Rozdział 18 Uprowadzona

601 57 36
                                    

Uwaga! Zaczęłam pisać nową historię! Tym razem o Kapitanie "szanuj język ojczysty"! Jak komuś podoba się mój styl pisania i humor, nie przeszkadzają względnie porypane sceny, czy dość barwne osobowości... To zapraszam do czytania "Piszczący kurak, czyli morderstwa po zmroku"! Na początku miał być to One-shot, ale pewna zwariowana osóbka ( _Verix_ ) poprosiła o kontynuację... jej jakoś nie mogłam odmówić... Serdecznie zapraszam i... miłego czytania.



Odebraliśmy staruszka spod budki z żarciem. Następnie postanowiliśmy wrócić do domu Hanka, który otwarcie pokazywał niechęć do mnie. Był już wieczór. Connor szedł tuż obok mnie... nasze ramiona dzieliło zaledwie kilka centymetrów... dziwne. Zwykle starał się trzymać odległość pół metra... i do tego jego dioda...odkąd tak idziemy cały czas jest żółta! Najchętniej bym spytała czy nie jest chory... ale androidy nie chorują. Może coś kombinuje? Moje rozmyślania przerwał huk... postrzelono Connora w ramię... popchnęłam staruszka na ziemię i zaciągnęłam do murku, brunecik pobiegł za nami. Kolejny strzał... elegancik pada na ziemię... oberwał w nogę. Wybiegłam z kryjówki i pociągnęłam poszkodowanego w stronę zasłony. Udało się. Tracił tyrium... muszę je zatamować... Dobrze, że mam przy sobie torebkę... Wyciągnęłam z niej palnik... Hank spojrzał na mnie z pytaniem w oczach.

- No co? Kobiety noszą w torebkach wiele rzeczy. Nigdy nie wiesz co może się przydać... Więc nigdy nie narzekaj jak jakaś kobieta każe ci potrzymać, lub ponosić za nią torebkę... może jej zawartość kiedyś uratuje ci życie. - szybko zatamowałam krwawienie.

Po chwili z uliczki nieopodal wyszło kilka androidów... widać było, że nie mieli dobrych zamiarów. Connor chciał szturmem na nich ruszyć i im dokopać, ale go powstrzymała.

- Najpierw musimy się zająć snajperem. Pożyczam. - Wyrwałam Hank'owi pistolet z ręki. - rA9 pomóż mi... - wyszeptałam kładąc się na ziemi, tak, że oparłam stopy na murku. Spojrzałam na Connora - Gotowy? - skinął głową - Trzy... dwa... jeden... już! - odepchnęłam się nogami, przez co pojechałam na plecach do tyłu w ułamku sekundy znalazłam cel na jednym z dachów. Strzeliłam. Cała akcja trwała sekundę. Bardziej czasochłonne zajęcie miał elegancik... walczył z trzema naraz... świetnie sobie radził, ale pozostałych dwóch zdołało się przedrzeć... wycelowałam, pociągnęłam za spust, kliknął tylko, ale nie wystrzelił. Pusty magazynek... tylko jedna kula? Hank wrzasnął:

- Nosz kurwa! Wziąłem z domu nie ten pistolet! - wszystko jasne... Przeklnę Hanka później. Muszę znaleźć coś, czym się obronię... albo co pomoże mi uciec... Sytuacja: Dwóch osiłków chce mi coś zrobić, wyraźnie celem jestem ja... Connor jest zajęty walką, więc mi nie pomoże... nie mam broni... mam Hanka... Same złe wieści! Opcja pierwsza: Connor sobie poradzi, ja zaczynam walkę... prawdopodobnie przegram, a Hank zginie... Nie wchodzi w grę... Opcja druga: Connor sobie poradzi, ja poświęcam Hanka i uciekam... Hank zginie, ja przetrwam... Lepiej, ale nie zadowalająco... Opcja trzecia: Przedzieram się do Connora, walczymy wspólnie... Connor'owi może się coś stać, ja na pewno przetrwam, Hank zginie... Nie mogę do tego dopuścić. Opcja czwarta: Connor sobie poradzi, ja robię za przynętę, nie wiem, czy przetrwam, ani czy Hank przetrwa, to będzie zależeć od tego co zrobi i od szczęścia... Więc wybór składa się z tego, czy mam poświęcić Hanka, czy siebie... Żaden wybór nie jest dobry... muszę wybrać mniejsze zło... Dobra. To jedziemy z tym koksem.

