym uśmiechu. Chociaż staram się mu nie przyglądać, dostrzegam niebezpieczny błysk na krawędziach jego tęczówek.

Naprawdę nie zamierzam panikować.

— Teevare — wypowiada moje imię z dziwnym patosem. — Widziałem żołnierzyka naukowców kręcącego się po naszym gościńcu, więc zamontowałem tam kamery.

Zastygam w bezruchu, krew odpływa mi z twarzy. Czyli moje kłamstwa na nic by się nie przydały, Lastro wie, co zamierzam zrobić. Zresztą mógł się o tym dowiedzieć w każdej chwili, Syrna po prostu stała się katalizatorem. Sprawdził taśmy, bo go zaalarmowała, ale najprawdopodobniej nakryłby mnie nawet bez jej pomocy.

Przewodniczący kładzie mi dłoń na ramieniu. Ściska mój bark, a wtedy jego palce przywodzą mi na myśl odnóża ogromnego pająka. Próbuję się nie wzdrygnąć. Nie cofnąć. Nie pozbyć się jego dotyku.

Chwile Chłodu /zakończone/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz