— Kac morderca?
Spoglądam na Caleena z pobłażaniem, po czym siadam naprzeciwko niego, próbując nie patrzeć na Yaylu i nie analizować stanu jego szyi. Początkowo zamierzam się odgryźć, rzucić jakąś uszczypliwą ripostę, ale szybko rezygnuję, marząc tylko o szklance wody z cytryną.
— Kac morderca.
Mynthroo uśmiecha się delikatnie, nie rezygnując jednak z wyzywającego wyrazu twarzy. Sięga po wysoką szklankę, napełnia ją słabą herbatą i podsuwa mi pod nos.
— Kiedyś musiał być ten pierwszy raz, nie? Nawet niefortunny.
Prawie się krztuszę, odchrząkuję.
— To nie był mój pierwszy raz — odpowiadam, przypominając sobie dziwny smak sfermentowanych owoców.
Chłopak unosi brwi.
— Tego się po tobie nie spodziewałem, Teevare Luekastle.
Wzruszam ramionami, szczerząc się do niego. Jednocześnie zalewa mnie fala mdłości, wracają myśli o bracie i wizja podpitych nastolatków, którzy zachowywali się trochę za głośno. Przełykam ślinę, udając, że nic się nie dzieje. Zachowuję ten płytki entuzjazm.
— Łatwo cię zaskoczyć.
Caleen pochyla się w moją stronę nad stolikiem, jego złote oczy jaśnieją. Yaylu uśmiecha się krótko, w zaborczym geście gładząc jego prawe ramię. Taksuje mnie wzrokiem w sposób tak jadowity, że mój żołądek bawi się w akrobatę, wykręcając fikołki.
— Opowiadaj — pada.
Nie chcę.
— Babcia Raisha miała barek pełen musującego wina — mówię beznamiętnie. — I tabletki, po których szybko zasypiała.
Yaylu prycha, zaczesując niesforne, czerwone kosmyki za ucho. Pstryka buntownika w policzek.
— Musieliście się tam nieźle bawić.
Zaraz zwymiotuję, mogę za to poręczyć.
— Właściwie to upiliśmy się i zasnęliśmy na podłodze — prostuję, opierając głowę na dłoni. — I prowadziliśmy fascynującą rozmowę o lamach. Raish powiedział, że życie jest jak lama: czasem pluje, ale fajnie mieć lamę.
Omiatam stolik wzrokiem, sprawdzając reakcję moich towarzyszy. Yaylu marszczy nos i brwi, jakoś nie potrafiąc przetworzyć tej informacji. Caleen dusi się ze śmiechu, rumieniąc się lekko, jakby przed wybuchem powstrzymywała go jedynie obecność tej dziewczyny. Milczący, ledwo zauważalny Xan miętosi między palcami jakiś papierek, w ogóle nie interesując się rozmową. Tymczasem mi ten tekst za każdym razem poprawia humor.
Przy okazji sprowadza moje myśli do przyjaciela.
Za jakieś dwa, trzy tygodnie jego klasa powinna odwiedzić Dzielnicę Ciepłych. Lastro pewnie go przyjmie, o ile dam radę schować dumę do kieszeni i ładnie o to poprosić. W końcu jeśli się nie przełamię, Desash skończy w laboratorium z wypranym mózgiem. Jego życie liczy się bardziej niż moja duma.
Na razie jednak dam sobie czas.
— Droy też coś wspominał o życiu — wtrąca w końcu Xan, rzucając zawiniątko na talerz. — Że cudze zawsze znaczy więcej niż twoje własne.
Twarz ma nieprzeniknioną, ciało stateczne, a mimo to wydaje mi się, że przebujam się przez mur i przenikam do jego myśli. Zresztą, moje wyglądają całkiem podobnie, ta sama kwestia chodzi nam po głowie. Oboje obwiniamy tę samą osobę, ale ja jednocześnie muszę jej bronić. Udawać swojego adwokata.
CZYTASZ
Chwile Chłodu /zakończone/
Sci-fiZa kolejnym blokiem, zakrętem, za kolejną uliczką czekają ludzie o beznamiętnych twarzach. Wyprani z emocji, zupełnie zdrowi na umyśle Zimni. Czasem trafisz na Ciepłego. Rozpoznasz go po tym, że nagle wyprostuje brwi i uda obojętność, zgasi iskierki...