Rozdział 26

78 4 0
                                    



"Człowiek nie jest tylko sprawcą swoich czynów, ale przez te czyny jest zarazem w jakiś sposób „twórcą siebie samego".







Potter skrzywił się mocno, czując że jego noga wykręciła się w niebezpieczny sposób, przy uderzeniu w podłogę. Przy deportacji, czuł jak Hestia co chwila chciała się wyrwać, więc to pewnie skutek, jej działań. Ponoć rozszczepienie się nie jest wcale niczym przyjemnym.

Kiedy wszystko przestało wirować, a Harry otworzył oczy, dostrzegł, że jest cały... no, prawie. Jego noga rzeczywiście wyglądała jakby pomyliła kierunki. Ponieważ piętę miał z przodu a nie z tyłu. Poczuł szarpnięcie i spojrzał na Carrow, która wyrwała się w końcu z jego uścisku. I zaczęła rozglądać dookoła, cała przerażona, zapłakana ale i wściekła. Jej oczy lśniły ogniem złości!

— Gdzie jest tu kominek?! — spytała a Potter milczał. — Potter! Muszę do niego wrócić! On...

— Jak wy wyglądacie?! — Potter spojrzał w kierunku wejścia skąd wbiegła Pani Weasley cała przerażona. Najpierw podbiegła do Hestii — dziecinko, wszystko w porządku?

— Nie...

— Coś cię boli? Siadaj zaraz sp... zaczekaj! — krzyknęła a Potter szybko stanął na równe nogi i syknął z bólu — Harry! — oburzyła się pani Weasley — nie możesz tak..

— Ona nie może skorzystać z kominka! Stworek! Stworek wiem, że tu jesteś! — Wrzasnął — Hestia Carrow ma tu zostać! — Krzyknął. — Słyszysz mnie! — Coś huknęło a potem usłyszał pisk Hestii. Potter wypuścił powietrze ze świstem i opadł na najbliższe krzesło. Dopiero teraz miał czas żeby w ogóle zobaczyć gdzie się deportował. I ze zdumieniem uświadomił sobie, że wylądował w bibliotece znajdującej się w domu Blacków... do której przecież nigdy nie wchodził. Miał wylądować tam gdzie pomyślał...

"właściwie to nie zdefiniowałem do jakiego pokoju właściwie chcę trafić" — przeszło mu przez myśl — "co się właściwie wydarzyło?".

— Harry — Potter spojrzał nieco zdezorientowanym wzrokiem na Panią Weasley, która właśnie przy nim uklękła z wyjętą różdżką. — Chłopcze, co się stało?

— Ja... Znaczy się...

— Spokojnie — powiedziała cicho. — Najważniejsze, że nic wam nie jest — dodała i machnęła różdżką a Potter skrzywił się kiedy coś chrupnęło. — I po krzyku — wstała a Potter spojrzał na swoją nogę... Pięta znów była na miejscu. — Tylko jej nie nadwyrężaj przez dwie doby dobrze?

— Tak Pani Weasley. Dziękuję.

— Nie ma za co kochaniutki — machnęła dłonią. — Zaraz powinien zjawić się Remus z resztą. Wszystko na spokojnie wyjaśnisz.

— Jeśli nie będzie chciał, to nie wyjaśni. — Potter drgnął unosząc wzrok do drzwi, a jego oczy zalśniły. — Jesteś cały od ziemi — oświadczyła Pani Malfoy zamiast powitania. Potter prawie się zaśmiał. Nie obchodziło jej w tej chwili oczywiście nic innego. Zawsze na pierwszym miejscu stawiała wygląd i etykietę. — Umyj się, Carrow też się to przyda. Odpocznij. Zakon przecież poczeka.

— Zasadniczo to...

— Ja sprawuję nad nim opiekę — weszła w słowo Molly, Narcyza. A ta zamilkła. — Dobrze, że zrozumiałaś — oświadczyła. — Choć Potter. Wyjaśnię Ci pewne sprawy po drodze. — machnęła na niego dłonią i wyszła. A on natychmiast poszedł za nią. Przy wyjściu słysząc jeszcze przestrogę pani Weasley: "uważaj na tą żmiję Harry".


*


— Nie bardzo wiem jak się tu znaleźliśmy .. Co się stało? — spytała Touka rozglądając się po tak dobrze znanym sobie miejscu.

Sama historia nie kończy się...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz