Jungkook przespał całą niedzielę, walcząc z ostatnimi nawrotami gorączki. Bez względu na to, ile razy przewracał się z boku na bok, w nocy nie udało mu się już nawet zdrzemnąć.
Zrządzenie losu sprawiło, że Lisa zadzwoniła akurat w najbardziej bezsenną noc jego życia. Nie zawahał się ani przez chwilę. W milczeniu odebrał połączenie.
- Hej, to ja - powiedziała cichutko. - Wiem, że jest późno i przepraszam, jeśli cię obudziłam. Ja tylko... O mój Boże, to zabrzmi beznadziejnie, ale nie mogę zasnąć. Chciałbyś może... posiedzieć ze mną? Jeśli nie, po prostu się rozłącz.
Jungkookowi ani śniło się rozłączać. Nie po tym, jak dwa dni wcześniej przyszła do niego z własnoręcznie ugotowanym rosołem i zarzuciła go historiami o wszystkim, co przegapił przez miniony tydzień. Nawet i bez tego siedziałby z telefonem przy uchu przez całą noc, gdyby tylko poprosiła. W końcu chodziło o Lisę. Odczekała pełną minutę, dopóki nie odetchnęła z ulgą.
- Dziękuję. To bez sensu, ale czuję się trochę lepiej, kiedy wiem, że jesteś po drugiej stronie.
Chłopak uśmiechnął się sam do siebie. Przez chwilę obydwoje leżeli w swoich łóżkach w milczeniu. Ciszę postrzępił zaspany śmiech Lisy.
- Wydaje ci się, że jesteś taki tajemniczy - wymamrotała. - Ale bardzo wyraźnie słyszę twój oddech.
Jungkook przez pół godziny wpatrywał się w sufit. Nie usłyszawszy już żadnego dźwięku ze strony dziewczyny, postanowił zaryzykować.
- Lisa? - szepnął.
Tak jak się spodziewał, odpowiedziało mu milczenie.
- Śpij dobrze.
***
- Pamiętasz, jak wspominałem o Jiminie?
Yoongi bez zrozumienia spojrzał na swojego przyjaciela.
- No coś tam gadałeś.
- Zapomnij o tym.
- Dlaczego?
Jin tylko dyskretnie pokazał na coś palcem. Yoongi podążył za nim wzrokiem i z zaskoczeniem uniósł brwi.
Tego dnia Jimin jako pierwszy opuścił klasę, najwyraźniej po to, żeby uściskać jakiegoś srebrnowłosego chłopaka wychodzącego z sąsiedniej sali.
- Całowali się w moim domu - oznajmił Jin podekscytowanym szeptem.
- Kto to jest?
- No chyba żartujesz. To jest Kim Taehyung.
- Kto?
- V, idioto.
Teraz Yoongi nie rozumiał kompletnie niczego. Między nim i wyżej wspomnianym V w przeszłości o mały włos nie doszło do rękoczynów. Co prawda żaden z nich nie pamiętał, o co poszło, ale omijali się na korytarzach szerokim łukiem. Dlaczego ktoś tak miły i uprzejmy jak Jimin miałby zadawać się z kimś takim?
- I wybacz, że nie ściągnąłem Hoseoka.
- Kogo?
- Czy ty dzisiaj spakowałeś swój mózg, Yoongi? Dzieciaka z geografii.
- No tak. Nie było go.
- Podobno był chory.
- Aha.
- Obchodzi cię to chociaż odrobinę? - Jin zmrużył oczy. - Ostatnio wydawałeś się bardziej przejęty.
Yoongi naprawdę chciałby się przejmować. Po prostu bywały dni, kiedy nie przejmował się nawet tym, czy sam doczeka kolejnego wschodu słońca. Albo raczej liczył na to, że do tego nie dojdzie.
- Bo wydaje mi się, że ty go całkiem interesujesz.
- Słucham? - Yoongi zmarszczył brwi. Tego dnia informacje naprawdę docierały do niego z opóźnieniem.
- Nie będę ci wszystkiego dwa razy powtarzał. Musisz zacząć robić coś ze swoim życiem. Sam.
Jin obrócił się na pięcie, zostawiając za sobą skonfundowanego przyjaciela. Nie miał czasu do stracenia, musiał zobaczyć się z Namjoonem.
Wydawało mu się, że tak dobrze strzegł swojej tajemnicy. Tymczasem Yoongi z nieokreślonym bólem w piersi przyglądał się odchodzącemu chłopakowi. Jeszcze całkiem niedawno ufali sobie bezgranicznie. A potem Jin po raz pierwszy pocałował Namjoona, a Yoongi po raz pierwszy pomyślał o tabletkach nasennych.
***
- I tak właściwie to nie wiem - dokończył Jimin, nerwowo skubiąc spranego i rozpadającego się misia Hoseoka.
W ciągu ostatniej godziny Jimin powtórzył "nie wiem" tylko jakieś 150 razy. Przyjaciel słuchał go uważnie, ostatkiem sił powstrzymując się od śmiechu.
- Przynajmniej wiemy, że jest gejem - skwitował.
- Nie wiem.
- Jimin...
- Nie rozmawialiśmy o tym.
- Jeśli chce, żebyś go całował, to całkiem gejowe z jego strony.
Jimin zakrył twarz poduszką i wykrzyczał w nią całą swoją frustrację. Hoseok tylko przewrócił oczami, uspokajająco klepiąc go po plecach.
- Lubisz go, co? - spytał.
- Nie. Nienawidzę go.
- No jasne.
- A co u ciebie?
- U mnie? - Hobi prawie niezauważalnie się spiął. Ktoś mniej wyczulony od Jimina pewnie nie zwróciłby na to uwagi. Ale Jimin należał do tych osób, które zwracały uwagę na wszystko. - Wszystko świetnie, czemu pytasz?
- Byłeś chory przez ostatni tydzień, nie?
Hoseok roześmiał się nerwowo i przełknął ślinę głośniej niż zazwyczaj.
- No tak. Ale już jest okej.
Jimin przypatrywał mu się z uwagą, ewidentnie nie wierząc w ani jedno słowo. Ale nie mógł wiecznie wyciskać z Hoseoka jego problemów. Obiecał zwrócić się do Jimina, kiedy będzie potrzebował pomocy. Tak się umówili i tego musieli się trzymać.
- Skoro tak mówisz - odparł w końcu, nieznacznie wzruszając ramionami. - Ale wiesz, że...
- Tak, tak, wiem, że jesteś tu dla mnie. Dziękuję. Doceniam to.
I chociaż do tej pory to było jedyne, w co Hoseok nie bał się wierzyć, tym razem zabrzmiał słabo i niepewnie. I nie mógł tego ukryć nawet pod najpromienniejszym uśmiechem.
•••
dziś trochę nuda i krótko ale chciałam dodać dla otuchy przed jutrem
przygotujcie się na następny c:
CZYTASZ
100 dni • vmin au
FanfictionJimin ma sto dni, by zrozumieć, czym jest szczęście. Taehyung może być najlepszą, albo najgorszą osobą, żeby mu w tym pomóc. 02|08|18: #1 w btsv