2 miesiące późniejAron
Wszystkim nam z dnia na dzień,żyło się coraz gorzej. Każdy chodził poddenerwowany z powodu jednej osoby . Vivien. Nikt z nas nie wiedział co się z nią działo, ale nie było najlepiej. Nawet ja nie potrafiłem do niej dotrzeć.Często była powodem naszych kłótni. Ciągle jej coś nie pasowało, od jedzenia po błahe rzeczy. Była przez cały czas rozdrażniona, no może tylko wtedy kiedy spała nie. Miałem wrażenie,że wszyscy wtedy mogliśmy odetchnąć. Wiele razy kłóciła się z Claire, a kiedy jedna drugiej zaczęła mówić okropne rzeczy, Vivien wpadała w płacz. Tak więc,żadne z nas starało się jej nic nie mówić i nie doprowadzać do kolejnych awantur.
- Wpadłem na pewien pomysł.- od razu patrzy na mnie z pod byka. Leżymy razem na łóżku. Luke przeniósł się do mnie, bo uznaliśmy,że tak będzie najlepiej dla wszystkich. Nie tylko, dlatego,że lepiej, żeby Vivien mogła być sama. Czasami zostaje na noc, gdy tego potrzebuje. Staram się ją wspierać, choć nie ukrywam,że często dostaje mi się za to po głowie.- Co byś powiedziała, na to, aby z kimś porozmawiać.
- Z kim?
- Z jakąś osobą, która może..mogłaby bardziej do ciebie dotrzeć.
- Jaka miałaby to być niby osoba?
- Specjalista.- czuję, że zaraz wybuchnie. Tak jest często.
- Specjalista ,czego?
- W dziedzinie terapii.- patrzy na mnie zaniepokojona, po chwili wstaje i biegnie do łazienki.Szybko się podnoszę i stoję pod drzwiami.
- Otwórz!- krzyczę, naciskając po pięć razy klamkę. Stoję pod drzwiami jeszcze dziesięć minut. Słyszę stękanie od torsji, których pewnie dostała. Pytanie tylko, czy to przez to, że jej to zaproponowałem. Po chwili otwiera drzwi, jest wyraźnie blada.
- Jak mówię,żebyś otworzyła drzwi, to mnie nie lekceważ. Jak się czujesz?
- Lepiej.
- Skąd to nagłe..
- Pewnie się czymś zatrułam.
- Powinniśmy jechać do lekarza.
- Nic mi nie jest!
- Dlaczego się denerwujesz?- idzie z powrotem do pokoju.- Vivien!
- Co?!
- Pójdziesz dzisiaj pogadać z tym psychoterapeutą.
- Po co?! Wszystko jest w porządku.
- Nie jest! Nie widzisz tego?! Daj sobie pomóc, albo i ja wykorkuję. Może teraz dochodzą do ciebie skutki tego całego stresu związanego z Lancasterem. Twój organizm sam się buntuję, więc powinnaś sprawdzić co mu dolega.
- Nie pójdę do psychoterapeuty.- wychodzi i zamyka się w łazience. Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. Mam słabe nerwy i mam ochotę coś rozjebać.
****
Wszyscy wrócili z pracy. Przez cały dzień Vivien siedziała w łazience. Na zmianę płakała i wymiotowała. Nie chciała dać sobie pomóc, choć przez ten cały czas byłem gotowy pojechać z nią do lekarza.
- Jak tam?- pyta Claire.
- Poszła spać.
- Znowu? Ostatnio ciągle śpi.
- Nie wiem co mam robić. Z jednej strony chcę ją wspierać, a z drugiej powiedzieć,żeby się ogarnęła.
- Czemu się tak zachowuje?- dobre pytanie. Po chwili dzwoni mój telefon. Odbieram.To Serge.
***
Budzę się i jest już chyba wieczór. Czuję metaliczny posmak w ustach. Krzywię się, po czym biorę parę łyków wody ze szklanki, która stoi obok. Wstaję i idę do kuchni.Nikogo nie ma. Pukam do pokoju Claire i Damona.
Po usłyszeniu, proszę, wchodzę.-Sorry, że przeszkadzam, ale mam pytanie, gdzie jest Aron? - po jej minie wnioskuję jedno. Lancaster. - Chyba, już wiem.
-Vivien.. On nie może z tego zrezygnować bez jakiegokolwiek planu.
- Dobrze, ale czy chociaż próbował coś wymyślić. Minął miesiąc do cholery!-wychodzę z mieszkania chwytając kurtkę. Staram się, nie trzaskać drzwiami tym razem, aby nie wysyłali za mną listu gończego.
Chodzę bezsensu ulicami po Nowym Yorku. Obserwuje ludzi i zastanawiam się, jak to jest mieć normalne życie. Czy tego właśnie chcę? Mieszkać tu i w ten sposób żyć? W ciągłym strachu i obawie, że mogę stracić kogoś bliskiego. Słyszę wibrację w telefonie, patrzę na telefon. Aron. Ignoruje połączenie. Pewnie już zdążyli się zorientować, że mnie nie ma. Każdy traktuje mnie jak kogoś nieodpowiedzialnego, albo małe dziecko. Po chwili dzwoni po raz drugi, więc odbieram. Chodzę już niecałą godzinę, a dziwnym trafem odczuwam to dużo mocniej.
- Gdzie jesteś?- słyszę ten głos. Jak zwykle włączył się mu tryb groźnego samca alfa.
- Na ulicy.- głęboko wzdycha.
- Jakiej?
-Na Bleecker Street.
- Nie ruszaj się stamtąd. Zaraz będę.- rozłącza się nim zdążę coś powiedzieć.
Aron
Myślałem, że umrę ze strachu jak się dowiedziałem, że gdzieś poszła. Na szczęście wzięła telefon. Docieram na miejsce jakieś 15 minut później. Widzę jak siedzi na ławce. Wychodzę i staram się być opanowany.
- Coś ty sobie myślała?!- przewraca oczami, jakbym powiedział coś irracjonalnego.
- Odebrałam jak dzwoniłeś, a po za tym chyba mam prawo wychodzić.- całuje mnie, nim zdążę zareagować, po czym wsiada do auta. Tylko spokojnie, spokój może nas uratować.
Co jakiś czas zamiast patrzeć na drogę, zerkam na Vivien. Jest zamyślona i wygląda inaczej.Musi zrozumieć, że się o nią cholernie boję i jeżeli nadal..
- Aron..- wyrywa mnie z myśli jej zaniepokojony ton.- Widzisz to czarne auto z tyłu? Ciągle za nami jedzie.- Patrzę w tylne lusterka. Po chwili poznaję auto.
- Kurwa.- przyspieszam co w moim wypadku jest już niebezpieczne.
- Co się dzieje?- wyczuwam w jej głosie strach.
- Musimy ich zgubić. To chyba Lancaster.
- Co teraz?!
Skręcam na najwyższych obrotach, mijając przecznice. Czuję jak Vivien drży, niestety nie mam wyboru. Jeżeli dowiedzą się,że siedzi ze mną w środku..
Vivien
Pasy wżynają mi się w klatkę piersiową. Oprócz tego kręci mi się w głowie i jest mi nie dobrze. Nigdy nie lubiłam szybkiej jazdy. Muszę wysiąść, bo robi mi się słabo. Ulice migają mi przed oczami jak fotografie wyświetlanych zdjęć. Przez cały czas patrzę w lusterka.Kiedy myślę,że udało nam się ich zgubić. Wyrastają jak z pod ...z pod? Ughh!!!
- Muszę jeszcze przyspieszyć.- oznajmuje. Jasne, zawieź nas na pewną śmierć. Nic nie mówię, bo czuję się jak przed wzbiciem samolotu w powietrze. - Mam lepszy pomysł, wysadzę cię, a dalej będę próbował ich zgubić. Wrócę po ciebie.- kiwam głową, bo przynajmniej, będę mogła w końcu wysiąść, ze śmiertelnej jazdy. Zostawia mnie na Orchard Street. Sam szybko odjeżdża, a mi coraz bardziej kręci się w głowie.
***
Mija.. Nie wiem ile czasu. W końcu zjawia się Aron. Podchodzi do mnie. Jest jakiś rozkojarzony.
-Wszystko dobrze? - pyta, a ja się uśmiecham. - Tak.
Po chwili wszystko się zamazuje,aż widzę tylko ciemność lub jej brak.
CZYTASZ
I Will Get You Back
RomancePisane na początku ,,mojej twórczości". Dużo błędów nadal tak jak w pierwszej części, czytasz na własną odpowiedzialność. -,,O czym chciałaś pogadać? - dlaczego to jest takie cholernie trudne?! -No tak. Więc, w życiu zdarzają się różne, dziwne rzec...