To opowiadanie ma już aż 1043 wejść! Ach taka ilość oczek... Skacze z radości! Nie spodziewałam się. W życiu bym nie pomyślała. Jestem w szoku. Z tej okazji rozdział pojawił się szybciej. Dziękuję wszystkim. Niech rA9 będzie z wami ;D
Podczas drogi do Garego, kimkolwiek jest, Hank narzekał, na chyba wszystko dookoła, Connor milczał i jak piesek trzymał się blisko, drepcząc za nami. Po jakimś czasie ujrzałam cel naszej wyprawy, a mianowicie budkę w jakiejś zapyziałej i podejrzanej okolicy, a do tego stała pod mostem... miała neonowy napis "chicken feed". Podeszliśmy do lady.
- Cześć Hank. Jak leci? - przywitał się sprzedawca
- Ech, to samo, dzień dalej.
- Hmm, widzę, że plasticzek dalej z tobą... ale co widzą moje oczy. No, no, no Hank widzę, że obracasz się w piękniejszym towarzystwie. - popatrzył na mnie
- To tylko chwilowe. - odparł wymijająco siwowłosy
- Z tym tam też tak mówiłeś, a widzę, że dalej się przy tobie kręci.
- Gary, to co zwykle. - zignorował go staruszek
- Już się robi. - mężczyzna odwrócił się i zaczął coś przygotowywać, rozmawiali z wojowniczym staruszkiem o ostatnim meczu, a ja z brunecikiem staliśmy niemal na baczność za porucznikiem w milczeniu. Ukradkiem rozejrzałam się i dostrzegłam... nieważne zaświadczenie licencji inspekcji sanitarnej... Skoro jej nie odnowił, to... nie chce nawet myśleć jak złe są tu warunki... Podejrzewam, że nawet nie umył rąk wychodząc z kibla... Gdy otrzymaliśmy zamówienie podeszliśmy do stolika, a Hank zaczął jeść.
- Często pan tu jada? - zapytałam, a elegancik zrobił minę jakby miał deja vu.
- Ano często. Gary robi najlepsze burgery w Detroit. Wiesz, że Connor pytał mnie o to samo? Jesteście tak zaprogramowani, czy jak? - zignorowałam ostatnią uwagę
- Powinien pan się lepiej odżywiać... ten... hamburger ma 1680 kcal, 36 g białka, 53 g węglowodanów, 53% wody i aż 2,2 g soli, a "ananasowa namiętność" ma 710 kcal i aż 184 g cukru... Może to się skończyć miażdżycą... a w konsekwencji zawałem, albo wylewem... Powinien pan bardziej dbać o siebie...
- Mówisz jak moja matka i... Connor... - widocznie chciał coś dodać, ale podszedł do nas jakiś typ. Brązowe włosy, które nie wiedziały co to grzebień, bluza, a na to kamizelka. Dżinsy z dziurami, trampki i złoty, a raczej pozłacany sygnet na palcu.
- O moja droga, jesteś tak piękna jak wschód słońca w letni dzień. - spojrzałam się na niego jak na idiotę, a on złapał moją dłoń i pocałował... Connor się spiął, ale nie zainterweniował, a Hank dalej jadł, tyle, że z miną "co tu się odpierdala?! ale przynajmniej dała mi spokój... więc spoko" - Jak moja najpiękniejsza masz na imię? - milczałam, ale Hank musiał się wtrącić...
- No, Lara odpowiedz mu. - zabije... po prostu: podduszę, reanimuję, zadźgam, poćwiartuję, ugoruję i rzucę na pożarcie świni. Biedna świnka... do końca jej życia będę płacić za jej weterynarza jako zadośćuczynienie, ale będzie warto.
- Więc Lara! Piękne imię, dla pięknej pani. - przypomniałam sobie, że włosy zasłaniają moją diodę. Pewnie myśli, że jestem człowiekiem. To moja szansa, by się go pozbyć. Przeczesałam palcami włosy, odgarniając przy okazji diodę. Zauważył. Już nie będzie ze mną flirtował, to dobrze. - Ty... jesteś androidem... - jest! Dobrze! A teraz wymyśl wymówkę i odejdź... proszę.
- Ma pan rację, jestem androidem.
- Ten anielski głos idealnie pasuje, do takiej buźki jak twoja. - o nie... dlaczego ja? Teraz przyklęknął na jedno kolano... Hank jedz szybciej, a nie spowalniasz. To nie czas, by delektować się jedzeniem! - Jesteś jak pąk róży, która nigdy nie zwiędnie... zawsze doskonała w każdym calu. - gdzie ja to słyszałam? Zaczęłam się zastanawiać, a on kontynuował - Wieczna uroda to twój dar. Co ja mówię, to dar dla świata, jego zbawienie... teraz chce mi się żyć, gdy wiem, że mogę przebywać tu razem z tobą. - ponownie chwycił mnie za dłoń, zgrabnym ruchem ją wyrwałam
- Prosiłabym mnie nie dotykać. - i tu popełniłam błąd, ja uśmiechnęłam się... to było z przyzwyczajenia! Ja nie chciałam!
- Uśmiech anielicy rozświetlający mroczne zakamarki mojego serca... o aniele, będę się do ciebie modlił każdej nocy! - teraz zaczyna to być poważnie niepokojące... Kątem oka zauważyłam, że głodomór skończył jeść i oddalił się, by zadzwonić po taksówkę. Nareszcie dobra wiadomość!
- Nie jestem aniołem...
- Jesteś taka skromna, miła, piękna. Jesteś światłością w mroku tego zatęchłego miasta. - ten klęczący typ mnie wkurza. Czegoś chce ode mnie, czy po prostu lubi gadać? Nawet się nie przedstawił... ale może to i lepiej. Rozłożył ręce... chyba czegoś chce...
- Moja ukochana, chodź do mnie. Padnij w me ramiona i trwajmy tak przez wieczność! - nawet nie mam słów, by to skomentować... Dlaczego mnie to spotyka? Jedyne pocieszenie, to to, że to mało uczęszczana okolica, więc jest mało gapiów... ale są, to już gorsza wiadomość....
- Przykro mi, ale nie jestem zainteresowana...
- Przestań udawać niedostępną, przecież wiem, że jesteśmy dla siebie stworzeni! - teraz to się stało bardzo, ale to bardzo niepokojące... Facet się rozkręca. Spojrzałam na stojącego z boku, lekko wnerwionego elegancika. Najwidoczniej jego to ględzenie też wkurza. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł...
- Przykro mi, ale jestem zajęta... - złapałam Connora za nadgarstek i pociągnęłam w stronę staruszka.
- Zajęta?! Moje życie bez ciebie nie ma sensu! Co ja mam teraz zrobić?! Bez ciebie nie pożyje długo! Jesteś dla mnie jak powietrze, jak sens życia! Co ja pocznę bez ciebie?! Jak mam żyć?!- chce mnie wziąć na litość? Nie ze mną te numery
- Wróć do tego co robiłeś dziesięć minut temu. - rzuciłam przez ramię oddalając się. Connor, co dziwne bez najmniejszego sprzeciwu dał mi się prowadzić. Dołączyliśmy do Hanka.
- Zajęta? - w głosie Hanka słychać było kpinę. Więc podsłuchiwał...
- Tak, jesteśmy "zajęci" prawda poruczniku? Mieliśmy iść jeszcze na zakupy, po jakieś przekąski dla pana. - wiem, że nie o takie bycie "zajętą" chodziło, a ja wykorzystałam to, że to słowo ma wiele znaczeń i sprawiłam wykorzystując brunecika, że natręt pomyślał, że jesteśmy parą... Dotarło do mnie, że dalej go trzymam, więc szybko puściłam. Hank spojrzał na mnie jakbym była głupia i nie zdawała sobie sprawy co zrobiłam, ale było inaczej... Wzrok staruszka powędrował, na odrzuconego przeze mnie... natręta.
- Phi. Człowiek i android? Bez żartów. Ten koleś powinien się leczyć. Komu by się podobały androidy? Przecież... Connor, dlaczego wyglądacie jak głąby i macie taki wkurwiający głos?
- Poruczniku, androidy produkuje się z myślą o współpracy z ludźmi. Moja aparycja i głos mają pomóc w pomyślnej realizacji tego zadania. - odpowiedział elegancik
- No to ktoś zjebał. - skwitował Hank
- Znam kogoś kto by cię za te słowa rozszarpał, a potem popłakał nad twoimi zwłokami... i bynajmniej nie z wyrzutów sumienia... - dodałam cicho
CZYTASZ
Android Też Człowiek - Detroit Become Human
FanficConnor x OC Na podstawie gry Detroit Become Human, którą serdecznie polecam. Akcja dzieje się po pokojowym proteście Marcusa i wyzwoleniu androidów z wieży Cyberlife przez Connora. Uprzedzam, że będę wzorować się na grze i niektóre dialogi, bądź syt...