Tym razem to chłopak: drobna, smukła twarz okolona rudawymi lokami, garść piegów na nosie i czole, nieziemski błękit bijący z jasnych tęczówek. Długo nos, wąskie wargi. Już tylko notuję szczegóły, wszyscy są przerażeni.
Robię to codziennie, po kilkanaście razy. Boli cholernie, ale z każdą próbą mniej. A może to ja się przyzwyczajam, może buduję jakąś dziwną odporność. Gdybym była normalna, mogłabym odrzucić tę opcję, zwykli ludzie nie przystosowują się tak szybko. Tylko że do przeciętnego obywatela naprawdę sporo mi brakuje.
Nie myśl, rób. Będziesz musiała się do tego przyzwyczaić, kiedy podpiszesz umowę. Zatrzymasz emocję, żeby samodzielnie dbać o ich wygaszanie w odpowiednich momentach. Robot na pół etatu.
Wyciągam rękę przed siebie. Powoli. Nie powinnam uczyć się takich gestów, bo to sygnały dla przeciwników, zaproszenia do reakcji. Jednak na takie szlify mam jeszcze troszkę czasu, mój trening nie skończy się po wszczepieniu. Nie, jeśli zachowam wolną wolę.
Zapominam odwrócić wzrok: widzę, jak moje palce zmieniają się w krwawą miazgę, wydłużają i na nowo pokrywają skórą jaśniejszą, cieńszą od mojej. Żółć podchodzi mnie do gardła, ale zanim chociażby spróbowałabym zwymiotować, pochłania mnie ten sam pożar.
To przychodzi różnie: czasem w ułamku sekundy całkowicie zmieniam twarz, czasem stoję przed tym durnym lustrem od kwadransa, a kończę z heterochromią i dziwnymi plamami na całym ciele. Na szczęście im więcej próbuję, tym rzadziej dopada mnie ta druga sytuacja.
Na szczęście utrzymanie efektu szybko przestaje mi sprawiać jakąkolwiek trudność. Po kilku próbach przeformowane komórki nawet nie próbują wracać do swojego naturalnego stanu bez mojego polecenia.
— Doskonale.
O ile Trevyna nie można oskarżać o zbytni entuzjazm, nie trudno zauważyć, że jest na swój sposób zadowolony. Żadnej euforii, tylko blady cień dumy pod kotarą rzęs. Czysty chłód na twarzy.
Pstryk. Maszyna się wyłącza, obraz wygasa. Chłopiec w lustrze to moja aktualna twarz. Skóra mnie swędzi na samą myśl o tym, mam ochotę ją zdrapać, przebić się do mojej.
— Odmień.
To jak klaśnięcie: jeden obraz w głowie, pojedyncza myśl. Sekunda bólu, a potem znowu widzę w lustrze krótkowłosą, zmęczoną dziewczynę. Teoretycznie martwą.
W praktyce zdrajczynię.
Cholerne mdłości.
Szuranie krzesła. Trevyn podchodzi bliżej, zuchwale staje za moimi plecami. W zasięgu lustra. Mogłabym odstąpić od bycia renegatką, ukraść jego ciało, rozłupać mu czaszkę o ścianę. Wyjść, wcisnąć jakieś kłamstwo strażnikom, a gdyby postanowili jednak to sprawdzić, przestrzelić im kręgosłupy. Po kilku zakrętach znowu zmieniłabym formę, może udałoby mi się przejść do mostu albo pod mostem...
— Betryx będzie niesamowicie usatysfakcjonowany wynikami — rzuca trener, opierając dłonie na biodrach. — Kto wie... właściwie to spodziewaliśmy się, że to wszystko potrwa dłużej...
Uśmiecham się najkrzywszym z moich uśmiechów, czuję w ustach gorycz, ale unoszę dłoń i przyciskam ją do piersi. Spoglądam w szaroniebieskie oczy dziewczyny z lustra z niesamowitą mocą.
— Widocznie wystarczająco mnie podrasowaliście.
Trevyn przytakuje, mając przy tym taki wyraz twarzy, jakby przez chwilę zamierzał się uśmiechnąć.
— Jeśli twoja decyzja jest pewna, Luekastle, możemy przyspieszyć procedurę — stwierdza. — Oczywiście należy przedyskutować wszystko z Betryxem, ale jeśli nie znajdziemy żadnych przeciwwskazań, mogłabyś podpisać umowę jutro wieczorem.
CZYTASZ
Chwile Chłodu /zakończone/
Science FictionZa kolejnym blokiem, zakrętem, za kolejną uliczką czekają ludzie o beznamiętnych twarzach. Wyprani z emocji, zupełnie zdrowi na umyśle Zimni. Czasem trafisz na Ciepłego. Rozpoznasz go po tym, że nagle wyprostuje brwi i uda obojętność, zgasi iskierki...