Rozdział 11

144 3 3
                                    


"Ludzie lubią komplikować sobie życie, jakby już samo w sobie nie było wystarczająco skomplikowane." ~ Carlos Ruiz Zafón




Przez wszystkie wydarzenia, zamieszania i zmiany Harry nawet nie zdążył zauważyć kiedy Wrzesień się skończył. Czas płynął nieubłaganie i zanim Potter powoli zaczął układać swoje życie wszystko na nowo zaczęło się w nim burzyć.




Nie chodziło o jego przyjaźń z Ronem czy Hermioną, nie chodziło o to nagłe przeniesienie do Slytherinu... Nawet o to, że grał z Malfoyem przyjaciół! W końcu życie podstawia pod nogami wiele przeszkód, z którymi trzeba się zmierzyć, i na które nie ma rady... Harry to rozumiał i starał się z tym żyć. Jednak w tej chwili — siedząc na swoim łóżku w ciemnym pokoju — znów wszystko pomieszało mu się w głowie. A prowizoryczny porządek, który ułożył sobie w niej odkąd znalazł się w domu węża, runął. Wszystko z powodu wydarzenia, które przed godziną się wydarzyło, i które sprawiło, że poczuł się nieco zagubiony.




Harry wracał z Wielkiej Sali do pokoju wspólnego opuszczając kolację zaraz po przemowie dyrektora. Dziś nie był głodny, ani nie miał ochoty na drażnienie Gryfonów — co oczywiście Malfoy robił nawet bez niego — więc postanowił, iż się wcześniej położy by rano móc równie wcześnie wstać i na spokojnie odrobić zaległe zadanie z Historii Magii, w którym Astoria obiecała mu pomóc.




Potter przechodząc wzdłuż pustego korytarza lochów nie czuł się już niepewnie. Przywykł do tego miejsca, ciemności i zimna... Z jakiegoś dziwnego powodu odpowiadało mu to, tak jak i życie wśród Ślizonów. Rano ciężko mu było wstawać z wygodnego łóżka a słońce nie świeciło mu w oczy by ten sen przerwać... Tak jak i współlokator, który czasami nawet zapominał go obudzić, przez co Potter często przesypiał pierwsze lekcje. Oczywiście jeśli ktoś by go ostatecznie nie budził to z całą pewnością przesypiałby również lekcje do południa. Jednak Astoria nie widując go na śniadaniu, kilka razy jeszcze w trakcie jego trwania, przychodziła do dormitorium Pottera by obudzić go w jeden z najgorszych sposobów. A mianowicie rzucić mu zaklęciem — wodnego pocisku — w twarz. Nieraz z tego powodu chciał się z nią kłócić. Jednak patrząc się w jej duże zielone oczy cała złość mu przechodziła. W końcu robiła to dla jego dobra...




Wybraniec skręcił w ostatni korytarz lochów kierując się w kierunku pokoju wspólnego. A na jego usta wkradł się uśmiech na wspomnienie dzisiejszego poranka, który był właśnie jednym z tych, kiedy młodsza z sióstr Greengrass przyszła go obudzić. Może było to czasami dość irytujące, ale jak to bywa, najczęściej po złości przychodzi śmiech... A właśnie te wydarzenia sprawiały mu radość i zapisywały się w jego głowie. Bo warto pamiętać właśnie takie rzeczy i zastępować nimi wszystkie przykre oraz złe chwile. Dzięki temu łatwiej uzyskać człowiekowi pełnię szczęścia.




Potter przystanął przy przejściu do pokoju wspólnego patrząc na osobę, której tutaj z całą pewnością nie powinno być...




— Harry — powitał go uprzejmie Remus uśmiechając się w jego kierunku — miło, że się pojawiłeś.


— Co tu robisz? — zapytał Ślizgon nieco rozkojarzony, oglądając się za siebie, sprawdzając czy przypadkiem nie ma w pobliżu któregoś członka bandy Dracona.


— Tonks mnie poinformowała o wszystkim. W takiej sytuacji uznałem, że musimy o czymś porozmawiać — posłał mu kolejny ciepły uśmiech. Harry spojrzał na niego lekko zdziwiony, nie rozumiejąc o czym niby mają rozmawiać. Tiara zdecydowała, nawet Dumbledore nie mógł się temu przeciwstawić.


— W porządku... Ale nie tu — dodał szybko, a chwilę później powiedział hasło, a ściana prowadząca do pokoju wspólnego otworzyła się, ukazując wejście do Slytherinu. Przeszli przez pokój, kierując się do dormitorium Harry'ego, żwawym krokiem. Potter cieszył się, że jest on teraz pusty, ponieważ nie miał pojęcia jakby miał się zachować przy pokoju pełnym ślizgonów i jak odpowiedzieć na pytania, które zapewne by padły...

Sama historia nie kończy się...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz