Rozdział 6 Miś Uszatek i kwiatek

941 84 36
                                    

Po tym jak już się uspokoiłam porucznik i Connor zaprowadzili mnie do komisarza Jeffreya Fowlera. Krzykacz jakich mało. Nie wyglądał na gościa, z którym można dyskutować. Jak tylko zobaczył Hanka to zaczął krzyczeć coś o kolejnej naganie i teczce, która się "już kurwa nie domyka", czy jakoś tak. Byłam trochę roztrzęsiona, więc mogłam momentami nie ogarniać otoczenia, w końcu jestem defektem... mam uczucia.

- A w twojej mam już dwa zażalenia, Connor - zwrócił się do androida

- Wciąż się uczę komisarzu - odpowiedział uprzejmie wymieniony

- Obyś się tylko nie uczył od Hanka...

Connor zignorował tę uwagę i w skrócie przedstawił moją sytuację. Fowler kiwnął głową ze zrozumieniem.

- Hank, Connor powierzam wam te sprawę - w tym momencie spojrzał na mnie - I macie jej pilnować całą dobę, aż do wyjaśnienia

- Jeff, nie będę robił za niańkę! Wiesz, że nie nadaje się do tego zadania... androidy zabijające androidy... a ja nie znam się na tym... - spojrzał na mnie - na kobietach też nie - znowu złapał kontakt wzrokowy z szefem

- Ona jest androidem, nie ma okresu, jeśli tego się boisz! - no, argumentu komisarza nie mogłam obalić...

- Jeff miej litość... ledwo umiem zmienić tapetę na telefonie - to chyba była ostatnia deska ratunku, widziałam to po oczach Hanka

- A według mnie nadajesz się do tej roboty. Mamy cięcia personelu i od tego jestem szefem, byś mnie słuchał, a jak nie pasuje, to złóż odznakę i wynocha! - moja pierwsza myśl: z facetami, jak z dziećmi... - A ty Connor masz coś do powiedzenia?

- Zrobię co w mojej mocy, by wykonać misję - wydawał się... zadowolony? W sumie to nie wiem, trudno go rozgryźć. Raz mnie ratuje, potem mówi chłodnym tonem, potem obserwuje jakby czekał, aż zrobię coś nie tak, a jeszcze później mnie przytula... co za gość, niech się zdecyduje.

- No, to chciałem usłyszeć! A teraz wynocha! - wychodziliśmy, a ja jeszcze usłyszałam jak Connor mamrocze ledwo słyszalnie pod nosem "wiem... że chciałeś...". Nie wiem czemu, ale lekko zabolało. Widocznie chce się tylko podlizać szefowi, bo wiedział, że narzekanie nie zmieni jego decyzji, odnośnie "pilnowania" mnie, a nie chciał sobie popsuć opinii w jego oczach... w końcu to szef...

Chwilę później udaliśmy się do wyjścia z komisariatu. W recepcji jeszcze przeprosiłam Klarę za moje wcześniejsze zachowanie, wiecie to jak wchodziłam. Pożegnałam się z nią.

Szłam chodnikiem, za mną podążali w ciszy Hank i Connor, rozglądali się na boki. Nagle zauważyłam coś niepokojącego. Na chodniku kilka metrów od nas kucała dziewczynka z pluszakiem na kolanach, około sześcioletnia i rysowała kredą po bruku, a trzy piętra nad nią na samym skraju parapetu stała doniczka ze storczykiem. Nastąpił silniejszy podmuch wiatru, kwiatek przechylił się, w tym momencie gwałtownie ruszyłam do przodu. W ostatniej chwili złapałam dziewczynką pod pachami, uniosłam lekko, przyciągnęłam w swoją stronę i obróciłam tak, bym ją osłoniła własnym ciałem. Usłyszałam huk niecałe pół metra za plecami. Connor momentalnie znalazła się obok mnie, a Hank stał w miejscu jak wryty. Spojrzałam na dziewczynkę, puściłam ją i kucnęłam.

- Nic ci nie jest kruszynko? - Zapytałam z troską i tak łagodnie, że brunet zrobił na ułamek sekundy zdziwioną minę, a staruszka zdecydowanie dłużej trzymało, co ja mówię? On dostał szoku.

- Nic - powiedziała nieśmiało

- Mam na imię Lara, a ty jak masz na imię?

- Milena, proszę pani. Jest pani androidem?

- O tak - powiedziałam z lekkim entuzjazmem i szeroko się uśmiechnęłam - Ten elegancki pan za mną też.

- Fajnie! - powiedziała to patrząc na Connora z lekkim rumieńcem. Podniosłam pluszowego misia z przyklapniętym uszkiem i zaczęłam go otrzepywać z ziemi - Trochę pobrudził sobie futerko, jak wrócicie do domu, to będzie musiał wskoczyć do pralki. Jak ma na imię?

- To Pan Uszatek - uśmiechnęłam się - Oglądasz dobranocki?

- Tak... - jest nieśmiała, może powinnam ją trochę rozweselić.

- Zaśpiewasz ze mną piosenkę o misiu? - przytaknęła ochoczo, Connor i Hank w milczeniu przyglądali się sytuacji, a ja podniosłam miśka przed moją twarz. Zaczęłam nim kołysać i gestykulować w taki sposób jak w piosence. Rozpoczęłam ukłonem i po tym zaśpiewałam:

Na dobranoc - dobry wieczór
miś pluszowy śpiewa Wam.
Mówią o mnie Miś Uszatek,
bo klapnięte uszko mam.

Jestem sobie mały miś, gruby miś,
znam się z dziećmi nie od dziś.
Jestem sobie mały miś, śmieszny miś,
znam się z dziećmi nie od dziś!

Na koniec piosenki dotknęłam łapką misia jej nosek. Na co szerzej się uśmiechnęła.

- Fajnie! Jeszcze raz! Jeszcze raz! - podskakiwała dziewczynka

- Muszę już iść... Ci panowie czekają na mnie... - Milenka posmutniała trochę. Westchnęłam - Dobrze, ale to ostatni raz... i co powiesz na to, żeby ze mną zatańczyć? - z powrotem się uśmiechnęła, przytaknęła, na co ja wstałam i wyciągnęłam do niej rękę, którą chwyciła. Zaśpiewałam, trochę pokołysałam się i obróciłam Milenkę, tak jak mężczyźni robią podczas tańca towarzyskiego.

- I jak się bawiłaś? Było zabawnie? - zapytałam gdy skończyłyśmy

- Taaaak! - potem pożegnałam się, a kruszynka mnie przytuliła

- Co to było? - zapytał Hank po kilku minutach marszu, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę

- Zaistniało wysokie ryzyko poważnego zranienia dziewczynki, więc wkroczyłam. Źle zrobiłam?

- Nie! Jasne, że nie!... Po prostu... Co to do chuja było? To po zjebaniu się doniczki?

- To, że jestem na skraju załamania nerwowego, nie znaczy, że mam się wyżywać na dziecku, albo je kompletnie zignorować. Była zestresowana i zdezorientowana, musiałam ją uspokoić. Po prostu zaistniałą sytuację potraktowałam z uśmiechem, wykorzystując, że dziewczynka nie do końca zdawała sobie sprawę z zagrożenia. Po prostu ją oszukałam, pokazując, że nie ma się czym przejmować i to co się stało jest kompletnie nieważne. Manipulacja w dobrej sprawie, inaczej nazywana "podejściem do dzieci", poza tym lubię taniec i nie przejmuję się tym, że inni patrzyli się na mnie jak na wariatkę, bo kręciłam tyłkiem na ulicy.

- Manipulacja?! Ty, kurwa, co? - krzyknął Hank

- Zrobiłam to by nie dostała traumy, przez coś na co nie miała wpływu. Nie robię tego często... no chyba, że wymaga tego praca.

- Gdzie pracujesz? - wtrącił się elegancik

- To tu, to tam... Mam robotę na zlecenie, albo z dostawą do domu...

- To znaczy...? - nie dawał za wygraną... uparty. Zapamiętam

- Dokładniej opowiem na miejscu, jeśli będziecie zainteresowani...

Szliśmy już jakieś dwadzieścia minut, gdy staruszek się odezwał

- Już nogi mi w dupę wchodzą... daleko jeszcze, do tego twojego domu?

- Poruczniku, to nie moja wina, że jak na razie androidy nie mogą prowadzić żadnych pojazdów... nawet roweru... a mój dom już z stąd widać - wskazałam ręką na parterowy budynek. Śiwo-włosy odetchnął z ulgą.


Android Też Człowiek - Detroit Become HumanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz