Rozdział 28

59 3 10
                                    

"Ludzka głupota jest jedyną rzeczą oddającą ideę nieskończoności."


— Jak tu pięknie — Hermiona spojrzała zdziwiona na Hestię Carrow, która zatrzymała się na środku pokoju wspólnego Gryffindoru, obserwując go z zachwytem. Granger była tym naprawdę zaskoczona. Pamiętała dzień w którym pojawił się tutaj Malfoy. Określił wtedy to miejsce jako wymazaną szlamem dzicz. Natomiast Hestia, mimo że była Ślizgonką, była w stanie ujrzeć piękno Gryffindoru. Przypadek raczej niespotykany. — I te gobeliny — dodała podchodząc do jednej z tkanin wiszącej przy wejściu do żeńskiego dormitorium, która ukazywała jednorożca. — Prawdziwa szkocka praca — przyznała z uznaniem, dotykając opuszkami palców materiału, jakby bała się, że go zniszczy samym dotykiem. Nie było to raczej możliwe. Fred i Geaorge kiedyś biegali poowijani w gobeliny po całym pokoju wspólnym wywrzaskując hymn Brytyjskich Aurorów. Po co to robili, chyba tylko Bóg wie. Ale było zabawnie... i pokazało, że te tkaniny naprawdę są niezniszczalne.

— Wiesz, że są szkockie? —Spytała po chwili ciszy a ta przytaknęła krótko.

— Naturalnie. W końcu sama jestem Szkotką — odwróciła się do Hermiony i uśmiechnęła przyjaźnie.— Muszę znać dziedzictwo sztuki narodu, z którego się wywodzę.

— Dobrze powiedziane — przyznała z uznaniem Hermiona za to Hestia już się nią nie przejmowała znów rozglądając się po pokoju. — Naprawdę ci się tu podoba? — Carrow przytaknęła ponownie, spoglądając w tej chwili na żyrandol z jeleniego poroża.

— Jest tu bardzo przytulnie — oświadczyła Hestia spoglądając na choinkę i uśmiechnęła się blado. — Zupełnie inaczej niż mówi się w Slytherinie.

— Tutaj też pewnie przesadnie mówią o wyglądzie waszego pokoju wspólnego. — Hestia wzruszyła ramionami na znak swojej niewiedzy. Granger natomiast zamyśliła się przez chwilę. Nie licząc jej, w całym domu zostało tylko pięciu gryfonów. Ale to pierwszoroczni więc nie powinni sprawiać problemów. Co daje jej prawo by chwilę odpocząć, a przy okazji zająć się Carrow. — Pokażę ci dormitorium. Wydajesz się być śpiąca.

— Dlaczego taka jesteś? — Spytała Hestia kiedy weszły na górę i szły korytarzem prowadzącym do dormitorium Hermiony.

— To znaczy?

— Miła... — Granger uśmiechnęła się przelotnie otwierając drzwi .— Naprawdę nie musisz się mną przejmować. Ja tu tylko mam przenocować.

— Wiem... — Zamilkła na chwilę zastanawiając się co właściwie powinna teraz powiedzieć. Zasadniczo nie wiedziała dlaczego tak się stara i jest dla niej uprzejma. W końcu ona jest Gryfonką a Carrow Ślizgonką. Nie powinna się do niej odzywać... Tyle, że Hestia była inna niż wszyscy ślizgoni. Ona miała serce. — Pewnie temu, że chcę ci się odwdzięczyć — powiedziała cicho za to Carrow popatrzyła na nią zdziwiona. — We wrześniu... Kiedy Ron się zdenerwował, pomogłaś mi — Carrow po chwili przytaknęła.

— Faktycznie, coś takiego miało miejsce. Ale nie musisz mi się odpłacać. Nie wyznaję tej ślizgońskiej zasady, coś za coś. Naprawdę, dam sobie radę.

— Wiem. — Powtórzyła a jej policzki lekko się zarumieniły — Tylko nie chciałam, żebyś... — Zamilkła a Hestia spojrzała na nią z niezrozumieniem.

— Tak?

— Nieważne. Przepraszam, że się wtrącam.

— Skończ. Proszę. — Hermiona spojrzała na nią z obawą. Hestia patrzyła na nią z zaciekawieniem.

— Nie chciałam, żebyś czuła się sama — Carrow zamrugała. — Pewnie myślisz teraz, że zwariowałam w końcu w ogóle się nie znamy. Nie mam prawa cię oceniać ani wiedzieć co czujesz ale... Wydaje mi się, że nie powinnaś teraz być sama. Bo... Skoro nawet Snape nie chciał odesłać cię do twojego domu, to musiało stać się coś naprawdę dla ciebie ciężkiego...A kiedy coś takiego się dzieje, nie można być samym... Bo potem pogrążasz się w tych wszystkich emocjach. A to boli i... — Hermiona zamilkła kiedy ta ją przytuliła. — Carrow?

Sama historia nie kończy się...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz