— Xan z tobą rozmawiał?
Nie musiał.
Przytakuję bezgłośnie, moja głowa kiwa się jak wahadło, jestem bezwładnym, szmacianym pajacem. Jestem pajacem, kropka.
Droy nie musi, nawet nie powinien, wiedzieć. Z tyłu głowy mam zawsze spektakulacje na temat tego, co by zrobił w obliczu prawdy. Powiedziałby Yaylu? Mało prawdopodobne, chociaż możliwe. Nie lubi jej, wykonuje rozkazy, bo to jedyne, co zna.
Jej decyzje kolidują z jego przemyśleniami, kaleczą go moralnie. Jednocześnie stara się z nią nie sprzeczać, bo w głębi duszy jesteśmy tacy sami. Banda dzikich zwierząt wciśniętych pod szklany klosz, który zapewnia nam nieodczuwalne bezpieczeństwo. Sprzedajemy ciała rutynie, ale pod skórą dalej wariujemy, rozwijamy sztukę egoizmu i okrucieństwa.
Chociaż Owervar jest chyba trochę inny.
Polubiłem go, nawet jeśli zapierałem się przed tym rękami i nogami. Nie zamierzałem nawiązywać tu wielkich przyjaźni, wolałem cegiełka po cegiełce zbudować sobie jakąś mroczną osłonę. Niezbyt ludzkie alterego, które miało wszystkich odstraszać i zapewnić mi wysokie miejsce w hierarchii. Nie rozumiałem wtedy tego miejsca. Nie wiedziałem, że nikt nie będzie zwracał na mnie szczególnej uwagi.
Wciąż miałem powodzenie, Szklany Pałac pozbawił mnie jednak konfliktów, które jak do tej pory napędzały moje życie. Nie musiałem się bić. Na początku odetchnąłem z ulgą, potem pięści zaczęły świerzbić.
Droy był trochę inny, bo poszedł wtedy za Teevare, wiedząc, że to może być droga bez powrotu. Mimo sprzeciwów i wrzasków Yaylu, mimo próśb Xana. Nie wiem, czy powinienem go uważać za bohatera, chyba bliżej mu do samobójcy.
A kiedy wrócił, Lastro był wściekły. Nawet nie na niego, po prostu wymianę uznał za nierówną. Dostał nielojalnego mu szpiega w zamian za dziewczynę, która w jakiś sposób go interesowała. Na pewno nie romantycznie, ale Teevare musi mieć coś, czego Ciaratorn potrzebuje.
Owervar też był wściekły, na siebie. Nie mógł uratować Tee, ale na domiar złego, uciekając, zapewnił ją o swojej śmierci. Nie wiedziała o nim zbyt wiele, naukowcy — jeszcze mniej. Musiał skorzystać z tej szansy.
— Szkoda mi go.
Unoszę brew, wyrywając się z rozmyślań.
Oczy chłopaka przybierają zgaszony odcień fioletu, garbi się, włosy opadają mu na twarz. Wstydzi się swoich uczuć, chowa je za kosmykami, stara się opanować drżenie głosu.
— To nasze wspólne bagno — kontynuuje. — Ale jego siostra. Dam głowę, że siedzi teraz w szklarni i trzęsie się z nerwów. Chciałbym do niego przyjść, ale się wścieknie.
Nie wiem, co odpowiedzieć, bawię się dolną wargą, próbując znaleźć odpowiednie słowa.
— Xan to trudny człowiek. Zresztą, powinieneś pomyśleć też o sobie.
Potrząsa głową.
— Chyba nawet nie chcę.
Robi się siny na twarzy, jakby było mu słabo i niedobrze. Albo słabo i niedobrze. Nie wiem, nie jestem lekarzem, tylko żywym defibrylatorem.
Przełyka gulę, którą przez chwilę ma w gardle.
— Zresztą... ja przynajmniej myślę prosto — kontynuuje. — Jest okazja ją uratować, więc trzeba spróbować. A on... chyba nie wie, czy chce ją żywą...
Staram się opanować wszystkie odruchy, ale ostatecznie mój policzek poddaje się tikowi nerwowemu. Droy to zauważa, łagodnieje, postanawia mi to jakoś wytłumaczyć.
CZYTASZ
Chwile Chłodu /zakończone/
Ciencia FicciónZa kolejnym blokiem, zakrętem, za kolejną uliczką czekają ludzie o beznamiętnych twarzach. Wyprani z emocji, zupełnie zdrowi na umyśle Zimni. Czasem trafisz na Ciepłego. Rozpoznasz go po tym, że nagle wyprostuje brwi i uda obojętność, zgasi iskierki...