- Hank biegnij w lewo między budynki, tam ich zgubisz, jeśli będą cię gonić... jeśli nie to tam są śmietniki schowaj się za którymś i czekaj, aż Connor skończy walkę... - szepnęłam, a przerażony staruszek odparł tylko krótkie "kurwa mać" i wykonał polecenie. Ja ruszyłam w przeciwną stronę... przeciwnicy pobiegli, tak jak przewidziałam... za mną. Zaczynamy więc parkur androidów. Byliśmy na szczęście, bądź nieszczęście na obrzeżu miasta... zwykłe zadupie, ale dużo zrujnowanych i opuszczonych domów, więc mam gdzie się ukryć. Wbiegłam do jednego z niedokończonych bloków. Kierowałam się na samą górę, na dach. Udało mi się tam dostać przeskakując po kolei różne przeszkody. To moja jedyna szansa... plan ryzykowny i to bardzo. Ponadto nie mam planu B... nie znoszę gdy tak jest... przeskakiwałam z dachu na dach... dobrze, że bloki są położone tylko kilka metrów od siebie... ale jak spadnę, to nie mam szansy na przeżycie. Pomyślałam w tamtym momencie o Connorze i kucającym za jakimś śmietnikiem Hanku, za moimi braćmi i Remim, któremu wiele zawdzięczam... czy to ludzie nazywają... przelatującym życiem przed oczami? Skakałam dalej... moim celem był budynek z którego elegancik mógłby mnie zobaczyć... specjalnie biegłam tak, bym mogła go "przypadkowo" spotkać. Jeśli pobiegł za Hankiem... to po mnie. Spojrzałam za siebie... biegł już tylko jeden... jednak mam szansę. Gdy dotarłam do celu... stanęłam przy krawędzi, by łatwo można było mnie zobaczyć. Z daleka dostrzegłam brunecika, wiedziałam, że on też mnie zobaczył. Biegł w moją stronę. Już chciałam rozpocząć walkę, gdy pojawił się ktoś jeszcze...

- Miło cię widzieć. - powiedział.

- Nie znamy się, więc nie mów jakbyśmy byli starymi znajomymi. - powiem jedno. Jakoś nie lubię dziada. Sama jego morda mnie wkurza. Wygląda na perfidnego manipulatora. Skąd to wiem? Spotkałam wielu ludzi i defektów... mam doświadczenie. Wiem, że książki nie ocenia się po okładce, ludzi po wyglądzie, a faceta po stanie konta... ale uwierzcie... chciałabym się teraz mylić. 

- No no no... jaka wojownicza. Pozwól, że ostudzę twój zapał i wysunę pewną propozycję...

- Z kanaliami nie idę na żadne układy.

- Szkoda... ten mógłby cię zainteresować... bo jeśli nie pójdziesz z nami... policja, ten zrzędliwy porucznik i ten laluś, z którym spędziłaś kilka ostatnich dni dowiedzą się czegoś o tobie...

- Niby czego? - podszedł do mnie i powiedział szeptem słowa, przez które zmroziło mi tyrium w obwodach... - N...n...nie możesz...

- To chodź z nami. - nie mam wyboru...

- Zgoda.

- Musimy się jednak upewnić, że nie poznasz lokalizacji naszej kryjówki i nie zechcesz się rozmyślić... więc dobranoc. - podszedł do mnie i użył paralizatora. Paralizator powoduje, że systemy wariują, najpierw nie możesz się ruszyć, a po chwili tracisz przytomność... widziałam jak przerzuca mnie sobie przez ramię i jak na dach wchodzą Hank i Connor. Porywacz numer jeden (ten który mnie trzyma) przeskoczył na kolejny dach i chciał uciec... ale brunecik ruszył za nim. Do pościgu włączył się porywacz dwa i Hank. Porywacz dwa popchnął Hanka, przez co staruszek prawię spadł, teraz trzymał się kurczowo krawędzi, a nad nim stał jego przeciwnik... szansa na przeżycie porucznika... 25%... resztkami sił krzyknęłam do Connora by go ratował, ten zawahał się, ale spełnił mój rozkaz... potem został zatrzymany przez wroga, a ja nieubłaganie się od nich oddalałam... brunecik starał się przedrzeć, ale nie zdołał, bo porywacze mieli posiłki, które właśnie przybyły... elegancik po chwili zdobył przewagę. Byłam pod wrażeniem... walczył dzielnie... ale nie byłam w stanie dalej go dopingować... moje oczy same się zamknęły i nastała tylko ciemność... 

***

Siedziałam na parapecie w dość małym pokoju, wpatrywałam się w widok za oknem. Ktoś wszedł, nie odrywałam wzroku od krajobrazu. Jakoś mój "gość" mało mnie obchodził.

- Dlaczego dałaś się złapać? Albo dokładniej... Dlaczego zgodziłaś się pójść z nami? - nie rozpoznałam jego głosu, więc jeszcze mniej znaczyła dla mnie jego obecność.

- Dlaczego pytasz? - zapytałam beznamiętnie, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.

- Jestem ciekaw... poza tym widać było, że ten brązowowłosy laluś bardzo tego nie chciał. Nie chciał do tego dopuścić nawet za cenę uszkodzeń. Musi mu na tobie zależeć...

- Nie jestem warta ratunku, ani tym bardziej czyjegoś poświęcenia... Gdyby znał mnie lepiej, to przestałoby mu zależeć... jeśli w ogóle zależy... Ten "laluś" jest służbistą. Jest w stanie wiele poświęcić, by wykonać misję... a misją jak możesz się domyślić była moja ochrona. - mój rozmówca skinął głową i wyszedł. Chociaż byłam do niego plecami, jakoś wiedziałam, że to zrobił... nie umiem tego wyjaśnić. Zostałam sama. Westchnęłam spoglądając przez brudne okno na wolno przesuwające się chmury. - Gdyby tylko wiedział...




W następnym rozdziale przeszłość Lary. Kto jest ciekawy naszej bohaterki?

Android Też Człowiek - Detroit Become HumanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz