Rozdział 14

130 2 18
                                    

,,Zaufanie rodzi się z sekundy na sekundę, z minuty na minutę, z godziny na godzinę, z dnia na dzień... a potrafi umrzeć tak nagle, że nawet tego nie zauważysz..."

Wychodząc z sali eliksirów Harry czuł się jakby zaraz miał paść na podłogę i zasnąć, zupełnie mając w poważaniu to, iż leżałby na ziemi będąc deptanym przez uczniów. Był zmęczony i śpiący, właśnie przez to nienawidził wtorków. Zawsze wysysały z niego energię najbardziej, tak samo jak piątki. Nie miał pojęcia dlaczego nauczyciele tak bardzo ich nie lubią, i chcą niszczyć im każdy dzień masą prac domowych, skoro przecież każdy chce sobie chwilę odpocząć. A przy tym trybie życia, ciężko jest znaleźć chwilę na chociażby krótką drzemkę, tym bardziej, że w Slytherinie działo się tak wiele, iż Harry naprawdę mało sypiał.

— Coś ty taki zmęczony? — Harry spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na Dracona, który mimo tego, że była godzina siedemnasta, a oni nie mieli dziś ani godziny prawdziwej przerwy, nie wyglądał na w ogóle zmęczonego dniem i życiem. Wręcz przeciwnie, był pełen energii.

— Jak ty możesz jeszcze o to pytać?! — oburzył się Potter za to chłopak pokiwał głową — Oni pochłaniają naszą energię! Nie można już nawet normalnie myśleć!

— Przesadzasz.

— Ty nie masz limitu!? — warknął z irytacją — Czemu nie opadasz z sił?

— Nigdy nikt nie pytał czy mam dość — odparł po prostu i klepnął go po plecach, następnie odchodząc, Harry zamrugał niczego nie rozumiejąc. Chłopak zniknął za zakrętem za to były Gryfon zauważył, że ktoś przy nim przystanął. Odwrócił wzrok patrząc na Hestię, która trzymała książkę do eliksirów przyciśniętą do piersi i uśmiechała się lekko patrząc przed siebie.

— O czym mówił? — spytał, Ślizgonka popatrzyła na niego nadal się uśmiechając

— O przeszłości — powiedziała po prostu i znów spojrzała przed siebie — Nie miał za lekko jak zapewne mogło ci się wydawać Harry. Musiał dużo ćwiczyć by być dobrym w tak wielu dziedzinach. Tego oczekiwała od niego Narcyza. I to sprawiło, że tak bardzo on jej nienawidzi — popatrzyła na niego, znów się uśmiechając, ale Harry dostrzegł w tym czynie wymuszenie, jej oczy nie były wesołe — Jeśli dziwiło cię dlaczego nagle jest tak dobry w różnych dziedzinach to jest odpowiedź. Zawsze musiał wiedzieć więcej, i wie. Ale woli udawać że jest inaczej. Nie powie ci tego zapewne nikt, a on się do tego nigdy nie przyzna.

— Więc dlaczego ty mi to mówisz?

— Bo dla ciebie jego mama była wspaniałą kobietą — powiedziała po prostu — Dlatego tak się zdenerwował moją wczorajszą rozmową z tobą. Bo potraktowałam cię inaczej niż innych — zamilkła na chwilę — niż traktuję jego samego a przecież...

— Jesteś jedyną osobą której ufa — oznajmił a ona uśmiechnęła się lekko i wzruszyła ramionami, jednak po chwili ciszy przytaknęła.

— Chyba masz rację — obejrzała się za siebie —Nie ma w tym wszystkim twojej winy Harry. Więc nie myśl o tym. To po prostu musiało się wydarzyć.

— Żałujesz tej decyzji?

— Dla mnie przyjaźń jest ponad uczucia. Wolałam się wycofać.

— Będziesz tak uciekać?

— I tak ktoś mnie od dawna odpycha — oznajmiła a Harry zamrugał i również spojrzał za siebie, widząc Astorię, która rozmawiała o czymś z Pansy i Dafne. Nagle zrozumiał dlaczego Astoria tak bardzo nie lubi Hestii — Póki nie odpuści będę stała z boku

— A jeśli... jeśli właśnie nie odpuści i uda jej się to czego tak bardzo chce? — dziewczyna uśmiechnęła się lekko , była chyba jedyną Ślizgonką która robiła to tak często w tak różny sposób. Wyrażała tym gestem każde uczucie które czuła, od radości, przez wdzięczność do smutku i żalu, nie potrzebowała dużo mówić. Wystarczyło, że po prostu uśmiechnęła się w odpowiedni sposób. — Usuniesz się w cień? Jak tchórz?

Sama historia nie kończy się...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz