Kiedy Raish wraca, znajduje mnie na podłodze: skuloną w pozycji płodowej, z czerwoną, mokrą twarzą i zapuchniętymi oczami. Na ten widok odkłada talerz pełen jakiejś zupy, po czym kuca obok, żeby delikatnie pogłaskać mnie po ramieniu. Ten gest wywołuje we mnie tak ogromne zaskoczenie, że odruchowo się wzdrygam.
— Czyli jednak klaustrofobia? — rzuca, ostrożnie odgarniając mi z twarzy niesforny kosmyk. — Szkoda, że przez ostatnie kilka lat jakoś się nie pochwaliłaś.
Podnoszę się powoli, wciskając rosnące we mnie rozbawienie w najgłębsze odmęty organizmu. Potrafię zmusić swoje płuca do nieregularnej pracy, nadać oddechowi nieco świszczący wydźwięk, drżeć na całym ciele jak po ataku paniki. To takie udawanie gorączki, ale bardziej efektowne.
— Wiesz... — Moje wargi dygoczą. — Nie jestem chłopcem, który wyszedł na ulicę z transparentem, krzycząc "Cholernie boję się pająków! Czego ty się boisz? Przyznajmy się do strachu"!
Desash kręci głową i chowa kwitnące w jego oczach iskierki rozbawienia pod zmrużonymi powiekami. Tymczasem ja składam sobie mentalne gratulacje: nie dość, że uwierzył w bajkę o klaustrofobii, to na dodatek ledwo powstrzymał się od uśmiechu. Najwyraźniej nie jest w stanie wyrzucić z pamięci wszystkich wspomnień z naszej wieloletniej znajomości.
— Miałem zadatki na niezłego pana od reklamy, nie? — pyta retorycznie. — Zimni patrzyli, jakby zamierzali włączyć się do dyskusji!
Parskam.
— Patrzyli, jakby zamierzali wezwać Służby Bezpieczeństwa.
Raish zadziera nieco podbródek, cała jego powaga pęka jak bańka mydlana, wypychając kąciki ust do góry.
— Ale tylko po to, żeby zachęcić ich do debaty!
Sięga po miskę z mętną zupą i kładzie ją przede mną. Niepewnie biorę łyżkę do ręki: pachnie znośnie, wygląda w porządku, ale może mieć w składzie coś, czego nie chciałabym łykać.
— W takim razie, co tutaj robisz 'Aishie? — pytam, powoli mieszając mętną ciecz.
Znam odpowiedź, ale chcę ją dostać od niego. Liczę, że znowu się przede mną otworzy i ty razem to ja wplątam go w aferę. Spisek o wiele poważniejszy od wszystkich sytuacji, w których znalazłam się za jego przyczyną. Wyrównamy rachunki, o ile moja propozycja nie podejdzie pod zaciąganie długu.
— Zgaduję, że wiesz, Tee. — Mierzy mnie wzrokiem.
Jakbym nie włożyła w moje pytanie wystarczającej dawki ciekawości, nie zapaliła tych obowiązkowych iskierek w oczach. Albo — jakby wiedział o tym, że Lastro posiada naprawdę wiele informacji. Nie, powinnam odrzucić tę opcję. Wtedy domyśliłby się, że większość z nich wycieka właśnie z Granitowej Twierdzy. Że Ciaratorn ma tutaj swoją wtykę.
Ktoś byłby już martwy.
— Nie czytam w myślach — odpowiadam ze stoickim spokojem. — Chociaż... właściwie... nie wiem, co potrafię...
Blefuję, bo nie zamierzam wyciągać z rękawa żadnych kart. Zobaczę, ile oni o mnie wiedzą, przy okazji udając, że sama w ogóle nie orientuję się w swoich możliwościach. Może coś im umknęło, może czegoś nie przewidzieli. Według Betryxa jestem pierwszym przypadkiem, w którym eksperyment nie zakończył się śmiercią. Nawet jeśli posiadali jakieś założenia, to, co umiem, ma szansę ich zaskoczyć.
Raish milczy przez chwilę, wpatrując się nieobecnie w przeciwległą ścianę. Twarz mu tężeje, mięśnie nieruchomieją, z oczu znika ich zwykłe lśnienie.
CZYTASZ
Chwile Chłodu /zakończone/
Ciencia FicciónZa kolejnym blokiem, zakrętem, za kolejną uliczką czekają ludzie o beznamiętnych twarzach. Wyprani z emocji, zupełnie zdrowi na umyśle Zimni. Czasem trafisz na Ciepłego. Rozpoznasz go po tym, że nagle wyprostuje brwi i uda obojętność, zgasi iskierki...