Rozdział 19

117 4 9
                                    



"Przy­jaźń nie potępia w chwi­lach trud­nych, nie od­po­wiada zim­nym ro­zumo­waniem: gdy­byś postąpił w ten czy tam­ten sposób... Ot­wiera sze­roko ra­miona i mówi: nie pragnę wie­dzieć, nie oce­niam, tu­taj jest ser­ce, gdzie możesz spocząć.~ Malwida von Meysenbug




Potter westchnął z rezygnacją odkładając karty na stół. Zabini za wiwatował zbierając jego pulę do siebie, z uśmiechem na ustach. Siedzieli w pokoju wspólnym, spędzając czas na grze w karty. Po wydarzeniach, które odbyły się na korytarzu kilka godzin temu, Malfoy wyjaśnił całą sprawę, broniąc Pottera przed złością ze strony wielu osób, a on sam, tak jak i reszta ludzi, z którymi Malfoy zwykł przebywać, rozłożyli się w pokoju wspólnym, do którego nie ośmielił się wejść nikt inny. Nawet starsi Ślizgoni. Autorytet Draco... Nie. Strach przed nim sprawiał, że ludzie go unikali, a także słuchali we wszystkim. Także wieczór, spędzali w swoim towarzystwie, popijając whisky i grając w karty, w które Blaise miał dziś, wyjątkowego farta. Zgarniając spore ilości galeonów w trakcie tych rozgrywek.


Harry już nie pamiętał, kiedy spędzał taki wieczór. Odkąd trafił do Slytherinu był to chyba jego pierwszy raz, kiedy to siedział spokojnie, nie przejmując się niczym i nikim. Zwyczajnie. Jakby był całkowicie normalny, a ludzie go otaczający byli zwykłymi, niczym się nie wyróżniającymi, uczniami. Mimo, iż w rzeczywistość była zupełnie inna. On sam był Chłopcem Który Przeżył, tym którym ma zabić największego czarnoksiężnika tych czasów. Draco zaś był śmierciożercą, o mocy dającej prawo przejrzeć czyjś umysł, przez co sam często nie rozróżniał co wydarzyło się w jego życiu a co w życiu kogoś zupełnie mu obcego. Flora istotą o mrocznych, nadprzyrodzonych mocach, która podczas niekontrolowanego wypływu mocy, może nawet zabić. Alex, dziwnego rodzaju szpiegiem, i zdrajcą którego motywów działań Potter nie rozumiał. Max, upadłym kobieciarzem i sportowcem, który po ujawnieniu swojej orientacji zaczął być traktowany jak błoto. Astoria, która jedynie wyglądała na uroczą, a w rzeczywistości tłumiła w sobie setki tysięcy uczuć, które bała się ujawnić ludziom, przez co mocniej cierpiała, i której Potter nie wiedział jakby mógł pomóc. Nott, który bawi się nimi wszystkimi, i który według Pottera jest jeszcze większym kanciarzem i krętaczem niż Alex. Blaise, który cierpi z winy jakiejś dziewczyny, traktując ludzi przedmiotowo. I Hestia. — Harry uśmiechnął się przelotnie, na myśl o dziewczynie — która jest chyba jedyną osobą w tym towarzystwie, która właśnie jest całkowicie "zwyczajna". Jest uprzejma i urocza, pomocna i zawsze widzi pozytywy tam gdzie ich nie ma. Jest aniołem, który wmieszał się w bezbożników, w podziemiach diabła... W domie węża. Taka właśnie była prawda. Żadne z nich nie było "normalne"... Ale czy tak naprawdę istnieje taka osoba? Przecież każdy, na swój sposób jest dziwny... Inny. Gdyby wszyscy byli tacy sami, to świat byłby nudny, czyż nie?


— Potter... Potter, na pewno pasujesz? — Harry ocknął się z zamyślenia spoglądając na znudzonego Notta, który nawet na niego nie patrząc, układał swoje karty. Najwyraźniej będąc jedynym, który wciąż wierzył w to, że dziś pokona Zabiniego. Cała reszta już od kilkunastu minut jedynie siedziała na miejscach i przyglądała się grze, czasami rozmawiając przyciszonymi głosami. Jednak wszystkich ciekawiło jedno. Czy ktokolwiek dziś przełamie passę Blaise'a?

— Tak — oznajmił powoli Potter a brunet już mu nie odpowiedział. Potter z resztą nie spodziewał się odpowiedzi, Nott nie odzywał się do niego jeśli nie musiał. I Harry również nie czuł potrzeby by to zmieniać. Ponieważ jakoś ani jeden, ani drugi, nie pałali do siebie sympatią.

Harry zwrócił uwagę na Astorię siedzącą obok niego, która odpadła w rozrywce jako pierwsza, dając się podpuścić Zabiniemu oczywistym blefem.

Sama historia nie kończy się...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz