Jimin nie potrafiłby logicznie wytłumaczyć, dlaczego w sobotę przed południem jechał rowerem do jakiejś niewydarzonej, małej restauracji znajdującej się na brzegu rzeki. Był tam wcześniej tylko raz, na jednym z nielicznych rodzinnych obiadów. Miał wtedy pięć lat i z jakiegoś powodu zaczął płakać. Nie dało się go uspokoić, więc z powodzeniem zrujnował resztę wspólnego wyjścia. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek później rodzice zabrali go do restauracji.
Zatrzymał się przed dwupiętrowym, niegdyś białym budynkiem, w większości porośniętym gęstym bluszczem. Drewniane okiennice nadawały folklorystycznego klimatu, a niewielkie balkoniki wystające w przypadkowych miejscach doszczętnie rujnowały ostatnie pozory symetrii. Jimin niepewnie odstawił swój błękitny rower pod ścianą.
Znalazł się tutaj za sprawą bardzo dziwnej wymiany wiadomości. Przebiegła ona mniej więcej tak:
nieznany numer: bądź w restauracji nad rzeką o 10
Jimin: kto to??
nieznany numer: mam twój krzyżyk
(Co najmniej, jakby nie mógł się po prostu przedstawić.)
Jimin: zachowaj sobie na pamiątkę
V: nie chcę go
Jimin: to go wyrzuć
V: chcę ci go oddać
Jimin nie odpowiedział, więc po dziesięciu minutach:
V: będziesz czy nie?
Jimin: 10:30
V: 10:25
Jimin: 10:45
V: dobra, 10:30
I może właśnie to bezczelne droczenie się o nic nieznaczące minuty skłoniło Jimina do podjęcia bardzo spontanicznej decyzji, w wyniku której przekraczał teraz próg restauracji, zapomnianej przez ludzi i czas.
Na parterze znajdowała się tylko mała fontanna w kształcie młyna i bardzo znudzona kobieta opierająca się o ladę. Mógł sam się przekonać, czy Taehyung już przyszedł, ale nie chciało mu się wchodzić po schodach, jeśli nie było to absolutnie konieczne.
- Dzień dobry - powiedział kulturalnie Jimin. Kobieta posłała mu przeciągłe spojrzenie. - Jest tu może, um, chłopak? Mniej więcej w moim wieku? Jego włosy...
- Daruj sobie opis. Myślałam, że to jedyny dziwak, jaki przyjdzie do nas tak wcześnie w weekend, ale teraz wszystko rozumiem.
- Wszystko?...
- Twój chłopak czeka u góry.
- C-co? Nie, to nie tak, ja...
- Mhm. Nieważne. Tłumów nie ma, więc się nie stresuj.
Jimin darował sobie dalszą rozmowę i miał nadzieję, że jego rumieńce znikną, zanim zobaczy się z Taehyungiem. Zresztą, dlaczego nie mógł mu oddać tego durnego krzyżyka w szkole? Albo gdzieś go zgubić i zapomnieć o całej sprawie? Gniewnie stawiał stopy na stromych stopniach, dopóki nie wszedł na pierwsze piętro i jego wzrok nie padł na srebrne włosy skąpane w porannym świetle.
Taehyung podpierał policzek na dłoni i z roztargnieniem wyglądał za okno. Część jego włosów została ściągnięta w niedbałego koczka, ale kilka niesfornych kosmyków opadało na czoło i okalało twarz. Miał na sobie ogromny, szary sweter i w niczym nie przypominał siebie z poprzedniego dnia. Nie prezentował się groźnie, wyglądał spokojnie. I bardzo ładnie. Chwila, co?
CZYTASZ
100 dni • vmin au
FanfictionJimin ma sto dni, by zrozumieć, czym jest szczęście. Taehyung może być najlepszą, albo najgorszą osobą, żeby mu w tym pomóc. 02|08|18: #1 w btsv