Wszystko jest ze szkła: pomieszczenie wygląda jakby powstało z miliardów potłuczonych szklanek, które ktoś posklejał ze sobą na chybił trafił. Światło odbija się od nieregularnych ścian we wszystkich kierunkach, tworząc maleńkie tęcze i refleksy, podświetlając wirujące w powietrzu drobinki. Obracam się wokół własnej osi: to dziwne miejsce zbudowano na planie koła, a ja stoję w samym jego środku.
Nagle coś rozbłyska oślepiająco, zasłaniam oczy dłonią. Tajemnicza fala spycha mnie na posadzkę. Jakby coś, czego nie mogę zobaczyć. Próbuję się podnieść, ale wtedy komnatę znowu zalewa światło. Każdy mój ruch kończy się uderzającym blaskiem, więc zamieram w bezruchu.
Kiedy przestrzeń ciemnieje, zauważam stojącego przede mną chłopaka. Ma czerwone włosy i zarys szczęki, który musiałam już kiedyś zobaczyć. Jego twarz rozmywa mi się przed oczami, nieważnie, jak mocno się skupię, nie mogę jej dojrzeć.
Przygryzam wargę. Tą postać na pewno widziałam już wcześniej, ale w moim umyśle widnieje luka, której nie umiem przeskoczyć. Staram się skupić, ale moja koncentracja rozpływa się jak rozlane mleko. Nie mam wątpliwości, co do tego, że znam tajemniczego chłopaka, ale nie mam też pojęcia, skąd.
Wyciąga do mnie rękę, a ja powoli i nieufnie podaję mu swoją dłoń. Podciąga mnie do góry, pomaga mi stanąć na nogach, które nagle wydają się być z ołowiu. Zwalniam uścisk, otwieram usta, układając je w słowa podziękowania.
Wtedy on rozbłyska i rozsypuje się na odłamki. Maleńkie, jaśniejące fragmenty szkła. Krzyk więźnie mi w gardle. Chcę wrzeszczeć, a nie potrafię nic z siebie wydusić.
Znowu pojawia się światło. Tym razem tylko zamykam oczy i żadna siła mnie nie przewraca. Kiedy otwieram powieki, stoi przede mną Owervar. Mierzę go wzrokiem, uświadamiając sobie, że coś jest nie tak. Włosy ma ułożone w drugą stronę, niewielki pieprzyk nad lewą a nie prawą brwią. To jego lustrzane odbicie.
Usta swędzą mnie od ciszy, znowu próbuję coś powiedzieć, ale wydaję z siebie tylko okrzyk przerażenia.
Droy szczerzy się do mnie, ukazując ostre jak brzytwa, lśniące, ametystowe zęby.
Cofam się o krok, a on idzie za mną. Każdy mój ruch kończy się reakcją z mojej strony. Przechodzę w ten sposób aż do samej ściany, zamykam oczy, wiedząc, że zaraz napotkam opór. Cokolwiek ma się stać, nie mogę już uciec.
Jednak zamiast uderzyć plecami o twardą powierzchnię, zaczynam się w niej zapadać. Otwieram usta, by krzyknąć, ale szkło wpada do nich jak maź. Chwilę później przestaję czuć twarz, palce, kończyny... tracę świadomość własnego ciała.
I budzę się zlana potem. Trzęsę się w panice, nie potrafiąc jeszcze otworzyć oczu. Mimo świadomości, że teraz wszystko się wyostrza, czuję chłód i piżamę przyklejającą się do mojego ciała, nie chcę odnawiać koszmaru. Mija kilka sekund zanim pozwalam sobie błyskawicznie mrugnąć. Wreszcie otwieram oczy, orientując się, że leżę w łóżku w swoim pokoju w Szklanym Pałacu.
Wypuszczam powietrze ze świstem.
Dopiero teraz zauważam siedzącą przy mnie Syrnę. Dziewczyna uśmiecha się na powitanie i na szczęście nie dostrzegam w tym nic niepokojącego. To tylko upewnia mnie w przypuszczeniu, że wreszcie się obudziłam.
— Krzyczałaś przez sen — mówi moja współlokatorka. — Wszystko w porządku?
Kiwam głową, wymuszając na sobie uśmiech.
— Miałam koszmar, ale to nic wielkiego — zapewniam, poprawiając się na pościeli.
Syrna przybiera nieco współczujący wyraz twarzy, kładzie rękę na moim ramieniu, po czym spogląda mi prosto w oczy. Kiedy się odzywa, jej głos brzmi delikatnie i miękko.
CZYTASZ
Chwile Chłodu /zakończone/
Science-FictionZa kolejnym blokiem, zakrętem, za kolejną uliczką czekają ludzie o beznamiętnych twarzach. Wyprani z emocji, zupełnie zdrowi na umyśle Zimni. Czasem trafisz na Ciepłego. Rozpoznasz go po tym, że nagle wyprostuje brwi i uda obojętność, zgasi iskierki...