Yaylu wpada do mojego pokoju zaczerwieniona ze złości, jej włosy są rozwiane i rozczochrane. Rozgląda się po pomieszczeniu. Kiedy jej wzrok natrafia na Droya, zaczyna się wahać, ale potrząsa głową, odrzucając wszelkie skrupuły. Wiem, co nadchodzi.
W pierwszej reakcji mam ochotę wcisnąć się z najciemniejszy kąt pokoju. Potem docierają we mnie postawy strategicznego myślenia i rezygnuję z tego pomysłu. Nigdy nie daj przyprzeć się do ściany, bo odetną ci wszystkie drogi ucieczki. Po prostu siadam na krawędzi łóżka. Nie zdążyłem nawet włożyć koszulki, mam na sobie tylko dżinsy, ale Yaylu nie należy do osób, które mogłoby to wytrącić z równowagi.
Dziewczyna ostatni raz ogląda się przez ramię i zamyka drzwi kopniakiem.
— Myślałeś, że się nie dowiem? —warczy.
Droy spogląda na mnie oczami wielkimi jak spodki. Super.
— Nie. — Przeciągam się. — Starałem się co prawda utrzymać tajemnicę jak najdłużej, ale spodziewałem się, że ten dzień kiedyś przyjdzie.
Marszczy brwi. Doprowadzam ją do szału, ale robię to celowo. Skoro i tak najprawdopodobniej dostanę dziś po mordzie, mogę się przynajmniej dobrze bawić przed wydaniem osądu.
— Ja pieprzę, Mynthroo. Tajemnica. — Jej głos robi się nieco skrzekliwy. — Jaki ładny eufemizm. Zdradziłeś nas, skurwysynu.
Do ogromnych od zdziwienia oczu Droya dołącza jego uniesiona brew i towarzyszące jej zmarszczki mimiczne.
— Zdrada to za dużo powiedziane — zauważam, podnosząc się z łóżka. Podchodzę do szafy. — Wybrałem jedyną odpowiadającą mi opcję. Tę, dzięki której mogę ją uratować.
Yaylu opiera cały ciężar ciała na lewym biodrze.
— Uratować? — powtarza kpiącym tonem. — Jesteś pewien, że to będzie ratunek? Nikt jeszcze nie odwrócił tego procesu, nie wiesz, co się stanie z jej psychiką, jak zareaguje mózg. Nie wiesz, jak działają zabawki Cheysona. Jesteś pewien, że zabicie jej nie byłoby najwyższą przysługą.
Robi mi się gorąco od pojawiających się w mojej głowie emocji, ale nie daję tego po sobie poznać. Otwieram prawe skrzydło szafy, wyciągam z niej miękką, czarną bluzę. Naciągam ją przez głowę.
— Jesteś popieprzona — syczę. — Najwyższa przysługa? Mówisz o śmierci, idiotko! Śmierć nie ma w sobie nic z przysługi, śmierć to najparszywsza rzecz na tym świecie. Bagno. Najstarsza dziwka w burdelu rzeczywistości. A ty traktujesz ją jak pieprzonego boga, jak błogosławieństwo, jak najdoskonalsze rozwiązanie...
— Caleen... — Ton głosu Droya jest kojący i ostrzegawczy.
Próbuję ochłonąć, ale całe moje ciało płonie od gniewu. Yaylu się uśmiecha.
— Aż tak, Caleen? — rzuca skrzekliwie, jest bliska wybuchnięcia śmiechem. — Aż tak wyprali ci mózg? Kąsasz rękę, która cię wykarmiła?
Zaciskam pięści tak mocno, że czuję, jak paznokcie wbijają mi się w skórę. Kostki czerwienieją.
— Wykarmiła? Chyba się przeceniasz — odpowiadam z trudem, bo szczęki drętwieją mi ze złości. — Sam się wykarmiłem, nic nie jestem winien ani tobie, ani nikomu. Nie obchodzą mnie wasze zatargi, nie chcę się opowiadać po żadnej ze stron. Chcę uratować dziewczynę, którą sam w to wepchnąłem, to tyle. Potem możesz mnie nawet zabić, kapłanko śmierci, ale nie wcześniej.
Yaylu nie czeka, wątpliwości trwają tylko chwilę i kończą się przygryzieniem wargi. Rzuca się na mnie jak wściekłe zwierze. Żadnej strategii, po prosto wali w to, w co może trafić.
CZYTASZ
Chwile Chłodu /zakończone/
Science FictionZa kolejnym blokiem, zakrętem, za kolejną uliczką czekają ludzie o beznamiętnych twarzach. Wyprani z emocji, zupełnie zdrowi na umyśle Zimni. Czasem trafisz na Ciepłego. Rozpoznasz go po tym, że nagle wyprostuje brwi i uda obojętność, zgasi iskierki...